W kontekście konfliktu bliskowschodniego co jakiś czas przewija się wątek tamtejszej mniejszości chrześcijańskiej. Najczęściej zniekształcony i to na wielu poziomach. W tym artykule postaram się przedstawić tą społeczność, biorącą udział w demokratycznym projekcie w północnej Syrii – Rożawie i broniącą go razem ze swoimi kurdyjskimi, arabskimi, jezydzkimi i pochodzącymi z innych mniejszości sojusznikami.
Który mamy dzisiaj rok?
Jedną z takich zniekształceń jest zagadnienie samej identyfikacji tej mniejszości. Otóż nie można jej sprowadzać tylko do religii. Owszem, jest ona elementem jej tożsamości, ale jej nie wyczerpuje. Jest to bowiem samoidentyfikacja etniczna. Trzeba tu pamiętać, że chrześcijaństwo było religią dominującą na Bliskim Wschodzie przed arabskim podbojem.
Nie mówimy o emigrantach na tereny islamu, czy konwertytach.
To ostatnie było zresztą bardzo utrudnione, a nawet wręcz niemożliwe w krajach
islamskich, choć w ostatnich latach takie zjawisko, w ograniczonej skali, miało
miejsce w Rożawie. Mówimy o rdzennych mieszkańcach regionu, którzy zresztą
swoje antyczne korzenie podkreślają często za pomocą nazw jakimi sami siebie
określają.
Syriacy lub Asyryjczycy, Chaldejczycy, Aramejczycy. Bliskowschodni
chrześcijanie używają różnych samoidentyfikacji (w Libanie dodatkowo fenickiej). Uczestnicy rewolucji
Rożawy to przede wszystkim Syriacy, ale w ramach Syryjskich Sił Demokratycznych
działają też grupy określające się mianem Asyryjczyków.
Co ciekawe brak w tej autoidentyfikacji odwołań do
faktycznego chrześcijańskiego imperium sprzed arabskiego podboju – Cesarstwa
Wschodniorzymskiego. Być może dlatego, że Bizancjum, a właściwie Rzym (nazwę
Bizancjum ukuliśmy na Zachodzie, dla samych zainteresowanych to było po prostu
Cesarstwo Rzymskie, w czasach arabskiej ekspansji już jedyne istniejące) to w
narracji islamu wróg. Narracji do której, dodajmy, wracają współcześni
dżihadyści.
Przejawem takiego odwoływania sie do dziedzictwa
starożytności jest kalendarz. Wydawało
by się, że jak chrześcijanie to powinni stosować nasz, zachodni, zaczynający
się przecież od narodzin Jezusa Chrystusa (inna sprawa, że błędnie
wyliczonych). Tymczasem nie. Dla Syriaków/Asyryjczyków mamy rok 6769. Nie, nie
jest on liczony od „początku świata”, czy jakiegoś biblijnego wydarzenia. Jest
to data umowna, przyjęta w latach 50-tych, kiedy budziła się syiacko-asyryjska
świadomość narodowa jako spadkobierców starożytnych cywilizacji Mezopotamii i
ma odnosić się do powstania pierwszej świątyni w Aszur, jako początku
cywilizacji. Świątyni boga Aszura.
Kalendarz ten ma znaczenie przede wszystkim kulturowe i nie
jest raczej stosowany na co dzień, tym niemniej Akitu, czyli nowy rok,
przypadający 1 kwietnia stanowi ważne święto.
Sojusznicy
Mniejszość chrześcijańska była pod rządami muzułmańskimi
obiektem dyskryminacji. Szczytowym ich okresem była fala ludobójstw dokonana
przez osmańską, a potem republikańską Turcję w okresie poprzedzającym pierwszą
wojnę światową, podczas jej trwania i po zakończeniu.
Zbrodnie te funkcjonują w powszechnej świadomości jako
ludobójstwo Ormian, ale ich ofiarami byli nie tylko Ormianie, ale także Grecy,[1]
oraz właśnie Syriacy/Asyryjczycy. Ci ostatni określają je mianem Sejfo (Seyfo).
Ocenia się, że pochłonęło 300 do 500 tysięcy istnień z tej społeczności.[2]
Podobnie jak Niemcy w swoim ludobójstwie Żydów znaleźli wspólników wśród innych narodów Europy, tak samo i Turcy mieli swoich pomocników. Znaleźli się wśród nich Kurdowie, głównie służący w oddziałach nieregularnej kawalerii Imperium Osmańskiego – Hamidiye Hafif Süvari Alayları, ale także cywilni ochotnicy. Kurdowie tego współudziału się nie wypierają, wielokrotnie za udział niektórych z nich przepraszali.[3] Kurdyjskie samorządy zrobiły też wiele dla przywrócenia w Turcji ormiańskiego i syriacko-asyryjskiego dziedzictwa kulturowego, zwłaszcza w latach 2012-15. Kiedy rząd AKP rozpoczął w 2015 roku wojnę z mieszkańcami kurdyjskich miast, zniszczył także efekty tych wysiłków.[4]
Jednocześnie wielu Kurdów pomagało prześladowanym. W artykule o Jezydach pisałem o pięknej karcie tej społeczności, jaką było ocalenie 20 tysięcy syriackich uchodźców. Pisałem też, że część Jezydów identyfikuje się tylko jako Jezydzi, zaś część jako Kurdowie wyznania jezydzkiego. Podobnie masowo ratowali Ormian Kurdowie wyznania alewickiego[5] z prowincji Dersim. Oni sami stali się potem, w latach 1937-38 ofiarami jednego z kolejnych ludobójstw przeprowadzonych przez Turcję.[6]
W latach drugiej wojny światowej poborowi wyznania
chrześcijańskiego i judaistycznego w armii tureckiej byli kierowani do
batalionów roboczych używanych do najcięższych, wyniszczających prac i
poddawani prześladowaniom ze strony tureckiej kadry.[7]
Kolejne prześladowania miały miejsce po wojnie. Np. w nocy z
6 na 7 września 1955 roku z inspiracji tureckich władz dokonano w Stambule
pogromu Greków (oraz innych niemuzułmańskich mniejszości). Zamordowano 30 osób,
setki były ranne, wiele kobiet zgwałcono, a mężczyzn okaleczono (obrzeżano).[8]
W latach 80-tych XX wieku Syriacy zamieszkujący region Tur
Abdin na terenie Turcji stali się celami ataków niejako przy okazji wojny
Turcji z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Rząd turecki wspierał i tolerował
różne organizacje o charakterze nacjonalistycznym, bądź islamistycznym (np.
Kurdyjski Hezbollah, który był grupą sunnickich ekstremistów zwalczających PKK
i co najmniej tolerowanych przez władze Turcji). Dla grup tych mniejszość
religijna i etniczna była naturalnym celem.
Mnożyły się zabójstwa w wykonaniu „nieznanych sprawców”, pozornie pozbawione
motywów, które łączyło jedno – przynależność ofiar do chrześcijańskiej
mniejszości.
Młodzi Syriacy zdecydowali, że nie będą czekać na powtórkę
ludobójstwa tylko zaczną się organizować i bronić. A skoro stali się celem
razem z Kurdami z PKK to i razem będą się bronić. [9]
Nazwali się Tukoso Dawronoyo Mothonoyo d’Bethnahrin, czyli Patriotyczna
Rewolucyjna Organizacja Bethnahrin. Bethnahrin to po syriacku Kraj Dwóch Rzek,
Mezopotamia. Ruch ten z czasem przyjmował różne nazwy, ale zwykło się ich
nazywać po prostu Dawronoyo, rewolucjoniści.
Dawronoyo szkoliło partyzantów we współpracy z PKK, zbierało
fundusze, głównie w europejskiej diasporze i starało się budować poczucie
wspólnoty wśród społeczności bliskowschodnich chrześcijan używających różnych
nazw. Na przełomie XX i XXI wzięli udział w wojnie domowej w Basur
(południowym, „irackim” Kurdystanie) przeciwko siłom KDP Barzaniego po stronie
PKK. Bezpośrednią przyczyna zaangażowania było porwanie i gwałt na Syriaczce w
wykonaniu prominentnego członka KDP w maju 1999 roku.[10]
Partyzanci Dawronoyo w ataku odwetowym zabili 39 Peszmergów KDP.[11]
24 lipca 2000 roku, w rocznicę podpisania traktatu w
Lozannie około stu aktywistów ruchu zajęło budynek rządowy w szwajcarskiej Lozannie, w którym podpisano ów
akt. Protestowali przeciwko dyskryminacji w Turcji, będącej efektem tegoż
traktatu.[12]
Na froncie syryjskiej
wojny domowej
1 października 2005 roku powstała syryjska odnoga ruchu Dawronoyo
– Gabo d’Ḥuyodo Suryoyo, czyli Partia Unii Syriackiej, znana pod skrótem
angielskiej nazwy SUP (Syriac Union Party). Sytuacja Syriaków w Syrii była
trochę lepsza niż Kurdów. Wprawdzie np. także odmawiano im nauki we własnym
języku, ale mogli go używać w kościołach.
Z drugiej strony nie byli wolni od represji, które po części wynikały z
faktu, że uważają się nie za mniejszość religijną, tylko narodową, zaś w Syrii
obowiązywał arabski nacjonalizm. Często, podobnie jak przedstawiciele innych
mniejszości byli przymusowo rejestrowani jako arabscy muzułmanie,[13]
co z kolei przekładało się na objęcie takimi, a nie innymi przepisami.
„W czasach Bashara al-Assada, wolność wyznania nie istniała. Na przykład ksiądz mógł być represjonowany za swoje kazanie. Wszystko było monitorowane, a ludzie zastraszeni. To dotyczyło większości religii.” – mówi komendantka Nisha Gewriye, HSNB.[14]
Gdy wybuchły w Syrii protesty, które następnie przerodziły
się w syryjska wojnę domową SUP zajęła stanowisko antyreżimowe, lecz wyrażała
je pokojowo. Tym niemniej część Syriaków na własną rękę zaangażowała się w
działania zbrojne.[15]
Wraz ze wzrostem fanatyzmu religijnego w szeregach
rebeliantów, oraz represji ze strony reżimu (między innymi aresztowania członka
Komitetu Wykonawczego SUP, Rubela Gabriela Bahho i wiceprzewodniczącego SUP,
Saida Malkiego Cosara) SUP z jednej strony zacieśniła więzi z zawsze bliskim
ruchem kurdyjskiego demokratycznego konfederalizmu reprezentowanym w Syrii
przez PYD (Partiya Yekîtiya Demokrat – Partia Unii Demokratycznej), a z drugiej
Syriacy zaczęli tworzyć własne siły samoobrony.
„Kiedy żyjesz bez wolności, bez wykształcenia, kiedy nie możesz chodzić do szkoły i uzyskać zawodu, jeśli nie masz praw, kiedy nie masz praw, wtedy nie możesz mieć nadziei na przyszłość. Więc jesteś nikim, a wtedy życie to gówno! Nie mogę tak żyć, w takim życiu nie mogę nic osiągnąć jako człowiek. Nie chcę być prezydentem, brać ropę i bogacić się, chcę tylko być człowiekiem, mieć prawa i bezpieczeństwo! Więc musimy walczyć i dać naszą krew następnym pokoleniom, aby je dla nich zdobyć, dla naszych małych kuzynów, braci i sióstr, które są dzisiaj dziećmi.” Matay Hanna, dowódca oddziału MFS biorącego udział w operacji wyzwolenia Rakki.[16]
Jako pierwsza powstała w 2012 roku Sutoro, której celem była
ochrona społeczności chrześcijańskiej i pełnienie funkcji policyjnych.[17]
Sutoro jest autonomiczną częścią ogólnej formacji policyjnej Demokratycznej
Federacji Północnej Syrii – Asayîşa. Kilka miesięcy później Syriacka Rada
Wojskowa (Mawtbo Fulḥoyo Suryoyo – MFS, znana też pod angielską nazwą Syriac
Military Council), formacja już stricte militarna. W organizacji obydwu brał
udział syn uprowadzonego Saida Malkiego Cosara, Johan Cosar, który powrócił z
emigracji w Europie. Johan, obywatel szwajcarski miał za sobą pięcioletnią
służbę w armii nowej ojczyzny i w nowym zadaniu korzystał z doświadczeń
zdobytych jako sierżant armii szwajcarskiej.[18]
W październiku 2015 roku powstały Syryjskie Siły Demokratyczne, znane pod skrótem angielskiej nazwy Syrian Democratic Forces – SDF, koalicja sił walczących o demokratyczną, świecką i tolerancyjną Syrię, zbudowana wokół kurdyjskich oddziałów YPG i YPJ (Yekîneyên Parastina Gel – Powszechne Jednostki Obrony, Yekîneyên Parastina Jin – Kobiece Jednostki Obrony). MFS była jednym z założycieli tej koalicji,[19] a obecnym rzecznikiem prasowym SDF jest Kino Gabriel z MFS.
Tuż przed zawiązaniem się SDF rozpoczęło się formowanie
wzorowanej na YPJ formacji kobiecej – HSNB (Ḥaylawotho d’Sutoro d’Neshe d’Beth
Nahrin – Siły Obrony Kobiet Mezopotamii).[20]
W pierwszej grupie przeszkolone zostało 50 bojowniczek.
Także inne stronnictwo chrześcijańskie, początkowo
wspierające reżim, Gabā Aṯurāyā Demoqraṭāyā (Asyryjska Partia Demokratyczna,
ADP -Assyrian Democratic Party) współpracuje obecnie z PYD, a powiązane z nią
oddziały zbrojne Mawtḇā d-Nāṭorē d-Ḥābor (Strażnicy Chaburu) i Naṭore d’Tel
Tamer Ashoraye (Strażnicy Ludu Assyrii) brały udział w operacji SDF w rejonie
Deir ez Zor.[21] Ta
druga to formacja bardziej o charakterze policyjnym.
Grupa ta samoidentykuje się jako Asyryjczycy i jak
wspomniałem początkowo była bliższa reżimowi.
Strażnicy Chaburu współdziałali zresztą już wcześniej z MFS i YPG, ale
doszło do nieporozumień na tle podległości
– YPG naciskało na podporządkowanie się MFS. Ostatecznie na początku
2017 roku wstąpili do SDF jako osobny uczestnik. Mimo to już wcześniej część
Strażników walczyła w szeregach Syryjskich Sił Demokratycznych. Jednym z nich był Basil Talya poległy 28
sierpniu 2016 roku.[22]
Po jego śmierci w szeregi Strażników wstąpiła jego żona.[23]
W formacji tej służy niewielka grupa kobiet, brak jednak potwierdzonych
informacji o ich udziale w walkach. Podobnie jak w Sutoro nie mają one
wyodrębnionej osobnej formacji.
Istnienie niezależnych formacji etnicznych (identyfikacja
religijna i etniczna przenika się tutaj, choć niekoniecznie jest tożsama, nie
każdy Syriak/Asyryjczyk jest chrześcijaninem, nie każdy chrześcijanin
Syriakiem) nie ogranicza ich składu etnicznego. Zdarzają się Asyryjczycy w
szeregach YPG,[24] a w
kontyngencie HSNB walczącym o wyzwolenie Rakki była muzułmańska Arabka z Deir
ez Zor.[25]
6 lipca 2019 roku MFS i Strażnicy Chaburu ogłosiły powołanie
jednolitej Syriacko-Asyryjskiej Rady Wojskowej.
Syriacki renesans w
Rożawie
„Jesteśmy pewni, że idea demokracji, wolności i pokoju między różnymi grupami odniesie sukces i dlatego jest to dla nas priorytet. (…) Teraz, wraz z powstaniem kurdyjskiego Samorządu Demokratycznego, wolność religii i wolność jako taka w ogóle istnieją we wszystkich dziedzinach.” Nisha Gewriye.[26]
„W północno-wschodniej Syrii, w Kamiszlo, Hasace i innych
miastach, oraz otaczajacych je wioskach trwa renesans oblężonej społeczności
chrześcijańskich Syriaków, która po dziesięcioleciach zaniedbań i represji
próbuje ożywić swój język i kulturę” pisze Sam Sweeney a artykule zatytułowanym
„Renesans syriackich chrzescijan”.[27]
To chyba najlepsze określenie. Renesans.
W Rożawie wszystkie grupy etniczne, etniczno-religijne i
religijne mają zagwarantowany udział w samorządzie. Syriacy są obecni na jego
różnych szczeblach. I tak np. Elizabeth Gawrie jest współprzewodniczącą regionu
Dżazira. Syriacy zasiadają w Syryjskiej Radzie Demokratycznej i Radzie
Wykonawczej Federacji. W ostatnich wyborach koalicja wyborcza z ich udziałem
zdobyła najwięcej głosów.[28]
Tak samo grupy te mają zagwarantowane prawo do edukacji we
własnym języku. Przez pierwsze trzy lata dzieci uczą się w języku ojczystym. Od
czwartej klasy poznają inne języki używane w kantonie, w którym mieszkają, w
piątej dochodzi język obcy.[29]
Dotyczy to także nauczania w języku syriackim.[30]
Jest to odmiana języka aramejskiego, także alfabet syriacki jest pochodną
alfabetu aramejskiego. Pisze się w nim, podobnie jak w piśmie arabskim, lub
hebrajskim od prawej strony na lewą.
Nie odbywa się bez zgrzytów. Nie tak dawno temu prorosyjska
propaganda rozpowszechniała w Polsce wieści jakoby Kurdowie prześladowali
chrześcijan, zamykali ich szkoły i chcieli kurdyfikować. Faktycznie pojawił się
konflikt, ale nie sposób by go było przedstawić w bardziej wypaczony sposób,
niż w tej propagandzie.
Sprawa dotyczyła szkół prywatnych prowadzonych przez
instytucje kościelne. Szkoły te prowadziły nauczanie wg. starego, reżimowego
programu i nie chciały go zmienić. To znaczy, że właśnie nie chciały nauczać w
języku chrześcijańskiej mniejszości i nauczać dzieci ich kultury, tylko
kontynuować arabizację. Dlaczego?
Pomijając kwestie współpracy z reżimem części hierarchów religijnych, kluczowym był tutaj brak międzynarodowego uznania Rożawy i jej szkolnictwa. Rodzice obawiali się, że świadectwa ich dzieci nie będą honorowane nigdzie poza Rożawą, inaczej niż państwowe świadectwa wystawiane przez reżim w szkołach uczących wg. jego programu. I to niestety prawda. Zindoktrynowany uczeń reżimowej szkoły zostanie bez problemu przyjęty np. na uniwersytet w Unii Europejskiej (w tym Polsce), oczywiście o ile się nań dostanie, natomiast jego kolega wykształcony w programie nauczającym o równości płci, prawach człowieka, wolności religijnej i demokracji, już niekoniecznie.
Tego typu nieporozumienia w niewielkim stopniu wpływają na
sytuację chrześcijańskiej mniejszości, która po raz pierwszy od bardzo dawna ma
możliwość rozwijania swojej kultury i kultywowania religii.
Funkcjonują kościoły różnych wyznań. Odbudowywane są te,
które zniszczyli dźihadysci. I tak np. w
grudniu 2017 roku powtórnie otwarto kościół w Ghardukah w regionie Dżazira,
zniszczony we wrześniu 2013 roku.[31]
Z kolei 20 lipca tegoż roku otwarto ponownie kościół w Amuda po… 40 latach
przerwy.[32]
Odbywają się msze,[33]
imprezy dla dzieci[34],
festiwale,[35]
obchodzone są święta.[36]
W grudniu można spotkać Mikołajów.[37]
Kościoły ochrania Sutoro.[38]
To konieczność ze względu na wojnę z religijnymi fanatykami. Społeczność
syriacka organizuje też imprezy o bardziej świeckim charakterze.[39]
13 czerwca 2017 roku w Hesece odsłonięto pomnik upamiętniający ofiary
tureckiego ludobójstwa „Sejfo”.[40]
Dodam, że w sąsiedniej Turcji Syriacy/Asyryjczycy od lat
starają się o otwarcie choć jednej własnej szkoły. Bezskutecznie. Ostatnia
została zamknięta w 1928 roku.[41]
Zresztą w ogóle sytuacja mniejszości chrześcijańskich jest w Turcji zła. W
sierpniu 2017 roku Sztokholmskie Centrum Wolności, organizacja monitorująca
sytuację praw człowieka w Turcji opublikowało raport o antychrześcijańskiej
mowie nienawiści w Turcji, w tym i w wykonaniu samego Erdogana.[42]
Ten ostatni stwierdził podczas tureckiej agresji na kanton Efrin, że w
sąsiedztwie Turcji trwają „postmodernistyczne chrześcijańskie krucjaty”,[43]
zaś rządowa telewizja mówiła w kontekście tej agresji o „wojnie półksiężyca z
krzyżem”.[44] Celem
ataków są np. obchody bożego narodzenia.[45]
Pod koniec 2016 roku na fali odwołań i uwięzień kurdyjskich burmistrzów,
zwolniona została i zastąpiona rządowym komisarzem Februniye Akyo,
współburmistrz (samorządy miast z kurdyjską większością w Turcji też stosowały
system współprzewodnictwa kobiety i mężczyzny) Mardin. Februniye, która naprawdę nazywa się Fabronia Benno, ale Turcja
wymusza na mniejszościach używanie tureckich nazwisk, była pierwszą w historii
Turcji chrześcijanką na czele miasta.[46]
Erdogan chce
dokończyć ludobójstwo
Nie powinno zatem dziwić, że turecka agresja na kanton Efrin,
nawet pomijając udział w niej dżihadystów Daesh (ISIS, czyli Państwa
Islamskiego), al Nusry (al Kaidy) i innych organizacji fanatyków, zmusiła
tamtejszych chrześcijan do ucieczki. Zwłaszcza, że akurat tam wielu było
konwertytami z islamu (wg. Johannesa de Jonga, dyrektora europejskiego
chrześcijańskiego think tanku Sallux, pracującego z syryjskimi chrześcijanami
od 2014 roku, 95% z nich ma pochodzenie muzułmańskie).[47]
Zmiana religii nie jest niczym niezwykłym w Rożawie, np.[48]
w Kobani cała wspólnota chrześcijańska to byli muzułmanie. Ale fanatycy mogą
„odstępców” zabić.
W obronie Efrin walczył kontyngent MFS.[49]
Z kolei celem ataków Turcji i dżihadystów na jej żołdzie były między innymi
chrześcijańskie świątynie (ale także jezydzkie, oraz meczety). Tureckie
lotnictwo i artyleria zniszczyły jeden z najstarszych kościołów
chrześcijańskich na świecie, pochodzący z IV wieku kościół św. Julianosa w Brad
(Barad), oraz grobowiec św. Marona.[50] Po zajęciu kantonu Efrin, dwie frakcje
dżihadystów, Ahrar al-Sharqiya i Brygada Sułtana Murada stoczyły walkę o
kościół „Dobrego Pasterza” w mieście Efrin (Efrin, arabskie Afrin to nazwa
regionu, jednego z dwóch wchodzących w jego skład kantonów, oraz głównego
miasta). Ostatecznie świątynia i plebania zostały podzielone pomiędzy obydwie
frakcje.[51]
Przed turecką agresja było w kantonie Efrin ok. 3 tysięcy
chrześcijan. Prawie wszyscy uciekli, pozostały trzy rodziny.
W tej chwili Turcja przygotowuje agresję na pozostałą część
Rożawy. USA zdradziły sojusznika i wydały go na żer agresora. Atak jest
spodziewany w każdej chwili. Oznacza, że wszyscy mieszkańcy żyją w ciągłym
strachu. W okupowanym Efrin Turcja i dżihadyści na jej żołdzie dopuszczają się
licznych zbrodni: czystek etnicznych, mordów, gwałtów, porwań, rabunków.
Potwierdza to wiele źródeł, łącznie z raportami ONZ.[52]
Tego samego mogą spodziewać się w Rożawie. Nie tylko
Kurdowie. Wszyscy. „Uważamy, że to zagrożenie nie tylko dla Kurdów. To groźba
wobec tego demokratycznego projektu, i wszystkich ludzi którzy mieszkają na
wschód od Eufratu, w tym chrześcijan” mówi Sanharib Barsoum, wiceprzewodniczący
SUP.[53]
Dla chrześcijańskich
mniejszości oznacza to kontynuację ludobójstwa. „Turcja chce nas zabić i
zniszczyć, by dokończyć ludobójstwo na naszym narodzie” nazywają wprost co ich
czeka.[54]
„Amerykańska decyzja wycofania się otwiera bramy piekieł dla mieszkańców północnej Syrii” powiedział Emanuel Youkhana, archimandryta Asyryjskiego Kościóła Wschodu w rozmowie z Catholic News Service.[55]
„Zobaczymy totalną rzeź tysiącletnich wspólnot chrześcijańskich, bombardowania kościołów, wypędzenie ludności, gwałcenie kobiet” – de Jong.[56]
Idzie po nich Recep Tayyip Erdoğan, człowiek który publicznie przyznał, że jego idolem jest Adolf Hitler. [57]
Uptade: Gdy skończyłem ten artykuł, wszedłem do internetu i zobaczyłem, że właśnie się zaczęło. Wśród pierwszych ofiar cywilnych tureckiej agresji jest dwoje Syriaków. Hitler znad Bosforu przyszedł.
„Nie wiem jak skończy się moja droga, ale będę z przyjaciółmi. Albo tymi żywymi, albo martwymi.” Matay Hanna.[58]
Jezydzi. Tajemnicza grupa etniczno-religijna wywodząca się z
Iraku, która pięć lat temu stała się obiektem ludobójstwa popełnionego przez Daesh
(obraźliwa nazwa Państwa Islamskiego vel ISIS powszechnie stosowana na Bliskim
Wschodzie). W zeszłym roku Jezydka Nadia Murad została laureatką Pokojowej
Nagrody Nobla. Nadia, była niewolnica Daesh walczy na arenie międzynarodowej o
prawa ofiar.
Jezydzi, czasem zapisywani w Polsce jako Jazydzi to wciąż ludzie o których stosunkowo mało wiadomo. Wyznają religię znaną jako jezydyzm, ale niekoniecznie są tylko mniejszością religijną. Wielu członków ich społeczności samookreśla się jako Jezydzi także w sensie etnicznym (dlatego zdecydowałem się tutaj na pisanie „Jezydzi” z dużej litery). Jako ciekawostkę można podać, że w Gruzji, gdzie żyje jezydzka diaspora (pozostałe ośrodki emigracyjne to między innymi Armenia i Niemcy), podczas spisu powszechnego w 2014 roku, 12,2 tys. osób zadeklarowało jezydzką narodowość, ale już tylko 8,6 tys. jezydyzm jako wyznawaną religię.[1] Oczywiście daleki jestem do przekładania sytuacji społeczności emigracyjnej, żyjącej od kilku pokoleń w innych warunkach na realia Bliskiego Wschodu. Podaję ten przykład tylko dla zobrazowania niejednoznaczności zagadnienia.
Alternatywne podejście uznaje Jezydów za Kurdów. Faktem
jest, że ich kolebka leży na pograniczu kurdyjsko-arabskim, a oni sami używają
języka kurdyjskiego. Co ciekawe jest to dialekt kurmandżi (kurmanji) używany
głównie w Bakur (północny, „turecki” Kurdystan) i Rożawie ( Rojava, zachodni,
„syryjski”), a nie sorani dominujący w Basur, czyli południowym, „irackim”
Kurdystanie), gdzie mieści się kolebka, oraz główna świątynia i święta góra jezydyzmu,
oraz gdzie zamieszkuje większość Jezydów.
Religia Jezydów była przez wieki przekazywana ustnie, przy czym jej szczegółowa znajomość pozostawała w obrębie kast pirów i szejchów (społeczność jezydzka jest podzielona na kasty, aczkolwiek podział ten określa sie mianem „poziomego”, odmiennie niż w przypadku hierarchicznych kast np. indyjskich.). Powoduje to, że krąży wiele sprzecznych teorii na temat ich wierzeń. Sąsiedzi Jezydów często zarzucali im… szatanizm. Miało się to wiązać z przypisywaniem w ich religii kluczowej roli jednemu z aniołów, zwanemu Tawusi Melek (czasem można spotkać sie z odwrotnym zapisem – Melek Tawus) – Anioł Paw. Wg. popularnej interpretacji anioł ten miał zbuntować się przeciw woli boga i zostać przezeń zesłanym do piekieł. Brzmi znajomo? Dodajmy, że przyczyną tego buntu miał być boski nakaz pokłonienia się człowiekowi i że ta sama przyczyna buntu występuje w islamie. Tawusi Melek inaczej jednak niż chrześcijański i islamski Szatan miał żałować swego czynu, ugasić ogień piekielny swymi łzami, zyskać przebaczenie i rolę „zarządcy” świata. Niezrozumienie tego odkupienia miałoby być przyczyną uznawania Jezydów za wyznawców Szatana.
Tyle tylko, że wszysto wskazuje na to, że ta historia rzekomego
buntu wcale nie jest elementem jezydyzmu. W 16 numerze czasopisma Fritillaria
Kurdica publikowanego przez Instytut Orientalistyki Uniwersytetu
Jagiellońskiego znajduje się rozmowa z Dimitrijem Pirbarim, religijnym liderem
jezydzkiej diaspory w Gruzji. Zapytany przez przeprowadzającego rozmowę Artura
Rodziewicza o konflikt Tawusi Meleka z bogiem odpowiada: „Czegoś takiego nie ma
w jezydzkich kełlach. Nie ma tego w jezydzkiej tradycji. To domysły tych,
którzy nie życzą dobrze Jezydom, domysły, które niestety rozwinęły się i
rozpowszechniły pośród różnych narodów.”[2]
Potwierdza to także Rodziewicz, prawdopodobnie najlepszy w Polsce znawca
tematyki jezydzkiej. Tak samo Nadia Murad w swojej książce „Ostatnia
dziewczyna” odrzuca ten mit.[3]
Jezydzi uważają swoje wierzenia za najstarszą religię
monoteistyczną świata. Historycznie potwierdzona jest od XII wieku naszej ery i
wiąże się z osobą szejcha Adiego ibn Mustafy. Nie jest jednak do końca jasne
czy był on twórcą, czy tylko reformatorem tej religii. Jezydzi uważają, że już
w IX wieku jedno z ich plemion stawiało zacięty opór kalifatowi Abbasydów.[4]
Wspólnota jezydzka jest wspólnotą zamkniętą, nie można
przejść na jezydyzm, trzeba się urodzić Jezydą. Z obojga jezydzkich rodziców.
Jest to dość częste w przypadku licznych bliskowschodnich wyznań, chociażby
tureckich alewitów, syryjskich alawitów, czy irackich mandaistów.[5]
Główna świątynia jezydyzmu mieści się w świętym mieście (no,
miasteczku) Lalisz. Jest to też jedyna pełnowymiarowa jezydzka świątynia na
Bliskim Wschodzie (jezydzkie diaspory w Gruzji i Armenii zdecydowały się na
postawienie własnych). Pozostałe z powodu niewielkich rozmiarów zasługują
raczej na miano kaplic. Budowane są wg jednego wzoru z charakterystycznymi
stożkowatymi kopulami. Ich konstrukcja jest oparta na jezydzkiej symbolice
religijnej.[6]
Ojczyzną Jezydów jest Szengal/Sindżar. Nazwa tego rejonu
bywa wymawiana i zapisywana na kilka sposobów, co wynika z różnych języków
okolicznej ludności, oraz różnych form zapisu i transliteracji. Sengal,
Shengal, Shingal, Sinjar. W Polsce najczęściej można spotkać zapis nazwy
arabskiej Sindżar (Sinjar). Tak też podaje ją Komisja Standaryzacji Nazw
Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej przy Głównym Geodecie
Kraju.[7]
Ja jednak wolę stosować formę używaną przez mieszkańców.
Są to tereny u podnóża masywu górskiego Szengal, uważanego
przez Jezydów za świętą górę, obejmujące między innymi miasto, także o nazwie Szengal.
Miasto to jest siedzibą powstałego w 1934 roku Dystryktu Sindżar (tym razem
piszę tak, bo to oficjalna nazwa w oficjalnym języku). Dystrykt ten z kolei
należy obecnie do Gubernatorstwa (Prowincji) Niniwy. Nie jest więc częścią
Kurdyjskiego Regionu Autonomicznego. Stanowi natomiast jedno z tzw. terytoriów
spornych pomiędzy rządem irackim, a kurdyjskim rządem regionalnym (KRG – Kurdistan
Regional Government, w sorani: Hikûmetî Herêmî Kurdistan).
Sami Jezydzi są w tym sporze raczej przedmiotem niż
podmiotem. Wspomniane już identyfikowanie ich na poziomie etnicznym z Kurdami
jest używane jako argument na rzecz „kurdyjskości” tych terenów. Początkowo Jezydzi
wiązali nawet z autonomią kurdyjską nadzieję na polepszenie swego położenia,
ale z czasem i rosnącymi wpływami rządzącej
w regionie KDP (Partiya Demokrat a Kurdistanê – Demokratyczna Partia Kurdystanu,
najczęściej używany skrót KDP pochodzi z tłumaczenia na angielski: Kurdistan
Democratic Party), nastawienie do kurdyjskiego rządu regionalnego zmieniło się.
Tu mała dygresja. Kurdowie często postrzegani są na
zachodzie jako monolit. Tymczasem występuje u nich szereg podziałów bazujących
zarówno na ideach politycznych, jak i, w niektórych regionach, na tradycyjnych związkach
klanowych. Główną siłę w Basur stanowi właśnie KDP będąca reprezentacją klanu
Barzanich. Jej lider Masoud Barzani był przez wiele lat, w tym w okresie
ludobójstwa na Jezydach prezydentem rządu regionalnego. Przy czym trzeba
zwrócić uwagę, że sprawował tą funkcję znaczniej dłużej niż powinien. Częściowo
jego prezydencka kadencja została wydłużona przez parlament z powodu działań
wojennych, ale pozostawał u władzy także po upływie terminu tego wydłużenia. Dopiero
niedawno doszło to zmiany na tym stanowisku, z tym, że po pierwsze przejął je
kolejny Barzani, po drugie wiele wskazuje na to, że w dalszym ciągu faktyczna
władza spoczywa w rękach Masouda.[8]
Oficjalnym prezydentem jest teraz dotychczasowy wiceprezydent i premier Nechirvan
Barzani, jednocześnie bratanek (jego ojciec był przyrodnim bratem Masouda) i zięć
dotychczasowego prezydenta. Syn Masouda, Masrour, który do niedawna stal na czele
Rady Bezpieczeństwa, jest aktualnie premierem. Drugi syn – Manrour dowodzi
siłami specjalnymi.
Drugą pod względem znaczenia jest partia PUK (Yekêtiy
Niştîmaniy Kurdistan – Patriotyczna Unia Kurdystanu, ang. Patriotic Union of Kurdistan) powiązana z
klanem Talabanich. Funkcjonuje więcej ugrupowań, min Ruch Gorran będący
największą siłą opozycyjną, czy ugrupowania islamistyczne, jednak to te dwa
sprawują władzę i posiadają własne siły zbrojne – Peszmergę.
W sorani Pêşmerge oznacza „tego, który staje naprzeciw
śmierci” i jest tradycyjnym określeniem kurdyjskich bojowników na terenach, na
których ten dialekt jest w użyciu. W Basur Peszmerga jest oficjalną siłą
zbrojną autonomii (i jako taka częścią armii irackiej). W teorii jest jedna, w
praktyce Peszmergowie są związani albo z KDP, albo z PUK. Kiedy wiosną 2014
roku armia iracka opuściła Szengal wkroczyła tu Peszmerga KDP. Peszmergowie
zapowiedzieli, że obronią Jezydów, przy okazji konfiskując im broń, którą
wcześniej porzuciły wycofujące się oddziały rządu centralnego. Siły Peszmergi w
Szengal i najbliższej okolicy liczyły 18 000 żołnierzy.[9]
Nie obronili. Kiedy 3 sierpnia 2014 roku Daesh najechało Szengal, Peszmerga KDP
wycofała się bez walki.[10]
Jezydzi z racji swej obcości i skrytości wielokrotnie byli ofiarami prześladowań. Najstarsze znane z zapisów miało mieć miejsce w 1246 roku za sprawą Bedreddina Lülü, ówczesnego gubernatora Mosulu. Tylko w XIX wieku muzułmańscy sąsiedzi zgotowali Jezydom dziewięć masakr.[11] Piszę „muzułmańscy”, gdyż zbrodnie na Jezydach miały swoje źródło w fanatyzmie religijnym, a nie etniczności sprawców.[12]
Ebussuud al-Imadi, wielki mufti sułtana Sulejmana I Wspaniałego,
a potem jego syna, Selima II wydał fatwę w której pisał:
„Ktokolwiek ich zabije jest bohaterem, każdy zabity przez nich staje się męczennikiem (więc pójdzie bezpośrednio do raju). Walka z nimi to dżihad. Największy dżihad jest przeciwko nim (…), ponieważ oni są bardziej niewierni niż najbardziej niewierni. (…)Macie prawo zabijać tych ludzi, zniewolić żony i córki oraz sprzedawać je na bazarach muzułmańskich jako niewierzących niewolników. Poza tym macie również prawo zabrać córki i żony dla siebie.”[13]
Ta sama ideologia religijnego fanatyzmu stoi za najnowszym
ludobójstwem. Często pisze się, że było ono 73 lub 74 w historii. Sam tak
pisałem w poprzedniej wersji tego artykułu. Okazało się to jednak błędem. W
jezydyzmie liczba 72 oznacza całość, wszystko. Termin „72 Ferman” stosowany
przez Jezydów oznacza całokształt prześladowań, a nie jest ich wyliczeniem.[14]
Osoby nie zorientowane w tym zagadnieniu potraktowały je dosłownie i po prostu
dodały najnowsze ludobójstwo jako 73, a czasami jako 74, licząc także zamach
terrorystyczny z 14 sierpnia 2007 roku w którym zginęło 500 Jezydów, a 1 500
zostało rannych.
Jezydzi nie byli jednak tylko bezbronnymi ofiarami. Kiedy w
1613 roku Wielki Wezyr Nasuh Pasza wysłał armię by mordowała Jezydów,
kosztowało go to 7 tysięcy żołnierzy.[15]
W 1785 roku gubernator Mosulu Abd al-Baqi Pasza stracił życie podczas innej
próby.[16]
Jedna z najchwalebniejszych kart w historii Jezydów była ich
postawa podczas innego ludobójstwa, którego celem był kto inny. Podczas
pierwszej wojny światowej Turcja dokonała ludobójstwa na chrześcijańskich
mniejszościach. Znane jest ono na Zachodzie jako ludobójstwo Ormian, ale
dotyczyło nie tylko ich samych, ale bliskowschodnich chrześcijan nazywających
siebie Syriakami, lub Asyryjczykami, oraz Greków.
20 tysięcy syriackich/asyryjskich uchodźców, głównie kobiet
i dzieci znalazło schronienie na świętej jezydzkiej górze Szengal, która od
stuleci służyła Jezydom za schronienie przed prześladowaniami. Tym razem
posłużyła innej mniejszości. Armia turecka próbowała dosięgnąć uciekinierów,
ale warunki terenowe masywu i opór jezydzkich oddziałów partyzanckich
uniemożliwił to.[17]
Jezydzi walczyli także po stronie Ormian podczas tej wojny,
oraz tzw. wojny domowej w sowieckiej Rosji.
W maju 1918 roku jezydzki oddział dowodzony przez Jangira (Cangira) Aghę
brał udział u boku ochotniczych formacji ormiańskich w bitwie pod Basz Abaranem.
Bitwa ta ocaliła liczną ormiańską populację przed tureckim ludobójstwem. Jangir
ma w Armenii status bohatera narodowego i ulicę swojego imienia w stolicy
Armenii, Erewaniu.[18]
Zmarł w 1943 roku w stalinowskim więzieniu.
W 2014 roku dystrykt Sindżar zamieszkiwało wg. szacunków
rządowych 308 315 osób, głównie Jezydów.[19]
W rzeczywistości mieszkańców mogło być więcej, ONZ ocenia liczbę uchodźców na
360 tysięcy.[20] Dane
jezydzkie mówią o 340 000 z Szengal i 60 000 z innych regionów.[21]
Około 12 tysiącom nie udało się uciec.[22]
Miedzy sześć i pół a siedem tysięcy zostało schwytanych. Pozostali zostali zamordowani,
lub zmarli z wycieńczenia podczas ucieczki. Dane, które podałem są szacunkowe,
cały czas odkrywane są kolejne masowe groby. Część schwytanych udało sie
odzyskać, ale ocenia się, że nadal około 3 tysiące Jezydów, głównie kobiet
pozostaje w niewoli.[23]
Odzyskać, czyli albo odbić,[24]
albo udało im się uciec (dodam, że także przy pomocy muzułmanów – tak uciekła
Nadia Murad), albo rodzinom udało się wykupić przez podstawionych ludzi
(sprzedaż poza Daesh jest zabroniona) z rąk „właścicieli”. Za ciężkie
pieniądze. Mirza Dinnayi, organizujący pomoc dla Jezydów podaje przykład
takiego wykupu w 2016 roku. Brat na wykup siostry zapożyczył się w całym obozie
uchodźców. Zapłacił 22 tysiące dolarów, 12 dla terrorysty Daesh, 3 dla „słupa” i 7 dla przemytnika za
przerzucenie jej.[25]
W marcu 2016 r. delegacja Jezydów spotkała się w Londynie z członkami parlamentu brytyjskiego. Była Amy L. Beam, działaczka pomagająca Jezydom, Salwa Khalaf Rasho, osiemnastolatka gwałcona i katowana przez osiem miesięcy w niewoli Daesh, Haider Shesho, dowódca jednej z jezydzkich milicji. Poprosili miedzy innymi o 15 milionów dolarów na wykup z niewoli 2000 osób.
Odpowiedzi udzielił wiceminister spraw zagranicznych Tobias
Ellwood:
„Płacenie okupu terrorystom jest niezgodne z prawem brytyjskim i międzynarodowym, ponieważ finansuje terroryzm. To dotyczy wszelkich płatności, w przypadku których istnieją uzasadnione powody, by podejrzewać, że pieniądze lub inna własność mogą zostać użyte w celach terrorystycznych. Płatność okupu do pośrednika mogłaby spowodować, że co najmniej część funduszy zostanie wykorzystana na cele terroryzmu. Wreszcie wspieranie przemytu ludzi, w jakimkolwiek przypadku, nawet tak tragicznym byłoby niezgodne z naszą polityką.”[26]
W tym samym czasie Wielka Brytania bezpośrednio finansowała
takich samych dżihadystycznych terrorystów, tylko spod innego szyldu. I
finansuje ich nadal, mimo, że sprawę nagłośniła telewizja BBC.[27]
Kobiety, w tym małe dziewczynki były ofiarami wielokrotnych
gwałtów. „Następnego dnia znów usłyszymy że mamy nową pacjentkę wykupioną z
niewoli u ISIS, albo 9 letnią dziewczynkę, gwałconą tak brutalnie, że trzeba
jej pomóc w chodzeniu.” – Pisze Michalina Kupper, która pracowała jako
wolontariuszka w obozie jezydzkich uchodźców.[28]
Nie będę tu rozpisywał się nad tym co robiło Daesh. Seth Frantzman, izraelski publicysta uważa, że epatowanie okrucieństwem oprawców może dehumanizować ofiary. „Czy zbliżamy się do ofiar, słysząc niekończące się historie o gwałtach?” pyta i odpowiada: „Ale co, jeśli nie? Co, jeśli opowiadanie historii o gwałcie nie czyni ofiary bardziej podobną do nas, ale za każdym razem mówimy o czymś, co tak naprawdę nas dystansuje, ponieważ wiemy, że to nie może przydarzyć się nam. Jest coś podstępnego jeśli chodzi o określenie jezydzkie niewolnice seksualne, jak gdyby niewolnictwo i seks były jedynymi skojarzeniami z Jezydami”. Coś w tym jest, a pogoń za sensacyjnymi szczegółami zaciera obraz całości. „Jeden z magazynów zapytał mnie, czy mógłbym znaleźć ofiary gwałtu ISIS, które stały się snajperami i walczyły. Niestety nie mogłem znaleźć jednostki snajperów-ofiary gwałtu, więc inni dziennikarze znaleźli taką fikcyjną jednostkę[29] i stworzyli historię. Z jakiegoś powodu, kiedy powstał film dokumentalny o amerykańskich żołnierkach zgwałconych w armii amerykańskiej pod tytułem Niewidzialna Wojna, dziennikarze nie wymagali, aby kobiety stały się snajperami i ścigały swoich gwałcicieli, aby ich przeżycia były warte opublikowania. Być może dlatego, że kobiety w USA, takie jak my, są humanizowane, podczas gdy cierpienie kobiety z Iraku, jakoś łatwiej zlekceważyć i potrzebujemy opowieści o jedzeniu dzieci lub snajperach ofiarach gwałtu”.[30] Jeżeli jednak interesują Was te historie, znajdziecie ich wiele w necie, możecie też sięgnąć po książkę Nadii Murad „Ostatnia dziewczyna. O mojej niewoli i walce z Państwem Islamskim”.
Polecam tą książkę, choć nie jest to lektura „łatwa i
przyjemna”. Mnie osobiście najbardziej poruszył nie opis niewoli, ale
poprzedzające ją dni w opanowanej przez Daesh wiosce Nadii. Nadia pochodzi z
Koczo, najbardziej na południe zajętej jezydzkiej miejscowości. Daesh zajęło ją
3 sierpnia, po czym pozostawiło sobie jej mieszkańców niejako „na deser”
okupując ją przez dwanaście dni po czym wymordowało mężczyzn (przy czym pod tym
terminem kryją się też chłopcy powyżej 12 roku życia[31])
i starsze kobiety, a młodsze i dzieci uprowadziło.
Te dwanaście dni to opis ludzi, którzy wiedzą co dzieje się
z ich pobratymcami, mamy wszak XXI wiek i mimo żądań terrorystów wydania
wszystkich telefonów, kilka udało się ukryć, ale mimo to łudzą się, że będzie
inaczej, że tylko ich obrabują i przegnają. Charakterystyczna jest scena w
której młody ojciec rozpacza, że nie wziął mleka w proszku dla dziecka, kiedy
są prowadzeni do segregacji, kogo zabić, a z kogo uczynić niewolników, a on
ciągle się łudzi, że to tylko wygnanie.
Amy L. Beam w swojej
książce „The Last Yezidi Genocide”[32]
przytacza relację zarządcy wioski, który w momencie ataku znalazł się poza
Koczo (na miejscu zastępował go brat). Przez te dwanaście dni kołatał wszędzie,
do władz irackich, do władz kurdyjskiej autonomii, do lidera irackich szyitów,
do USA i Unii Europejskiej. Nikt nie pomógł. A jedyna siła, która wyruszyła na
ratunek Jezydom (o czym za chwilę) była zbyt daleko i zbyt słaba.
Nayef Jaso Qassim, bo tak nazywa się ów zarządca, do końca był w kontakcie z mieszkańcami wioski. Kiedy jego dwudziestoletni syn poinformował go w ostatniej rozmowie, że Daesh rozpoczęło mordowanie, błagał o użycie operujących nad wioską samolotów do ataku. Ponownie mu odmówiono.
Oprócz kobiet i dziewczynek porywano też chłopców, którzy często
trafiali na szkolenia militarne, gdzie prano im mózgi i planowano wykorzystać jako
samobójców.[33] I
niektórych wykorzystano. Np. na początku 2017 roku Daesh opublikowało wideo z
samobójczego ataku w wykonaniu dwóch z nich.[34]
Innym udało się uciec.[35]
Ci z nich, których udało się odzyskać pilnie potrzebują terapii. Wg. Jana
Kizilhana, kurdyjsko-niemieckiego psychologa, żeby mieć szansę na normalne
życie – co najmniej dwuletniej.[36]
Nie trzeba chyba wspominać, że terapii potrzebują kobiety –
uwolnione niewolnice seksualne. I otrzymują jej zbyt mało. Wspomniany Mirza
Dinnayi zorganizował w Niemczech terapię dla ponad tysiąca osób. Główny ciężar
pomocy wziął na siebie land Badenia-Wirtembergia, który przyjął tysiąc
ofiar, setka kolejnych trafiła do Dolnej Saksonii i Szlezwiku-Holsztynu.[37] Program zaczął sie w 2015
roku i trwał dwa lata. W 2017 roku pojawiła się informacja o niemieckiej pomocy
dla kolejnych pięciuset osób.[38] Fundacja Jîyan na rzecz
Praw Człowieka otworzyła w listopadzie 2015 roku klinikę w Basur, która zajmuje
się 80 osobami. Fundacja AMAR chce otworzyć 10 ośrodków terapeutycznych.[39]
Większość potrzebujących
pozostaje jednak bez pomocy, lub z minimalną. Instytut Psychoterapii i
Psychotraumatologii na Uniwersytecie Dohuk we współpracy z niemieckim
Uniwersytetem w Tybindze rozpoczął programie szkolenia terapeutów na miejscu.
Tyle tylko, że cykl szkoleniowy terapeuty ma trwać 3 lata.[40] A tych ran czas nie goi.
Wręcz przeciwnie. Im dłużej ofiary niewolnictwa pozostają bez pomocy, tym
bardziej ich stan się pogarsza. Wielu spośród terapeutów pracujących z
Jezydkami, które były niewolnicami Daesh twierdzi, że nigdy wcześniej nie
spotkali się z takim poziomem traumy.
„Jeśli populacja stanie w
obliczu traumy, takiej jak ludobójstwo, 50 procent dozna traumy, a co najmniej
30 procent będzie potrzebować pomocy klinicznej” mówi dr. Kizilhan. Od
początku kwietnia tego roku, kiedy Lekarze Bez Granic zaczęli prowadzić
statystyki, odnotowano samobójstwo 20 młodych Jezydów mieszkających w pobliżu
góry Szengal. Najmłodszą ofiarą była 13-letnia dziewczynka, najstarszą
30-letnia kobieta.[41]
Jak już pisałem jezydyzm jest
religią zamkniętą. Nie można się stać Jezydą, trzeba się nim urodzić. I to z
obojga jezydzkich rodziców. Związek z niejezydą oznacza wykluczenie ze
wspólnoty. Podobnie było w przypadku przymusowej zmiany wyznania. Powrót
jeńców, czasami z dziećmi spłodzonymi przez terrorystów Daesh wymógł zmianę
podejścia. Baba Szejk, duchowy przywódca Jezydów, wraz z Najwyższą Radą Duchową
orzekli, że byli jeńcy przejdą ponowny chrzest w świętym miejscu Jezydów Lalisz.
To też był akt o znaczeniu terapeutycznym.[42]
Z powrotami wiąże się jeden problem. Dzieci urodzone z gwałtów. O ile uprowadzone kobiety i dzieci zostały z powrotem przyjęte do społeczności, o tyle sytuacja dzieci poczętych z gwałtów terrorystów jest inna. Wynika to z dwóch czynników. Po pierwsze odrzucenia przez część społeczności, nie całą, ale wystarczającą, aby wspomniana Najwyższa Rada Duchowna nie zaakceptowała tych dzieci, choć początkowo wydawała się ku temu skłaniać. Trzeba jednak pamiętać, że nawet gdyby Rada je zaakceptowała, to na przeszkodzie stoi drugi czynnik – irackie prawo. Dziecko, którego ojcem jest muzułmanin jest wg niego też muzułmaninem. Koniec, kropka. A konwersja jest możliwa, ale na islam, a nie w drugą stronę. W tej sytuacji kobiety, które znalazły się w takiej sytuacji mają do wyboru, albo powrót na łono społeczności, albo dzieci.[43]
Problem jest też z dziećmi,
które zostały uprowadzone wraz z matkami. Terytorialny kalifat upadł pod
ciosami Syryjskich Sił Demokratycznych, ale jak pisałem ciągle brakuje prawie
trzech tysięcy uprowadzonych. Wiele z nich to dzieci, które w momencie porwania
były bardzo małe. Dziś prawdopodobnie same nie pamiętają kim są, a na
przeprowadzenie testów DNA zwyczajnie brakuje funduszy. Prawdopodobnie wiele z
tych dzieci jest ukrytych wśród rodzin dżihadystów Daesh, ale nie sposób ich
zidentyfikować.[44]
Piszę tutaj „rodzin”, ale
trzeba pamiętać, że żony terrorystów to w znacznej mierze takie same członkinie
terrorystycznej organizacji jak ich mężowie. Po upadku ostatniego bastionu
terytorium kalifatu Daesh (piszę „terytorium”, gdyż Daesh jako organizacja
terrorystyczna jest dalej aktywne) w Baghouz wiele z nich zostało zgromadzonych
w obozie al Hol (al Hawl), gdzie jawnie głoszą fanatyczne opinie,[45] a także wprowadzają je w
życie, jak Azerka, która zamordowała swoją 14-letnią wnuczkę, bo ta nie chciała
założyć nikabu.[46]
Skoro tak traktują swoje własne
dzieci, nic dziwnego, że żony terrorystów brały aktywny udział w gwałtach[47] i mordach na Jezydach.
Niedawno w Niemczech ruszył proces jednej z nich, która brała udział w
doprowadzeniu 5-letniej jezydzkiej dziewczynki do śmierci z pragnienia.[48] Dodam, że ruszył za
sprawą osób prywatnych i aktywistów, a nie państwa niemieckiego. To, podobnie
jak wiele innych krajów Unii Europejskiej nie jest skłonne ani do pomocy
ofiarom ludobójstwa, ani do ścigania jego sprawców.
W sierpniu zeszłego roku
młoda Jezydka o imieniu Ashwaq spotkała w Niemczech, gdzie trafiła na terapię
(organizowaną i finansowaną przez poszczególne landy, zwłaszcza
Badenię-Wirtembergię, a nie władze federalne) swojego oprawcę. Zgłosiła to na
policję, a tam usłyszała, że nic nie mogą zrobić, bo on jest „takim samym
uchodźca jak ona”. Co oczywiście nie było prawdą, bo jak najbardziej policja mogła
i powinna podjąć działania przeciwko sprawcy. A raczej sprawcom, bo wiele
jezydzkich dziewcząt spotykało w Niemczech swoich oprawców. Ashwaq zdecydowała
się wrócić do Iraku.[49] Podobna sytuacja miała
też miejsce w Kanadzie.[50] Wlk. Brytania, mająca
najwyższy wskaźnik powrotów dzihadystów Daesh[51] jednocześnie odmawia
przyznawania azylu Jezydom.[52] Podobnie Holandia.[53] Za to Francja
zadeklarowała niedawno gotowość przyjęcia stu Jezydek.[54]
Portugalia chciała przyjąć z
Grecji 700 Jezydów, którzy przybyli tam jako uchodźcy. Grecja odmówiła. Grecki
minister ds. migracji Yannis Mouzalas stwierdził, że to byłaby…
dyskryminacja.[55]
Zamykanie ofiar ludobójstwa z jego sprawcami w jednym obozie uchodźców już dla
greckich władz dyskryminacją nie jest. Taka sytuacja ma miejsce w obozie w Malakasa
gdzie Jezydzi przebywają razem z sympatykami (co najmniej), albo i członkami
Daesh.[56] Że jest to realne
zagrożenie świadczą wypadki w innym obozie, Moria, gdzie pod koniec maja zeszłego
roku fanatycy religijni zaatakowali kurdyjskich uchodźców z powodu
nieprzestrzegana przez nich ramadanu. Ponad tysiąc osób uciekło przed nimi z
obozu.[57]
Kiedy Daesh, wspierane zresztą przez część arabskich sąsiadów Jezydów, mordowało mężczyzn i stare kobiety, oraz uprowadzało młode i dzieci, na ratunek opuszczonym przez Peszmergę Barzaniego Jezydom ruszyły inne kurdyjskie siły.[58] Z górskich baz na pograniczu turecko-irackim oddziały HPG i YJA-STAR (Hêzên Parastina Gel – Ludowe Jednostki Obrony i Yekîneyên Jinên Azad ên Star – Siły Wolnych Kobiet, męskie i kobiece oddziały PKK, Partiya Karkerên Kurdistanê – Partii Pracujących Kurdystanu). Z terytorium Rożawy przez syryjską granicę YPG i YPJ (Yekîneyên Parastina Gel – Powszechne Jednostki Obrony i Yekîneyên Parastina Jin – Kobiece Jednostki Obrony, męskie i kobiece oddziały PYD, Partiya Yekîtiya Demokrat – Partii Unii Demokratycznej). Siły te łączy wyznawana przez nie ideologia – demokratyczny konfederalizm. Jest to koncept polityczny stworzony przez Abdullaha Ocalana, więzionego w Turcji lidera PKK, po tym jak odrzucił on wyznawany wcześniej marksizm. Opiera się na samorządzie i demokracji bezpośredniej, oraz zakłada budowę społeczeństwa obywatelskiego w ramach istniejących struktur państwowych, zamiast walki o niezależne państwo kurdyjskie.
Kurdyjskie siły demokratycznego konfederalizmu utworzyły korytarz łączący masyw Szengal, w których schronili się Jezydzi, z terytorium Rożawy. Korytarzem tym ewakuowano jezydzkich uchodźców.[59] Wg ONZ ocalono w ten sposób 55 tysięcy osób.[60] 4 sierpnia jezydzki portal informacyjny Ezidiprees cytował słowa jednego z uchodźców: „Gdyby nie YPG wszyscy bylibyśmy martwi”[61]. Wsparcia z powietrza dostarczyło lotnictwo koalicji i Iraku zrzucając zaopatrzenie dla uciekinierów i atakując terrorystów Daesh (od 8 sierpnia).
Fréderike Geerdink, holenderska dziennikarka, która
odwiedziła Szengal w 2017 roku i rozmawiała z ciągle jeszcze obecnymi w
regionie bojownikami PPK, pisze, że paradoksalnie to oni, którzy ocalili
Jezydów mają poczucie winy. „To, co wydarzyło się w 2014 roku jest naszą winą.
Przyjechaliśmy za późno” mówi jeden z nich.[62]
Od razu ocalaniści przystąpili też do szkolenia sił
samoobrony Jezydów. Rozbudowane zostały już istniejace Yekîneyên Berxwedana
Şengalê – Oddziały Oporu Szengal, powstały Yekîneyên Jinên Şengalê – Kobiece
Oddziały Szengal, początkowo występujące jako YPJ- Şengalê. Następnie, już wspólnie z Peszmergą wyzwolono
większą część regionu. Niestety nie cały, południowy skrawek Szengal pozostał w
rękach Daesh do 2017 roku. Wynikało to z polityki Barzaniego, zaś same siły
ocalanistyczne w Iraku były zbyt słabe.
Wytworzyła się sytuacja w której część Szengal kontrolowały siły jezydzkie (aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że są w nich też przedstawiciele miejscowej ludności arabskiej[63]) wspierane przez PKK i Rożawę (głównie w roli instruktorów), a część Peszmerga Barzaniego. Dodatkowo funkcjonowała też milicja Hêza Parastina Êzîdxanê (Siły Obrony Jezidanu, kraju Jezydów) dowodzona przez Haydara Shesho, która początkowo współdziałała z YBS/YJS, a następnie Peszmergą. Sam Haydar to Jezyda z Niemiec, który powrócił do rodzinnego kraju po ataku Daesh.
Na terenach kontrolowanych przez YBS/YJS zawiązało się 14
stycznia 2015 roku Zgromadzenie Konstytucyjne Szengal. 30 maja 2017 roku
Zgromadzenie przekształciło się w Demokratyczne Zgromadzenie Autonomiczne
Szengal, które liczy 101 osób.[64]
W sierpniu tegoż roku Zgromadzenie ogłosiło autonomię Szengal w ramach Iraku,
oraz przedstawiło „mapę drogową” jej realizacji.[65]
Jezydzki samorząd i wpływy idei Ocalana (nawet ograniczone
przez dość konserwatywny charakter jezydzkiej społeczności) nie były po myśli
rządzącej w Kurdyjskim Regionie Autonomicznym oligarchii klanowej. Reakcją była
blokada gospodarcza,[66]
oraz utrudnianie funkcjonowania jezydzkich organizacji humanitarnych takich jak
Yazda, największa organizacja pomagająca Jezydom.[67]
Co ciekawe, Matthew Barber, były dyrektor wykonawczy Yazdy, który jest
prawdopodobnie osobą najlepiej na Zachodzie zorientowaną w tym co się dzieje w Szengal,
informował, że represje objęły też mieszkańców części Szengal kontrolowanej
przez kurdyjski rząd regionalny, czy znajdujących się na jego terenie obozów
uchodźców.[68]
Sytuacja eskalowała 3 marca 2017 roku, kiedy to o godzinie
6.30 czasu miejscowego siły podległe Barzaniemu zaatakowały posterunek YBS/YJS
w miejscowości Khanesor (Xanasor) na północ od gór Szengal. W ataku użyte
zostały oddziały tzw. Roj Peszmergi, oraz Zêrevan (żandarmeria). Roj Peszmerga
(Peszmerga Rożawy) to formacja podporządkowana ENKS ( Encûmena Niştimanî ya
Kurdî li Sûriyê), koalicji kanapowych partyjek z Rożawy przeciwnych zachodzącej
tam rewolucji społecznej i utrzymywanych przez Barzaniego. Atak nastąpił tuż po
wizycie Barzaniego w Turcji w dniach 26-27 lutego. Nic dziwnego więc, że
przypisano go tureckiej inspiracji. Barzani, mimo antykurdyjskiej polityki
Turcji utrzymuje z tym krajem tak bliskie stosunki, że bywa oskarżany o bycie
marionetką Ankary. Opisywany atak z turecką inspiracją powiązała także turecka
telewizja.[69]
Atak został odparty, obie strony poniosły straty. Raniona
została dziennikarka Nûjiyan Erhan. Według Yekîtiya Ragihandina Demokratik
(Unia Prasy Demokratycznej) siły KDP strzelały do niej celowo, chcąc pozbyć się
niezależnego świadka.[70]
Pozbyli się. Nûjiyan zmarła z ran 22 marca. W międzyczasie, 14 marca, także w
rejonie Khanesor, siły Barzaniego otworzyły ogień do pokojowej manifestacji
jezydzkich cywili protestujących przeciwko ich obecności. Jedna osoba została
zabita, a kilkanaście ranionych.[71]
Napięta sytuacja utrzymywała się aż do wyparcia Peszmergi z
Szengal przez siły irackie. Między innymi 17 marca Roj Peszmerga aresztowała
Saliha Adee Khateeba. Salih reprezentuje organizację o nazwie „Dom Jezydów”,
która promuje samoidentyfikację Jezydów jako właśnie Jezydów, a nie Kurdów
wyznania jezydzkiego. Nie ma natomiast żadnych powiązań, nawet ideowych z PKK,
podczas gdy propaganda KDP starała się konflikt w regionie przedstawi właśnie jako
konflikt z PKK, a nie próbę wzięcia „za twarz” mniejszości.[72]
Swoje „3 grosze” dołożyła też Turcja. W nocy z 24 na 25
kwietnia jej lotnictwo dokonało nalotów na Szengal i Rożawę. W Szengal celem
były wioski Amud i Qesrê. Zniszczono między innymi siedzibę stacji radiowej
ÇIRA FM[73]
i cywilną klinikę.[74]
Wśród ofiar był 13-letni Sufian Jassem. Jego matka została uprowadzona przez
Daesh. Jego ojciec i starszy brat od sierpnia 2014 bronili jezydzkiej
społeczności w szeregach YBS.[75]
W Rożawie celem było między innymi chrześcijańskie miasto Derik.[76]
Data, którą wybrano na nalot jest bardzo wymowna. Noc z 24 na 25 kwietnia 1915
roku uznaje się za początek tureckiego ludobójstwa Ormian, 24 kwietnia jest
międzynarodowym dniem pamięci o tej zbrodni.
Turcja kontynuowała ataki. Między innymi 2 sierpnia 2018 roku
turecka armia zabiła 12-letniego Jezydę Mahira Eli w wiosce Girezerel.[77]
15 tego samego miesiąca tureckie lotnictwo zaatakowało konwój powracający z
uroczystości upamiętnienia rocznicy zbrodni w Koczo. Zabity został Mam Zekî
Şengalî, koordynator pomocy humanitarnej PKK dla Jezydów, jeden z najbardziej
zasłużonych dla ich ratowania ludzi, sam Jezyda, oraz dwie inne osoby.[78]
4 czerwca bierzącego roku Amin Saleh Omar (Emin Salih Omar), który jako
nastolatek uciekł przed Daesh i zamieszkał w obozie uchodźców w Zakho pracował
przy zbiorze owoców, kiedy podjechał samochód tureckiej armii, żołnierze
wysiedli i otworzyli ogień. Amin został trafiony. Zmarł w szpitalu. W momencie
śmierci miał 21 lat.[79]
Armia turecka jest obecna w Basur od dawna. Stacjonują tam za
zgodą Barzaniego, a ich celem jest zwalczanie przejawów demokratycznego
konfederalizmu i rozszerzanie tureckiego imperializmu (Erdogan mówi wprost: „ci, którzy myśleli, że zapomnieliśmy
o wszystkich tych ziemiach z których wycofaliśmy się we łzach wiek temu, lepiej
niech zrozumieją, że mylili się co do Turcji” – wystąpienie z 8 lutego
2018,[80]
opowiada też jak to wszyscy na ziemiach niegdyś podbitych przez Imperium
Osmańskie czekają na powrót Turków – wystąpienie z 16 grudnia 2018[81]
).
Byli także podczas ludobójstwa Jezydów, ale palcem nie kiwnęli. Co zresztą nie
dziwi, Turcja była głównym sojusznikiem Daesh.[82]
W grudniu 2018 roku Nadia Murad, już wtedy noblistka, udała się do Turcji by prosić o zaprzestanie bombardowania Shengal (o czym napisała na swoim twitterze). Turecki minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu wykorzystał jej wizytę do szerzenia (także na twitterze) kłamstw na temat ludzi, którzy ocalili Jezydów.
W maju 2017 roku w regionie pojawił się nowy gracz. Hashd
al-Sha’bi, znane też pod skrótem angielskiej nazwy Popular Mobilization Units –
PMU. Są to irackie, głównie szyickie (szkolone przez irańską Gwardię Strażników
Rewolucji Islamskiej), ale także sunnickie, chrześcijańskie i jezydzkie[83]
milicje. Przystąpiły one do odbijania z rak Daesh linii jezydzkich miasteczek
na południe od miasta Szengal.
Jak już wspomniałem ten teren nie został wyzwolony podczas
poprzednich operacji. Jezydzkie YBS/YJS nie miało dość sił na samodzielną akcję,
a Barzani prawdopodobnie obawiał się przejęcia ich części przez siły
ocalanowskie, więc wolał nic nie robić.
Wraz z wyzwoleniem Mosulu dostęp do tych terenów zyskały
oddziały Hashdu. 12 maja Hashd, w tym wchodzący w jego skład jezydzki batalion
Lalisz rozpoczął operację ich wyzwolenia. Do końca maja udało im się oczyścić
cały obszar. W operacji wzięły też udział oddziały YBS/YJS, aczkolwiek
współpraca z Hashdem nie układała się najlepiej. Hashd zablokował wejście
YBS/YJS do miejscowości Siba, gdzie toczono wspólne walki. Jak się okazało
szyickie dowództwo miało problem z kobiecymi oddziałami YJS. „Szariat zabrania”.[84]
Gorzej wyglądały stosunki z Peszmergą. W jej szeregach
służyli też Jezydzi. Niekoniecznie z miłości do kurdyjskiego rządu
regionalnego, ale dlatego, że, wskutek jego działań, było to jedno z
nielicznych zajęć przynoszących dochód. Fakt, że do operacji przeciwko
ocalanistom KDP użyła sił zewnętrznych wymownie świadczy jak niska była
lojalność jezydzkich peszmergów wobec władz autonomii. Kiedy Hashd zaczął
wypierać Daesh z jezydzkich osad południowego Szengalu, Jezydzi służący w
Peszmerdze zaczęli się domagać zgody na wzięcie udziału w walce. Nie dostali
jej, wiec zaczęli dezerterować. 15 maja cały jezydzki oddział pod dowództwem
Naifa Jasso przeszedł do Hashdu.[85]
Na jego podstawie stworzono drugi jezydzki batalion – batalion Koczo. Nafif,
podobnie jak wielu jego podkomendnych pochodził z tej wioski. Miejscowość ta
została wyzwolona 25 maja. KDP odpowiedziała represjami wobec rodzin
dezerterów.[86]
22 września doszło do jedynego starcia między YBS/YBJ a Hashdem. Napastnikami byli szyici z „Brygady Imama Alego”, którzy usiłowali zająć węzeł drogowy pod kontrolą sił jezydzkich. Zostali odparci, trzech bojowników Hashdu i jeden YBS nie żyją. Przy czym poległy bojownik YBS nie był Jezydą, ale Arabem. Prawdopodobnie z plemienia Szammar. Hashd ogłosił, że starcie było nieporozumieniem. Do dalszych konfliktów nie doszło.[87]
Trzy dni później odbyło się referendum niepodległościowe w
„irackim” Kurdystanie. Demokratyczne Zgromadzenie Autonomiczne Szengal wezwało
Jezydów do bojkotu uzasadniając go licznymi przypadkami konfiskaty przez władze
dokumentów tożsamości Jezydów w celu oddawania głosów za nich.[88]
W konsekwencji referendum tereny sporne, w tym Szengal zostały przejęte przez
Hashd wspierany przez regularna armię iracką. Peszmerga wycofała się bez walki.
Dla mieszkańców większości z przejętych terenów była to autentyczna tragedia. Zwłaszcza,
że w niektórych miejscach dochodziło do aktów przemocy ze strony Hashdu. W
Szengal wyglądało to inaczej. Nie dlatego żeby Jezydzi byli jakimiś wielkimi
irackimi lojalistami, ale na skutek polityki władz autonomii ze szczególnym
uwzględnieniem partii KDP. Polityki, której ofiarami byli nie tylko Jezydzi,
ale także inne mniejszości.[89]
Oddziały YBS/YJS utrzymały swoje pozycje, a nawet w niektórych miejscach powiększyły stan
posiadania kosztem wycofujących się peszmergów.
Nie
oznacza to jednak, że władze Iraku są pozytywnie nastawione do Jezydów. Wręcz
przeciwnie. Wspominana już Amy L. Beam, która zajmuje się pomocą Jezydom w
Iraku wielokrotnie upubliczniała przypadki rzucania ofiarom ludobójstwa kłód
pod nogi, takich jak chociażby problemy z dokumentami tożsamości.[90]
W marcu tego roku dwukrotnie doszło do wymiany ognia między jezydzkim YBS/YJS a
armią iracką. Padli zabici i ranni.[91]
Nie
ma żadnych planów odbudowy Szengal.[92]
Jezydźcy uchodźcy w dalszym ciągu koczują w obozach. Pięć lat w namiotach
przeznaczonych do wykorzystywania przez rok. Złe warunki bytowe często prowadzą
do tragedii. Często na przykład dochodzi do pożarów. W maju zeszlego roku w
takim pożarze zginęła 17-letnia dziewczyna.[93]
W styczniu tego Kherhat, 3-letni jezydzki chłopczyk spalił się w tym samym
namiocie, w tym samym obozie uchodźców, w którym się urodził.[94]
W
czerwcu 2017 roku 22 jezydzkich nastolatków (obojga płci) pracujących przy
uprawie ziemniaków w okolicy Bardarash w Basur zostało zaatakowanych przez
mieszkańców pobliskiej muzułmańskiej wioski.[95]
Jezydzi z obozów dla uchodźców pracują za grosze dla okolicznych gospodarstw w
bardzo ciężkich warunkach.
Pisałem
juz o samobójstwach. To nie tylko wynik traumatycznych przeżyć, ale i poczucia
beznadziei. W lutym samobójstwo popełniła 20-letnia dziewczyna po 4,5 roku
wegetacji w obozie.[96]
Tego
roku w Syrii, podobnie jak w Rożawie dochodziło do masowych podpaleń pól
uprawnych.[97] Jest to robota tzw.
„uśpionych komórek” Daesh zainspirowanych magazynem Daesh „Al Naba”.[98]
Pożary te również pociągnęły za sobą ofiary śmiertelne.[99]
Szengal
to nie jedyne miejsce gdzie Jezydzi są ofiarami prześladowań. Przed wybuchem
syryjskiej wojny domowej mieszkało w tym kraju 45-50 tysięcy Jezydów, z czego
25 tysięcy w kantonie Efrin (arabska nazwa: Afrin),[100]
który w zeszłym roku stal się celem agresji ze strony Turcji i pozostających na
jej żołdzie formacji dżihadystycznych. Po dwóch miesiącach walk kanton padł, a
większość jego mieszkańców uciekła do sąsiedniego kantonu Szehba. Ci, którzy
zostali są ofiarami prześladowań i czystek etnicznych.
Już w czerwcu 2017 roku dżihadyści na tureckim żołdzie,
działający w Syrii w ramach tureckiej operacji „Tarcza Eufratu”, wypędzili z
wioski Elî Qîno kilkuset Jezydów. Mieszkańcy otrzymali godzinę na opuszczenie
domów, a ich majątek zrabowali utrzymywani przez Turcję dżihadyści, czyli tzw.
„umiarkowani rebelianci”. Co ciekawe o sprawie poinformował ENKS, który sam
jest utrzymywany przez Turcję i Barzaniego i uznawany za ich agendę.[101]
Sprawę potwierdziła na swoim twitterze Nadia Murad.[102]
W Efrin było 21 wiosek Jezydów,[103]
w tym Basufan (Basofan), największa osada jezydzka w Syrii (3,5 tysiąca
mieszkańców), która nota bene była ostrzeliwana przez siły Tureckie w okresie
poprzedzającym inwazję.[104]
Feleknas Uca, jezydzka parlamentarzystka z ramienia prokurdyjskie partii HDP
(Halkların Demokratik Partisi – Ludowa Partia Demokratyczna) ostrzegała, że
celem dżihadystów na tureckim żołdzie biorących udział w napaści na Efrin jest
między innymi kontynuowanie ludobójstwa Daesh na Jezydach.[105]
Te obawy się
potwierdziły po zajęciu jezydzkich wiosek.
W Qibar, gdzie część jezydzkich mieszkańców zdołało uciec, dżihadyści
przepytywali pozostałych mieszkańców, muzułmanów o to gdzie są Jezydzi,
uprzednio odpytując ich z zasad islamu, żeby sprawdzić, czy sami nimi nie są.
Ci, którzy odmawiali współpracy byli bici.[106] W
efekcie 16 Jezydów, którzy nie opuścili miejscowości zostało uprowadzonych.[107]
Podobne doniesienia są z wioski Qastel Jando.[108]
Niszczone są jezydzkie cmentarze i kaplice.[109]
Jezydzi,
którzy pozostali stali się ofiarami zabójstw,[110]
porwań[111]
i zmuszania do zmiany religii.[112] „W
naszej wiosce zmuszali 50-letniego Jezydę do pocałowania Koranu i powiedzieli,
że jest muzułmaninem, ale odmówił, ponieważ nie chciał zdradzić swojego boga,
więc go zabili” – opowiada Michael Barekat, Jezyda, który z całą rodziną uciekł
z Efrin do Szehby, gdzie obecnie przebywa około 6 tysięcy Jezydów.[113]
W Basufan okupanci otworzyli „szkoły” koraniczne i indoktrynują dzieci Jezydów,
którzy nie zdołali uciec, rodzice, którzy odmawiali posłania dzieci zostali
uwięzieni.[114]
W tym samym czasie kiedy Turcja i jej dżihadysci rozpoczęli
atak na Efrin, turecki MSZ nakłaniał Irak do zgody na atak na Szengal, pod
pozorem ataku na PKK.[115]
Recep Erdogan, prezydent (de facto dyktator) Turcji kilkakrotnie od tego czasu
powtarzał groźby pod adresem Szengal.[116]
W tych okolicznościach PKK postanowiło wycofać 500 swoich
bojowników pozostających w Szengal jako wsparcie sił YBS/YJS.[117]
Jezydzi żegnali swoich obrońców ze łzami w oczach (nie, to nie przenośnia). Turcji
nie chodzi jednak o rzeczywistą obecność PKK. To tylko pretekst dla atakowania
ruchu demokratycznego konfederalizmu.
W
samej Turcji jezydzcy uchodźcy są ofiarami licznych szykan. Jezydzi byli
początkowo wspierani przez regionalne samorządy powiązane z prokurdyjską partią
DBP (Demokratik Bölgeler Partisi – Partia Demokratycznych Regionów). Na
przełomie 2016 i 2017 roku zostali przymusowo przeniesieni do rządowych obozów
dla uchodźców , gdzie są ofiarami prześladowań ze strony administracji, a
warunki pobytu określają jako „więzienne”.[118]
Odmawia się im też prawa do opieki zdrowotnej.[119]
W Turcji miał też miejsce handel uprowadzonymi Jezydkami.[120]
Na koniec dodam, że jeżeli ktoś chcialby pomóc ofiarom, to wśród organizacji charytatywnych zajmujących się pomocą Jezydom w Szengal jest jedna polska. Nazywa się Orla Straż.
Mandaizm to z kolei protochrześcijańskie wyznanie
wywodzące się od Jana Chrzciciela. Jego wyznawcy bywają nazywani
„chrześcijanami Jana Chrzciciela”, co jest o tyle mylące, że wg. Mandaistów
Jezus był fałszywym prorokiem, który zdradził swojego (i ich) mistrza – Jana
Chrzciciela. Inne określenie to „ostatni gnostycy”. Charakterystyczną cecha tej
religii jest wielokrotny chrzest stosowany jako rytuał religijny, ale także
jako oczyszczenie z popełnianych grzechów (https://www.dunyadinleri.com/dunya-dinleri/sabiilik-mandeanizm/oku_sabiiler-sabiilik-mandeanizm
).
„Na Bliskim Wschodzie demokracji nie da się narzucić imperialnymi siłami systemu kapitalistycznego. Mogą one jedynie zniszczyć demokrację. Podstawową potrzebą jest krzewienie demokracji oddolnej. Tylko takie podejście pozwala radzić sobie ze zróżnicowaniem grup etnicznych, religii i klas społecznych. Pasuje też ono do tradycyjnej konfederacyjnej struktury społeczeństwa.” Abdullah Ocalan.[1]
Demokratyczny konfederalizm, ocalanizm, lub apoizm. Te dwa ostatnie określenia odwołują się do ideowego ojca demokratycznego konfederalizmu, Abdullaha Ocalana zwanego „Apo”, czyli „Wujek”. Sympatyczny przydomek, aczkolwiek jego właściciel nie zawsze był sympatyczną postacią. W artykule o tureckiej wojnie z Kurdami pisałem, że założona przez Ocalana Partiya Karkerên Kurdistanê, Partia Pracujących Kurdystanu faktycznie była na początku organizacją terrorystyczną. Z kolei jej twórca i lider był bezwzględnym wodzem narzucającym swoją wolę i prawdopodobnie nie cofającym się przed fizyczną likwidacją oponentów wewnątrz organizacji. To się zmieniło. Ewoluowały i PKK i jej przywódca. Paradoksalnie silna wodzowska pozycja Ocalana ułatwiła demokratyczne zmiany w organizacji, mimo, że przeobrażenia ideowe nastąpiły już gdy był więźniem państwa Tureckiego.
PKK u swoich początków była typową formacją
lewicowo-narodowowyzwoleńczą trzeciego świata. Ideowo marksistowską, aczkolwiek
trzeba pamiętać, że takie wybory ideologiczne były efektem dwubiegunowości
zimnej wojny, jeżeli dany reżim był wspierany przez USA, opozycja szukała
wsparcia w ZSRS. I vice versa. Gdy zakończyła się zimna wojna i upadł ZSRS,
zaczął się dla Ocalana i PKK okres redefinicji ideowej, który zaprowadził ich
do demokracji. Początkowo typowej demokracji przedstawicielskiej, z czasem
demokracji bezpośredniej. Pamiętając o marksistowskich korzeniach PKK można
powiedzieć, że Ocalan przeszedł ze strony Marksa, na stronę jego największego
antagonisty w łonie I Międzynarodówki – anarchisty Bakunina. Bakunin zarzucał
Marksowi, że jego wizja doprowadzi do jeszcze większego ucisku, do stworzenia
dyktatury scentralizowanej władzy partyjnej.[2]
Historia udowodniła, że miał rację.
„Żadne państwo, nawet o najbardziej demokratycznych formach, choćby to była najbardziej czerwona republika polityczna, republika ludowa, a właściwie pseudoludowa, gdyż tylko taka forma jest możliwa pod fałszywym szyldem przedstawicielstwa ludu, nie będzie w stanie dać ludowi tego, co mu potrzebne, tj. możliwości swobodnego organizowania się od dołu ku górze w imię własnych interesów. Każde bowiem państwo, najbardziej nawet republikańskie i demokratyczne, nawet pseudoludowe państwo wymyślone przez pana Marksa, w istocie swej jest niczym innym jak tylko aparatem kierującym masami odgórnie, przy pomocy inteligenckiej, a więc uprzywilejowanej mniejszości, która lepiej jakoby rozumie rzeczywiste interesy ludu aniżeli sam lud.” Michał Bakunin.[3]
„Zastąpienie jednej władzy państwowej inną nie jest rozwiązaniem. Samo państwo jest środkiem wyzysku. Nie może przynieść demokracji, nie tworzy wolności ani równości. W końcu zawsze zamienia się w ucisk i wyzysk. Państwo pozostaje państwem, bez względu na to, w czyich jest rękach. Wracamy z powrotem do punktu wyjścia. Dlatego ten paradygmat nie jest rozwiązaniem. (..) Realny socjalizm to udowodnił.” Duran Kalkan.[4]
Wpływ na ewolucję poglądów Ocalana miał przede wszystkim
inny teoretyk anarchizmu, Murray Bookchin.[5]
Bookchin, który też zaczynał jako marksista, by następnie odrzucić doktrynę
marksistowską, stworzył wolnościowy municypalizm opierający się na budowie
samorządów lokalnych w miastach, oraz kładący bardzo silny nacisk na ekologię,
jako tzw. „ekologię społeczną”.[6]
Chociaż nigdy nie spotkali się osobiście Ocalan uważa się za ucznia Bookchina.
Podobnie jak on przyjął za kluczowe dla przemian społecznych budowanie oddolnej
demokracji poprzez rozwijanie lokalnych samorządów mieszkańców. Zaznaczam, że mówimy o prawdziwych
samorządach, a nie lokalnej administracji na którą mieszkańcy nie mają wpływu,
a która na zachodzie, w tym i Polsce, określa się tym mianem.
„Projekt rewolucyjny musi wyjść od wolnościowej zasady: każda osoba jest kompetentna , żeby zajmować się sprawami społecznymi, czy ściślej rzecz biorąc sprawami społeczności do której należy. (…)
Wynika z niego, że
bez zgromadzeń, na których ludzie zbieraliby się, by bezpośrednio ustalać
społeczną politykę, prawdziwa demokracja nie istnieje, a żadne koncepcje
samorządu nie mają sensu. W rezultacie polityka nie ma demokratycznej
legitymizacji, jeżeli nie jest proponowana, dyskutowana i ustalana bezpośrednio
przez samo społeczeństwo – a nie przez jego reprezentantów, czy inne namiastki.
Jej wprowadzanie w życie, administrowanie można pozostawić radom, komisjom, czy kolektywom wykwalifikowanych, nawet wybranych osób, które pod ścisłą kontrolą publiczną i w pełni odpowiedzialne przed formułującymi politykę zgromadzeniami mogą realizować pełnomocnictwo społeczne.” Murray Bookchin.[7]
Te lokalne formy demokracji bezpośredniej tworzą w zamyśle
Bookchina i Ocalana sieć wzajemnie powiązanych bytów, demokrację wyższego
szczebla.
Drugi element inspiracji Bookchinem to ekologia.
Demokratyczny konfederalizm przywiązuje do niej wielką wagę. Aczkolwiek, jak
już pisałem, z powodu warunków wojennych ten element pozostaje w Rożawie
głównie w sferze teorii.
Opisuję tutaj anarchistyczne inspiracje Ocalana, ale trzeba
zaznaczyć, że on sam nigdy się za anarchistę nie uważał i przy całym negatywnym
podejściu do państwa nie zakłada jego zniesienia. Ocalan jest realistą. Nie
widzi szans na obalenie państwa i nie planuje walki z wiatrakami. Rozwój
struktur demokracji bezpośredniej ma budować przeciwwagę dla władzy państwowej,
a nie ją zastąpić. „Chodzi o zmniejszenie roli państwa i
rozszerzenia społeczeństwa demokratycznego”[8]
mówi cytowany już Duran Kalkan, członek rady wykonawczej Koma Civakên Kurdistan
(KCK – Unia Wspólnot Kurdystanu to organizacja zrzeszająca formacje demokratycznego
konfederalizmu we wszystkich czterech zaborach i na emigracji).
„Budowanie demokratycznego konfederalizmu lub demokratycznej autonomii, w realiach, w których żyjemy, dla wszystkich, kobiet, młodzieży i pracowników, jest realizacją demokratycznej i socjalistycznej rewolucji. Nie tworzenie nowego państwa, ale tworzenie społeczeństwa demokratycznego; nie niszczenie obecnego stanu, ale organizowanie demokratycznego społeczeństwa jako przeciwwagi, która ogranicza państwo – taki jest cel.” Duran Kalkan.[9]
Z wyżej wymienionych powodów demokratyczny konfederalizm rezygnuje z
budowy osobnego państwa kurdyjskiego. Podkreślam ten fakt, bo ciągle można
słyszeć zarzuty separatyzmu wobec Rożawy, czy PKK w Turcji. Nie, projekty
społeczne o których mówi idea Ocalana, nie mają być realizowane w ramach
jakiegoś hipotetycznego państwa kurdyjskiego, ale w ramach już istniejących
państw.
Podobnie oddolne podejście prezentuje ocalanizm
na gruncie gospodarczym. Ocalan krytycznie ocenia kapitalizm, zarówno ten
„prywatny” (piszę to w cudzysłowie, gdyż współczesne wielkie korporacje ciężko
uznać za prywatne w tradycyjnym rozumieniu[10]),
jak i państwowy, jak słusznie definiuje gospodarki komunistyczne. Alternatywą
ma być gospodarka społeczna, spółdzielcza. I tutaj osobiście widzę spore
podobieństwo do innego, tym razem polskiego teoretyka anarchizmu, a zarazem
teoretyka i praktyka kooperatywizmu, Edwarda Abramowskiego.[11]
Ponownie jednak przypomnę to co pisałem
jednej z poprzednich części tego cyklu. Promowanie spółdzielczości nie oznacza
represjonowania innych form gospodarki. Umowa społeczna Rożawy chroni własność
prywatną.[12]
Bardzo ważną rolę w demokratycznym
konfederalizmie odgrywa kwestia wyzwolenia kobiet. Aczkolwiek trzeba zaznaczyć,
że kobiety odgrywały dużą rolę w PKK na długo przed przedefiniowaniem jej
ideologii przez Ocalana. Dr. Necka
Acik-Toprak z Uniwersytetu w
Manchesterze uważa, że to właśnie kobiety najmocniej wspierały zmiany ideowe wprowadzane
przez Ocalana.[13]
To zresztą właśnie on od początku mocno forsował kwestię wyzwolenia kobiet.
Przy czym to „na początku” było w mocno autorytarnym stylu, ale jak już pisałem
uległo to zmianie.
Ocalan opisuje patriarchalną dominację
mężczyzny nad kobietą jako pierwsze zniewolenie w historii.[14]
Odwrócenie tego procesu uważa za kluczowe dla budowy wolnego społeczeństwa. To
on w 2002 roku utworzył termin dzineologia (kurdyjskie jineoloji, po angielsku
jineology). Jin czyli po kurdyjsku kobieta, logos to znane z greckie słowo oznaczające
naukę, obecne w określeniu wielu dziedzin naukowych. Tutaj także chodzi o
naukę, kobiecą naukę.
„Wiele feministek nie dostrzega związków między elementami trójkąta, jaki tworzą patriarchat, kapitalizm i państwo narodowe. Rozdzielając ten trójkąt, widzimy tylko część wroga. W efekcie niektórzy mężczyźni walczą przeciwko kapitalizmowi i państwu narodowemu, ale nie postrzegają patriarchatu jako części problemu. Albo niektóre feministki postrzegają patriarchat jako problem, ale nie widzą, w jaki sposób ta mentalność jest powiązana z państwem i kapitalizmem.” Necîbe Qeredaxî.[15]
O roli kobiet w rewolucji mam zresztą
zamiar napisać osobny tekst. Początkowo planowałem go nazwać „Dzineologia –
kurdyjski feminizm”, ale np. Necîbe Qeredaxî, założycielka centrum badawczego
dzineologii w Brukseli, twierdzi, że to nie jest po prostu kurdyjski feminizm.[16]
Więc chyba nazwę go inaczej. Jak – tego
jeszcze nie wiem, może „Rewolucja kobiet”?
Pewnie zauważyliście, że użyłem w tym
artykule wielu cytatów. Pisząc o ideach wolę oddawać głos ich autorom i
realizatorom, a sobie pozostawiać rolę łącznika między ich wypowiedziami.
Zainteresowanych tematem odsyłam do polskiego tłumaczenia jednego z tekstów
Ocalana:
„Państwo narodowe wymaga jednorodności obywateli posługujących się jednym językiem i mających te same korzenie etniczne… Trzymanie się tej wiary nie jest patriotyzmem, ale raczej szowinistycznym nacjonalizmem i bigoterią. Państwo narodowe potępia różnice społeczne, kładzie nacisk na jednorodność, podobnie jak ideologia faszystowska. Dla kontrastu naród demokratyczny jest wielojęzyczny, wieloreligijny, wieloetniczny, wielokulturowy i włącza grupy, oraz osoby o różnych interesach… Odrzuca tożsamość państwa i narodu, widząc każde z nich jako inną formację.” Abdullah Ocalan.[17]
-Jak możemy rozumieć demokratyczną autonomię, czy też demokratyczny konfederalizm? Czy jest to system specyficzny dla regionu, dedykowany tylko dla ludności kurdyjskiej?
Wyjaśnię to przez odwołanie do historii.
Poprzednia idea społeczeństwa niepaństwowego wyewoluowała w społeczeństwo
obywatelskie, które jest uznawane za osiągnięcie demokratyczne. Niektóre grupy
społeczne uzyskały pewne ekonomiczne i demokratyczne prawa w formie
samoorganizacji. Przykładem mogą być związki zawodowe, jakiś czas temu bardzo
silne w Europie Zachodniej, które zdołały zapewnić poprawę jakości życia swoim
członkom.
Demokratyczna autonomia oznacza
wzmocnienie struktur tego rodzaju i rozszerzenie ich na inne obszary życia
społecznego. Oznacza to przekształcenie demokratycznych osiągnięć w
niepaństwową organizację demokratycznego społeczeństwa. Już nie tylko walka
klas, gdzie robotnicy ze swoimi związkami zawodowymi i partiami, próbują zdobyć
i skonsolidować swoje prawa poprzez strajki i porozumienia płacowe, ale rozszerzenie
tego na wszystkie segmenty społeczeństwa. Nie tylko robotnicy i ich organizacje
związkowe, ale także młodzież, kobiety, wszystkie grupy społeczne mogą
organizować się w podobny sposób, planować własne życie demokratyczne i
gospodarcze i wdrażać je na co dzień. Możemy to zrobić bez rozbicia państwa,
ale także bez rezygnacji z naszych praw na jego rzecz. W ten sposób jest to
nowa umowa z państwem, nowa umowa społeczna.
Demokratyczna autonomia lub demokratyczny
konfederalizm stawia sobie takie porozumienie za cel. W tym sensie
demokratyczna autonomia nie jest systemem przeznaczonym wyłącznie dla Kurdów. Wszystkie
uciskane i wyzyskiwane grupy społeczne mogą zeń korzystać, aby osiągnąć swoje
własne kulturalne, polityczne i ekonomiczne prawa w odniesieniu do swojej
sytuacji i w swoich regionach świata. Na tej podstawie można tak samo rozwiązać
kwestię nierówności płci, jak i problemów pracowniczych, samorządu młodzieży,
czy zagrożeń ekologicznych. Kiedy ludzie z różnych części społeczeństwa
organizują się, mogą lepiej rozwiązywać swoje problemy.
Obecne państwo tworzy scentralizowany
system państwowy ciążący ku faszyzmowi. Chce wszystko kontrolować. Jednakże
rozwój samoorganizacji opartej o autonomię demokratyczną może stworzyć podstawę
do samorządu. Przykładowo na poziomie wioski, dzielnicy lub miasta. Sensem tej
formuły jest „państwo a demokracja”, [1]
chodzi o zmniejszenie roli państwa i rozszerzenia społeczeństwa
demokratycznego.
Początkowo był to model rozwiązania
kwestii kurdyjskiej. W ten sposób można rozwiązać problemy narodowościowe. Tak
samo religijne. Zwłaszcza, kiedy gdy grupy identyfikujące się wg. klucza
religijnego i etnicznego żyją razem. Ale co ważniejsze, tak samo można
rozwiązać problemy ekonomiczne. Można zwalczać ucisk i wyzysk poprzez
decentralizację gospodarki i dostosowanie jej do potrzeb ludzi w terenie. Taki
jest cel demokratycznego konfederalizmu. Dla grup społeczeństwa, które cierpią
z powodu braku demokracji, ten system jest perspektywą, i tak jak powiedziałem,
tak jest również w przypadku wyzwolenia kobiet.
Dlatego, moim zdaniem, system ten
przedstawia koncepcję, która jest rozwiązaniem dla kapitalistycznej metropolii
na Zachodzie i dla mniej skapitalizowanych regionów Wschodu. Jeśli spojrzymy na
Europę, już mamy początki takiej organizacji. Mówiłem o uzwiązkowieniu
pracowników. W niektórych obszarach mieszkańcy organizowali się samodzielnie.
Taka forma organizacji istnieje w tradycji Komuny Paryskiej. Demokratyczna
autonomia jest organizacją skierowaną przeciwko celom hegemonii
kapitalistycznej nowoczesności i jej dążeniom do objęcia społeczeństwa pełną
kontrolą. Gospodarka, zdrowie, edukacja, kultura i inne obszary mogą być zorganizowane
w tym systemie. Kapitalistyczny wyzysk może być otoczony i ograniczony. Pozwala
to również na ograniczenie stojącego za nim systemu państwowego, oraz
wzmocnienie organizacji społeczeństwa demokratycznego. Komuna Paryska i
rewolucje socjalistyczno-demokratyczne są tu dziedzictwem. Na tej podstawie
trzeba organizować wszystkie składowe społeczeństwa w dążeniu do demokratycznej
autonomii. To jest możliwe. W taką walkę można zaangażować znaczną część społeczeństwa.
Ta walka ma wyalienować system rządzący – i jest w stanie to zrobić.
Ta koncepcja różni się od koncepcji
Rewolucji Październikowej, która zniosła rządzący rząd i zbudowała w jego
miejsce nowy mający ponoć rozwiązać wszystkie problemy społeczeństwa. Czemu?
Po pierwsze, takie podejście się nie
sprawdziło. Zastąpienie jednej władzy państwowej inną nie jest rozwiązaniem.
Samo państwo jest środkiem wyzysku. Nie może przynieść demokracji, nie tworzy wolności
ani równości. W końcu zawsze zamienia się w ucisk i wyzysk. Państwo pozostaje
państwem, bez względu na to w czyich jest rękach. Wracamy z powrotem do punktu
wyjścia. Dlatego ten paradygmat nie jest rozwiązaniem.
Po drugie, nie jest możliwe zrealizowanie
takiego pomysłu w obecnych warunkach – nawet gdyby było to pożądane. Po prostu
nierealistyczne jest przypuszczenie, że rządzący system państwowy może zostać
zmiażdżony, aby można było zbudować demokrację, socjalizm. Ale powiedzmy, że
rewolucja zakończy się sukcesem – nadal takie podejście nie doprowadzi do
trwałego rozwiązania. „Realny socjalizm” to udowodnił.
Budowanie demokratycznego konfederalizmu
lub demokratycznej autonomii w realiach, w których żyjemy, dla wszystkich,
kobiet, młodzieży i pracowników, jest realizacją demokratycznej i socjalistycznej
rewolucji. Nie tworzenie nowego państwa, ale tworzenie społeczeństwa
demokratycznego; nie niszczenie obecnego stanu, ale organizowanie
demokratycznego społeczeństwa jako przeciwwagi, która ogranicza państwo – taki
jest cel.
W ten sposób ludzie tworzą to, co
nazywamy formułą „Państwo a demokracja”. Tak więc w konfederalizmie
demokratycznym kompetencje, które były związane tylko z państwem, są mu
odbierane i przenoszone na społeczeństwo, które z nich korzysta w ramach swojej
demokratycznej organizacji. Tak właśnie rozumiemy demokratyczny konfederalizm.
Tego rozwiązania nie ogranicza geografia.
Jest to także sposób na rozwiązanie wszystkich problemów społecznych, nie tylko
etnicznych, lub religijnych. Wszystkie kwestie wolności i demokracji można rozwiązać
za pomocą tego systemu. Jeśli każda grupa społeczna zorganizuje się we własnym
interesie, wówczas będzie także w stanie znaleźć rozwiązania problemów jakich
doświadcza w systemie kapitalistycznym.
Jest to system, który może zaoferować
rozwiązania problemów narodowych, religijnych i etnicznych, szczególnie na Wschodzie.
Ale można go wprowadzić także w centrach kapitalizmu. Ponieważ także tam istnieje
problem centralizmu. Także tam duże grupy społeczne są wykluczone z systemu lub
brutalnie wykorzystywane i stłumione przez niego. Tam też system coraz bardziej
zagraża umysłom, sercom, całemu życiu ludzi. System próbuje kierować ludźmi dla
swoich celów. Dlatego istnieje poważna sprzeczność między tymi częściami
społeczeństwa a państwem stworzonym przez kapitalistyczną nowoczesność. Wolność
i równość od wyzysku i ucisku można stworzyć w oparciu o demokratyczne
rozwiązania autonomiczne. Gdy idee demokratycznej autonomii i demokratycznego konfederalizmu
rozprzestrzeniają się, wierzymy, że nawet w kapitalistycznej nowoczesności
odkrywane są nowe strategie i formy organizacji aby przezwyciężyć problemy.
-Czy ten system jest także współczesną odpowiedzią na internacjonalizm proletariacki?
Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że
demokratyczny konfederalizm jest modelem rozwiązania problemów społecznych,
które kapitalistyczna nowoczesność stworzyła w epoce imperialistycznego
globalnego kapitału finansowego. Problemy te występują zarówno w krajach, które
kapitalizm nazywa rozwiniętymi, jak i w krajach przezeń eksploatowanych. To
powszechne problemy. Obejmują one tematy od bezrobocia po problemy etniczne i
kulturowe. Jeszcze większym problemem jest wyobcowanie mentalne społeczeństwa,
brak rozumienia rzeczywistości w której się żyje. Kolejny problem to
militaryzm. To problem państwowy, perspektywa III wojny światowej. To problemy,
które dotyczą całej ludzkości. Mogą występować w różnym natężeniu w danym
miejscu, ale są globalne dla całej ludzkości. Ich przyczyną jest trwający pięć
tysięcy lat system państwowy. Obecnej są one podniesione do niespotykanego wcześniej
poziomu; wydają się praktycznie nie do pokonania. Za to odpowiada nowoczesność
kapitalistyczna – 500 lat kapitalizmu.
Demokratyczny konfederalizm jest drogą do
rozwiązania tych problemów. Dotyczy to wszystkich grup społecznych. Bez względu
na to, w jakim obszarze te problemy wystąpią, bez względu na to jak są duże,
można je przezwyciężyć za pomocą modelu demokratycznej nowoczesności.
W obecnych warunkach rządzące siły, burżuazja,
przedstawiciele kapitalistycznej nowoczesności, ustanowiły organizację, która
narzuca reszcie społeczeństwa życie zgodnie z ich ideami, ideami władców. Oni
narzucają swój system społeczeństwu. Natomiast system demokratycznej autonomii
mówi: „Nie, nie musicie być tacy, jak oni chcą. Jesteście częścią
społeczeństwa. Macie własną kulturę, własne rozumienie moralności i własne
życie. Możecie sami rozwiązać własne problemy. Dlatego musicie rozwijać i
realizować własną nowoczesność, własną organizację i własne zrozumienie życia.”
Przewodniczący Apo[2]
nazwał to demokratyczną nowoczesnością i w swoich mowach obronnych[3]
apelował do grup społecznych na świecie: Organizujcie swoją własną
demokratyczną nowoczesność. Nie musicie żyć kapitalizmem. Możecie żyć
demokracją. Możecie stworzyć system wolności oparty na pluralizmie, sprawiedliwości
i solidarności. Możecie wszyscy organizować się niezależnie, budować razem
swoje życie poza państwem. I dzięki temu przezwyciężyć problemy ucisku i wyzysku
stworzone przez kapitalizm.
Jeśli ludzie są gotowi zaakceptować to rozwiązanie,
może zostać wdrożone w dowolnym miejscu na świecie. Początkowo socjalizm
upatrywał rewolucji w Europie. Potem pojawiła się koncepcja, że nie, nie w
Europie, ale w Azji. Lub inna, że najpierw w koloniach lub krajach rozwijających
się. Demokratyczna nowoczesność odrzuca takie założenia. Jest formą restytucji
demokratycznego socjalizmu. Tak sformułował to Ocalan. Na całym świecie
pojawiają się pilne problemy. Jednocześnie na całym świecie można prowadzić
rewolucyjny ruch oporu, stworzyć rewolucyjną organizację demokratyczną i
przezwyciężać problemy społeczne. Od Ameryki do Europy, od Azji po Afrykę. Ale
wszyscy w nawiązaniu do swoich problemów.
W tym kontekście internacjonalizm nabiera
nowego znaczenia. Była kiedyś siła, która ustanowiła państwo i przejęła wiodącą
rolę internacjonalizmu. Przekształciło się to w formę hegemonii. Związek Sowiecki
był za to krytykowany przez innych socjalistów, dla których to nie był internacjonalizm,
ale nowa forma hegemonii w imię socjalizmu.
Ale wraz ze zrozumieniem demokratycznej
nowoczesności ponownie otwiera się droga do internacjonalizmu. Wszędzie tam,
gdzie rozwinął się system demokratycznej autonomii, gdzie demokratyczne
organizacje społeczne organizują się przeciwko państwu, pomiędzy wszystkimi
tymi organizacjami na całym świecie można ustanowić związki solidarności. W ten
sposób rozwija się solidarność internacjonalistyczna. Dla wolnego,
pluralistycznego i sprawiedliwego życie dla wszystkich uciskanych, wszystkich
robotników, a właściwie wszystkich kręgów społeczeństwa, żyjących z własnej
pracy, te środowiska muszą wchodzić w interakcje, aby uskuteczniać wzajemną
solidarność. To oczywiście prowadzi nas do nowej formy internacjonalizmu,
której celem nie jest uzależnianie innych, ani rozwijanie swojej hegemonii, ale
międzynarodowa solidarność w prawdziwym tego słowa znaczeniu, ponieważ sam
system jest demokratyczny, oparty na wzajemnej solidarności. I dlatego nie ma
znaczenia, w którym miejscu na świecie się znajdujemy, ta solidarność opiera
się na wartościach wolności i sprawiedliwości. Nikt nie otrzyma szansy, aby
sprowadzić innych pod swoje wpływy, aby ich kontrolować lub asymilować.
Stary, państwowy paradygmat socjalizmu, a
raczej próby socjalizmu, nie zdołał zbudować internacjonalizmu. Zamiast tego
wyhodował nową hegemonię. Natomiast nowoczesność demokratyczna i demokratyczny
konfederalizm uniemożliwiają tworzenie nowych hegemonii. Tylko związki, sojusze
i solidarność oparte na sprawiedliwości i wolności powinny powstać w tym
systemie. I to jest nowa forma internacjonalizmu.
Duran Kalkan jest członkiem rady wykonawczej Koma Civakên Kurdistan (KCK – Unia Wspólnot Kurdystanu to organizacja zrzeszająca formacje demokratycznego konfederalizmu we wszystkich czterech zaborach i na emigracji). Niniejszy wywiad ukazał się w numerze styczniowo-lutowym Kurdistan Reportw 2014 roku, w języku niemieckim. Jego angielskie tłumaczenie opublikował w listopadzie 2017 roku portal Internationalist Commune of Rojava. Tłumaczyłem z tego ostatniego, posiłkując się elektronicznym przekładem wersji niemieckiej.
P.Z.
[1]
Mam tu małą zagwozdkę. W wersji niemieckiej jest „państwo plus demokracja”, w
angielskiej „państwo kontra demokracja”. Zdecydowałem zastosować bardziej
neutralne „państwo a demokracja”.
[3]
Uwięziony przez Turcję i skazany przez nią na śmierć (zamienioną potem na
dożywotnie więzienie) Ocalan wykorzystał wystąpienia procesowe to przekazania
opinii publicznej swoich koncepcji.