Poniższy tekst jest tłumaczeniem na język polski artykułu „Öcalan’s Paradigm: Redefining the Revolution” autorstwa Meral Çiçek z REPAK (Kurdyjskiego Biura ds. Relacji Kobiet), który został opublikowany w Kurdistan Report 5 grudnia 2021 roku.
Rewolucje muszą opierać się na materialnych i niematerialnych strukturach alternatywnego rozumienia nowoczesności. W paradygmacie i koncepcji Öcalana jest to demokratyczna nowoczesność.
Generalnie rewolucję definiuje się jako nagłą, całkowitą lub znaczącą zmianę czegoś. W naukach politycznych rewolucja (łac. revolutio, „zwrót”) to fundamentalna i stosunkowo nagła zmiana we władzy politycznej i organizacji politycznej, która ma miejsce, gdy ludność buntuje się przeciwko rządowi, zwykle z powodu postrzegania go jako opresyjny lub jego politycznej niekompetencji.
Istnieją różne definicje mające źródło w różnych przekonaniach ideologicznych.
Abdullah Öcalan.
Kiedy w latach 70-tych zaczęła się organizować grupa lewicowych studentów i robotników z Kurdystanu i Turcji pod przywództwem Abdullaha Öcalana, rewolucję zdefiniowali w świetle teorii marksistowskiej. W broszurze „Ścieżka Rewolucji Kurdystanu”, napisanej przez Abdullaha Öcalana latem 1978 r. zadanie rewolucji określa się jako „stworzenie niezależnego, zjednoczonego i demokratycznego państwa kurdyjskiego”. Tworząc demokratyczny Kurdystan [Demokratyczna Republika Ludowa] chcieli zapewnić wyzwolenie wszystkich struktur społecznych. W tym celu potrzebna była przede wszystkim „rewolucja narodowo-demokratyczna”, a następnie „rewolucja socjalistyczna”. W ich rozumieniu tamtych czasów, po wyeliminowaniu kolonializmu we wszystkich dziedzinach życia, Kurdystan byłby w stanie obrać drogę do samodzielnego rozwoju w sferze politycznej, gospodarczej, kulturowej i społecznej. Rewolucję Kurdystanu postrzegano jako część światowej rewolucji proletariatu, która rozpoczęła się wraz z Rewolucją Październikową i w coraz większym stopniu zyskiwała na sile dzięki ruchom narodowowyzwoleńczym.
Z czasem to rozumienie rewolucji w PKK radykalnie się zmieniło. Redefinicja rewolucji opiera się głównie na krytyce pozytywizmu przez Öcalana i jego analizach państwa i władzy. O ile – jak wspomniałam – cel rewolucji w Kurdystanie zdefiniowano jako stworzenie niezależnego, zjednoczonego i demokratycznego państwa, wraz z upadkiem Związku Radzieckiego, Öcalan coraz bardziej krytycznie przyglądał się państwu i władzy. Ta refleksja znalazła wyraz w więziennych pismach Öcalana po jego schwytaniu w 1999 r. i w jego paradygmacie demokracji, ekologii i wyzwolenia kobiet, rozwiniętym w więzieniu.
Öcalan analizuje liczącą pięć tysięcy lat cywilizację państwową jako akumulację władzy i kapitału. Choć wcześniej wierzył, że powstanie niepodległego państwa w którym rządzą Kurdowie rozwiąże kwestię wolności, później doszedł do wniosku, że samo państwo jako struktura, która stale odtwarza stosunki władzy, jest sprzeczne z wolnością. Państwo nie może być strukturą i formą do osiągnięcia wolności ponieważ jest wyrazem władzy i dominacji. To jest powód, dla którego PKK zmieniła swoją strategię, zerwała z celem, którym było utworzenie kurdyjskiego państwa narodowego i zamiast tego rozwinęła model demokratycznego konfederalizmu.
„Społeczeństwo etyczne i polityczne”
Analiza Öcalana pięciotysięcznej historii państwa i władzy jest niezwykle obszerna i stanowi temat sam w sobie. Dlatego skupię się na aspektach związanych z jego rozumieniem rewolucji. W swojej książce „Socjologia wolności” [napisanej w 2008 r.] Öcalan wyjaśnia najistotniejszą rolę, jaką odgrywa państwo i władza, jako „osłabienie społeczeństwa i pozbawienie go zdolności do samoobrony, poprzez zapewnienie, że etyczna i polityczna tkanka społeczeństwa, tzn. sam rdzeń egzystencji jest stale osłabiany, aż nie może już dłużej pełnić swojej roli”.
Meral Çiçek.
Społeczeństwo etyczne i polityczne jest jednym z najważniejszych pojęć w myśleniu Öcalana. Dla niego społeczeństwo etyczne i polityczne reprezentuje naturalny stan społeczeństwa. Oznacza to, że zrywa z pozytywistyczna kategoryzacją społeczeństwa według jego stosunków produkcji. Na przykład, zgodnie z teorią materializmu historycznego Marksa, społeczeństwa przechodzą przez sześć etapów: prymitywne społeczeństwo komunistyczne, społeczeństwo niewolnicze, społeczeństwo feudalne, społeczeństwo kapitalistyczne, społeczeństwo socjalistyczne i wreszcie bezpaństwowe społeczeństwo komunistyczne. Istnieją też koncepcje takie jak społeczeństwo przemysłowe itp.
W opinii Öcalana społeczeństwo może istnieć bez państwa, klasy, wyzysku, miasta, władzy czy narodu, ale społeczeństwo pozbawione etyki i polityki jest nie do pomyślenia. Społeczeństwo nie może utrzymać swojego istnienia, jeśli nie jest w stanie zdefiniować kluczowych obszarów etyki i polityki. Fundamentalną rolą etyki jest wyposażenie społeczeństwa w reguły niezbędne do dalszego funkcjonowania i zapewnienie zdolności do ich wdrażania. Rolą polityki jest zapewnienie społeczeństwu tychże niezbędnych zasad etycznych, oraz, poprzez proces ciągłej dyskusji, decydowanie o środkach i metodach potrzebnych do zaspokojenia podstawowych materialnych i intelektualnych potrzeb społeczeństwa.
Każde społeczeństwo, które traci reguły rządzące swoim istnieniem i zdolność do ich wdrażania, staje się niczym innym jak zbiorowiskiem organizmów biologicznych i może łatwo stać się obiektem nadużyć i wykorzystywania. Według Öcalana, fundamentalną rolą władzy i państwa jest uniemożliwienie społeczeństwu korzystania z jego etycznej i politycznej władzy, dwóch podstawowych strategii jego istnienia, oraz zastąpienie ich prawem i rządem:
„Historycznie władza, oraz aparaty i stosunki państwowe zawsze ustanawiały prawo w miejsce etyki społecznej i narzucały administrację państwową w miejsce polityki społecznej. Jest to konieczne, aby zapewnić akumulację kapitału i monopol wyzysku. Każda strona pięciotysiącletniej historii cywilizacji pełna jest przykładów, jak złamać etyczne i polityczne aspekty społeczeństwa i zastąpić je prawem i administracją przez monopole kapitału”.
Można by pomyśleć: co etyka społeczna i polityka społeczna mają wspólnego z rewolucją? Aby było to zrozumiałe, będę musiała zdefiniować etykę i politykę zgodnie z paradygmatem Öcalana.
Dla Öcalana etyka oznacza sumienie społeczne. Podkreśla, że przez 98 procent historii ludzkości to nie prawa, ale zasady etyczne dominowały. Dlatego używa terminu społeczeństwo etyczne. Etykę definiuje jako najlepszy sposób zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych. Dotyczy ona prowadzenia wszelkich działań społecznych, zwłaszcza ekonomicznych we właściwy sposób. Zatem wszystko, co społeczne, jest etyczne, a wszystko co etyczne, jest społeczne. Polityka jako demokracja bezpośrednia jest w rzeczywistości samą etyka. Źródłem etyki (i demokracji) jest zbiorowa umysłowość praktyki społecznej i jej zdolność do działania. Wraz z procesem cywilizacyjnym etyka została zastąpiona normami państwowymi, a tym samym nastąpiła erozja społeczeństwa etycznego. We wszystkich cywilizowanych społeczeństwach doszło do regresu zasięgu oddziaływania etyki (a także demokracji bezpośredniej) na rzecz prawa.
Istota polityki demokratycznej
Przejdźmy do definicji polityki Öcalana. Öcalan podkreśla, że sprawy polityczne i sprawy państwowe to nie to samo; wręcz przeciwnie, są w otwartej sprzeczności. Państwo i władza to negacja polityki. Dla Öcalana polityka jest zasadniczo aktami wolności, równości i demokratyzacji, potrzebnymi społeczeństwu etycznemu i politycznemu do utrzymania swojej natury i egzystowania w każdych okolicznościach. Istotę demokratycznej polityki można podsumować następująco: realizuj jej zasady etyczne, angażuj się w każdą polityczną dyskusję o jej najbardziej podstawowych potrzebach i podejmuj wszelkiego rodzaju decyzje. Głównym zadaniem polityki demokratycznej jest przywrócenie swobodnego funkcjonowania społeczeństwa etycznego i politycznego. Wniosek jest taki, że polityka, wolność i demokracja są nierozłączne i wzajemnie się definiują. On mówi: „Jeżeli wolność jest przestrzenią, w której wyraża się polityka, to demokracja jest sposobem, w jaki polityka jest realizowana w tej przestrzeni”.
Rola i zadanie rewolucjonistów
Kiedy Öcalan mówi o społeczeństwie etycznym i politycznym, nie mówi o czasach prehistorycznych. Mówi o naturalnym stanie natury społecznej, który trwa i będzie trwał tak długo, jak długo byt społeczeństwa się nie skończy. Jak pisze David Graeber: „Społeczeństwo etyczne i polityczne istnieje jako wyparte podłoże we wszystkich społeczeństwach”. Rolą polityki jest uczynienie tego istnienia wolnym, równym i demokratycznym. To jest społeczeństwo, do którego realizacji dąży Abdullah Öcalan. Ponieważ w jego paradygmacie społeczeństwo etyczne i polityczne jest najbardziej wolnym i najbardziej demokratycznym społeczeństwem. Funkcjonująca tkanka etyczna i polityczna oraz ich organy są najbardziej decydującą dynamiką, nie tylko dla uwolnienia społeczeństwa, ale dla jego utrzymania, ponieważ to w nich jednostki i zbiorowości stają się podmiotami.
Według Öcalana „Rewolucje są formami działań społecznych do których ucieka się, gdy społeczeństwo jest brutalnie powstrzymywane od swobodnego realizowania i rozwijania swojej etycznej i politycznej funkcji. Rewolucje mogą i powinny być akceptowane przez społeczeństwo jako uzasadnione tylko wtedy, gdy nie dążą do stworzenia nowych społeczeństw, narodów lub państw, ale do przywrócenia etycznej i politycznej zdolności społeczeństwa do funkcjonowania wolnymi”.
Zgodnie z tym, rolą i zadaniem rewolucjonistów jest przyczynianie się do rozwoju społeczeństwa etycznego i politycznego: „Heroizm rewolucyjny musi znaleźć sens poprzez swój wkład w społeczeństwo etyczne i polityczne. Żadnego działania, które nie ma tego znaczenia, niezależnie od jego celu i czasu trwania, nie można określić jako rewolucyjnego heroizmu społecznego. Tym, co w pozytywnym sensie decyduje o roli jednostek w społeczeństwie, jest ich wkład w rozwój społeczeństwa etycznego i politycznego”.
Öcalan krytykuje rozumienie i praktykę rewolucjonizmu jako „inżynierii społecznej”. Krytykuje autokreację rewolucjonistów, którzy widzą siebie jako wolne podmioty, które przezwyciężyły system kapitalistyczny i obiektywizują ludzi, którzy powinni zostać z niego wyzwoleni. W praktyce wielu ruchów rewolucyjnych widzimy, że rewolucja społeczna była postrzegana jako strój, który społeczeństwo powinno nosić. Widzimy, że wiele kadr nie uznało się za część kwestii społecznej i odłączyło się od społeczeństwa, jakby nie były w nim uspołecznione i jakby system nie reprodukował się w ich myśleniu i działaniu. Kolejnym elementem inżynierii społecznej jest przekonanie, że możesz decydować za społeczeństwo; że wiesz, jakie są potrzeby społeczeństwa i wiesz lepiej niż społeczeństwo, co jest dla niego dobre, a co złe, więc pozbawiasz społeczeństwo jego władzy decyzyjnej. Takie rozumienie i praktyka nie mogą być postrzegane jako „wyzwalające społeczeństwo”. Wręcz przeciwnie, to zrozumienie służy tworzeniu nowych relacji władzy, hierarchii, a przez to odtwarza system, któremu się przeciwstawiasz. W tym kontekście Öcalan podkreśla również, że „próby inżynierii społecznej są częścią tego, co liberalizm robi, aby tworzyć monopole na kapitał i władzę”.
To błędne rozumienie rewolucjonizmu miało wpływ na kurdyjski ruch rewolucyjny pod kierowniczą rolą PKK przez wiele lat i nadal ma wpływ. Na przykład przez lata w kurdyjskim ruchu rewolucyjnym używano określenia „tworzenie nowego społeczeństwa” lub „tworzenie wolnego społeczeństwa”. Ale w swojej książce „Sociology of Freedom” Öcalan krytykuje ten termin i jego rozumienie. Mówi, że „Rewolucji nie można interpretować jako aktów przetworzenia społeczeństwa. Rewolucje można zdefiniować jako rewolucje społeczne tylko w takim stopniu, w jakim uwalniają one społeczeństwo od nadmiernego ciężaru kapitału i władzy”. A dla niego jedynym sposobem na to jest walka z czynnikami, które uniemożliwiają rozwój i funkcjonowanie etycznej i politycznej tkanki społecznej. W tym sensie zadanie rewolucjonistów nie może być definiowane jako kreowanie jakiegokolwiek modelu rozwoju społecznego, ale raczej jako stymulowanie (samo)rozwoju społeczeństwa etycznego i politycznego.
Demokratyczna Nowoczesność
Przejdźmy teraz do innego istotnego aspektu krytyki ocalanowskiej. Uznaje on wielkie dziedzictwo pozostawione przez wszystkie rewolucje epoki nowożytnej. Podkreśla jednak, że ich największym deficytem była niemożność utrwalenia alternatywnej nowoczesności. Dlatego nie mogli zapobiec dramatycznemu zwrotowi w stronę kapitalistycznej nowoczesności. Uważa, że socjalizm naukowy, zwłaszcza rewolucja październikowa i rewolucja chińska, nie wykazały siły, by przezwyciężyć materialne struktury kulturowe kapitalistycznej nowoczesności (instytucje gospodarcze, społeczne i polityczne), oraz jej mentalność i świat naukowy.
Konkluzja tej krytyki jest taka, że rewolucje muszą opierać się na materialnych i niematerialnych strukturach alternatywnego rozumienia nowoczesności. W paradygmacie i koncepcji Öcalana jest to demokratyczna nowoczesność. Redefinicja rewolucji w ramach PKK opiera się na przebudowie według koncepcji i teorii Demokratycznej Nowoczesności.
W teorii Öcalana Demokratyczną Nowoczesność należy traktować jako specyficzne określenie ostatnich 400 lat Cywilizacji Demokratycznej. Istnieje jako przeciwny biegun zawsze i wszędzie tam, gdzie znajdują się sieci kapitalistycznej nowoczesności [ostatnie 400 lat cywilizacji klasycznej]. Według Öcalana: „Niezależnie od tego, czy odnosi sukcesy, czy nie, wolna, czy zniewolona, naznaczone podobieństwem, czy różnorodnością, czy zbliża się do równości, czy oddala od niej, czy jest ekologiczna i feministyczna, czy nie, czy osiągnęła znaczenie, czy nie – krótko mówiąc: bliska cechom społeczeństwa etycznego i politycznego lub odległa od nich – Demokratyczna Nowoczesność istnieje w sercu Kapitalistycznej Nowoczesności zawsze i wszędzie”.
Teoria demokratycznej nowoczesności Öcalana ma trzy główne wymiary:
1. Sposób myślenia Narodu Demokratycznego jako rewolucji sumienia [Öcalan podkreśla, że nie może być trwałej lub permanentnej rewolucji społecznej bez rewolucji umysłu]
2. Autonomia Demokratyczna jako rewolucja ucieleśnienia [Ten wymiar dotyczy rządów demokratycznych + wzmocnienia społeczeństwa etycznego i politycznego]
3. Demokratyczny konfederalizm jako polityczna alternatywa Demokratycznej Nowoczesności dla państwa narodowego Kapitalistycznej Nowoczesności
Öcalan nie oddziela rewolucji społecznej od rewolucji politycznej czy systemowej. Dla niego, aby przezwyciężyć monopole kapitału i władzy, konieczne jest przywrócenie etycznej i politycznej zdolności społeczeństwa do swobodnego funkcjonowania. Im lepiej swobodnie funkcjonuje społeczeństwo etyczne i polityczne, tym bardziej monopole kapitału i władzy tracą zdolność do swobodnego funkcjonowania. Demokratyczna samoorganizacja społeczeństwa i walka z wszelkimi formami władzy i wyzysku to procesy równoległe. Na przykład w Rożawie walka polityczna z dyktaturą Asada i walka społeczna o zorganizowanie ludu w celu uwolnienia i wzmocnienia funkcji społeczeństwa etycznego i politycznego [w postaci gmin sąsiedzkich, rad ludowych, kobiecych i młodzieżowych, organizacji oddolnych we wszystkich dziedzinach życia itp.] odbywają się jednocześnie. Realnie to właśne poziom samoorganizacji określa stosunki polityczne między władzą państwową a ruchem rewolucyjnym.
Obchody Dnia Kobiet w Rożawie w 2020 roku.
Nie ma „po rewolucji”
Dlatego, zdaniem Öcalana, rewolucja musi opierać się na jednoczesności. Zrywa z pozytywistycznym rozumieniem, które porządkuje i priorytetyzuje niektóre kwestie, a inne odkłada na chwilę „po rewolucji”. Dla Öcalana nie ma „po rewolucji”. Były i nadal istnieją ruchy rewolucyjne, których rozumienie jest bardzo pozytywistyczne. Na przykład w latach poprzedzających założenie Partii Pracujących Kurdystanu większość tureckich ruchów lewicowych twierdziła, że kwestia kurdyjska w Turcji zostanie automatycznie rozwiązana wraz z rewolucją. Dlatego nie było potrzeby oddzielnej organizacji Kurdów. Oczekiwano, że będą tylko wspierać ruch socjalistyczny w Turcji. Po zwycięstwie Kurdowie będą wolni i równi. Ale w rzeczywistości kwestia demokracji i wolności w Turcji opiera się głównie na istnieniu kwestii kurdyjskiej. Kwestia kurdyjska nie jest podkonfliktem, ale centralnym konfliktem w Turcji i dlatego demokratyzacja kraju jest możliwa tylko poprzez polityczne rozwiązanie kwestii kurdyjskiej.
W historii jest również wiele przykładów, w których kwestia płci została zepchnięta z powrotem za walkę klas i argumentowano, że po udanej rewolucji całe społeczeństwo – mężczyźni i kobiety – będzie wolne. Öcalan krytykuje również rozumienie, że najpierw dokonuje się rewolucji i zaczyna socjalistyczne życie po rewolucji. Właściwie to rozumienie odsuwa wolne życie na czas „po” rewolucji. Ale rewolucjoniści to ci, którzy żyją wartościami rewolucji teraz i tutaj. Ci, którzy nie kwestionują ciągle kapitalistycznej nowoczesności w swoim własnym myśleniu i działaniu, nie będą w stanie odegrać wiodącej roli w rewolucji. Oznacza to, że życie rewolucjonistów musi być rewolucyjne. Rewolucja to nie jest coś, co dzieje się poza twoim życiem. Nie można odrzucić systemu kapitalistycznego, ale żyć jego nowoczesnością. Jak żyjesz? Jakie są twoje relacje? To determinuje rewolucjonizm. W rozumieniu Öcalana socjalizm oznacza demokratyczny udział w społeczeństwie, oraz świadome i aktywne życie przeciwko kapitalizmowi.
Podczas gdy Abdullah Öcalan sprzeciwia się rozróżnieniu między konfliktami pierwotnymi a podkonfliktami, przyznaje prawom kobiet centralną rolę. Ponieważ w jego analizach historii władzy i ucisku degradacja i zniewolenie kobiet stanowią sedno wszystkich kwestii społecznych. Wyjaśnia, że z historycznego i społecznego punktu widzenia kwestia kobiet jest pytaniem najbardziej wszechstronnym. Dlatego żadne pytanie nie może być rozwiązane bez uświadomienia sobie wyzwolenia kobiet. Demokratyczną nowoczesność definiuje jako wiek rewolucji i cywilizacji kobiet. I podkreśla, że XXI wiek musi dać pierwszeństwo rewolucji kobiet. Jedną z jego głównych krytyki ruchów socjalistycznych i rewolucyjnych XIX i XX wieku jest to, że nie stawiały one wyzwolenia kobiet w centrum swoich wysiłków. Według niego żaden ruch socjalistyczny, który nie stawia wyzwolenia kobiet w centrum, nie może odnieść sukcesu w wyzwalaniu życia (społeczeństwa):
„Wyzwolone życie jest niemożliwe bez radykalnej kobiecej rewolucji, która zmieni mentalność i życie mężczyzny. Jeśli nie jesteśmy w stanie zawrzeć pokoju między mężczyzną i życiem, a życiem i kobietą, szczęście jest tylko próżną nadzieją. Rewolucja płci dotyczy nie tylko kobiet. Chodzi o cywilizację społeczeństwa klasowego sprzed pięciu tysięcy lat, która odcisnęła piętno na obu płciach. Tak więc ta rewolucja płci oznaczałaby jednocześnie wyzwolenie mężczyzny”.
W tym sensie, zgodnie z paradygmatem Abdullaha Öcalana, prawdziwe rewolucje społeczne muszą mieć w swoim sercu rewolucję kobiet. Dostrzega dialektykę między wyzwoleniem kobiet a rewolucją. A XXI wiek postrzega jako czas, w którym może po raz pierwszy w historii państwa i cywilizacji władzy możliwość zrealizowania kobiecej rewolucji jest większa niż kiedykolwiek.
Uwaga tłumacza: Zdecydowałem się na użycie słowa „etyka” zamiast bliższego literze oryginału „moralność”, gdyż to drugie jest w naszym kręgu kulturowym postrzegane bardziej jako przynależne do strefy sacrum, a jednocześnie ograniczane do kwestii obyczajowości. „Etyka” moim zdaniem lepiej oddaje ducha ocalanizmu. P.Z.
Zbliża się maj, a nad zakurzonymi arteriami Manbidż, miasta które odzyskało swój wigor po wyzwoleniu w 2016 roku przez Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), zbierają się szare chmury.
Na jednym z głównych bulwarów tylko dyskretny napis w językach arabskim, kurdyjskim, turkmeńskim i czerkieskim wskazuje, że znajduje się tu miejscowe Zgromadzenie Kobiet. Wejścia do niego bronią betonowe bloki i uzbrojone straże lokalnych sił bezpieczeństwa.
„Początki były trudne. Weźmy pod uwagę piętno, które odcisnęły na mieście, władające nim poprzednio organizacje [chodzi o ISIS i inne islamistyczne frakcje] „ – tłumaczy po arabsku Mahera, energiczna trzydziestolatka, otoczona przez kilkanaście innych kobiet w różnym wieku i o różnym pochodzeniu etnicznym.
„Wyzwolenie miasta sprawiło, że ludzie przychylnym okiem zaczęli patrzeć na SDF. Towarzysze chodzili pukając od drzwi do drzwi i zaproponowali mieszkańcom i mieszkankom z każdej społeczności zorganizowanie się i udział we wspólnym zarządzaniu miastem. Kurdyjki, Arabowie, Turkmenki, Czerkiesi, wszyscy jesteśmy zjednoczeni we wspólnej nadziei na demokrację i wolność. SDF przekonała nas, że musimy działać razem. Zorientowaliśmy się że ten system jest naprawdę demokratyczny i inkluzywny i teraz naprawdę w niego wierzymy.
Chociaż miasto zostało mniej zniszczone niż Kobanê, nie jest całkowicie odbudowane.
Po wyzwoleniu, SDF stanęło przed wyzwaniem skupienia różnych społeczności wokół politycznego projektu Autonomicznej Administracja Północnej i Wschodniej Syrii [Rożawy].Miasto to prawdziwa etniczna i językowa mozaika. Społeczność, która go zamieszkuje to w około 70% Arabowie, 20% Kurdowie, 5% Turkmenii i niewielka liczba Czerkiesów. Linie podziału są silne, co jest skutkiem plemiennej i konserwatywnej polityki prowadzone przez reżim syryjski, a następnie trzyletniej okupacji Manbidż przez ISIS, które traktowało miasto jako swoją twierdzę.
Rynek Manbidż
Rynek Manbidż.
„Bardzo trudno jest tu coś zmienić. Praca przy tym jest ekscytująca, to prawdziwe wyzwanie” – mówi z błyszczącymi oczami Nergiz Ismayil. Jest dynamiczną szefową Akademii Kobiet w Manbidż od momentu jej otwarcia. Na terenach kontrolowanych przez autonomiczną administrację, reprezentowaną tu przez Radę Cywilną Manbidż, akademie są miejscami szkolenia politycznego. Kobiece akademie odgrywają szczególną role. Jak wyjaśnia Nergiz:
„Pierwszą zasadą samoobrony kobiet jest edukacja. Organizujemy różne zajęcia, kursy, dyskusje na temat kobiet, dzieci, rodziny, ale także np. historii. Wcześniej kobiety utrzymano w nieświadomości. Uczono je akceptacji patriarchalnej mentalności. Przemoc, jakiej doznają kobiety, jest przez nie powielana w domach w stosunku do własnych dzieci. To właśnie ta mentalność musi zostać zmieniona. Kobiety muszą odbudować własną tożsamość. Wyzwolenie nie polega na upodobnieniu się w zachowaniach do mężczyzn, bo oni są również przez ten system zniewoleni. Musimy wyzwolić zarówno kobiety, jak i mężczyzn. “
Nergiz.
Na razie Akademia mieści się w dyskretnym budynku na obrzeżach Manbidż. Nie wszyscy pogodzili się z tym, że kobiety mają własne miejsce spotkań. „Nie było oficjalnej skargi. Mężczyźni, którym to przeszkadza, nie mają odwagi, aby głośno wyrazić sprzeciw. Część z nich udaje, że akceptuje nowy system, nawet uczestniczy w pracach administracji, ale nadal bije swoje żony w domu. Fundamentalnym problemem jest mentalność. Kobiety były postrzegane jako przedmioty, a mężczyźni, którzy tak na nie patrzyli, teraz nie chcą zaakceptować, że są im równe. Jeśli nawet przemoc fizyczna nie objawia się już publicznie, jak za czasów ISIS, przemoc werbalna i psychiczna jest wciąż obecna. Ale rozumiemy tych mężczyzn i że problem tkwi w ich edukacji. Nie staramy się ich umniejszać, chcemy też ich edukować i uczestniczyć w budowaniu ich świadomości.”
Po tym wstępie Nergiz zaprasza nas do środka. Akademia Kobiet to zwykle miejsce przeznaczone wyłącznie dla kobiet. Mówi z uśmiechem: „Dla niektórych z tych kobiet przebywanie w jednym pokoju z nieznajomym mężczyzną to także duża zmiana. Zadawanie im pytań, pokazywanie, że się nimi interesujemy, jest ważne, wzmacnia ich poczucie wartości. To także sposób na rozpoczęcie rewolucji. Zaproszenie do Akademii Arabek, Turkmenek i Czerkiesek było trudne, ponieważ tutaj patriarchat i przemoc domowa są tak mocno zakorzenione w kulturze. Mężczyzna, który nie bije żony, jest uważany za słabego. Dużo rozmawiamy z kobietami w każdej grupie. Nie próbujemy z góry narzucać naszych poglądów. Jeśli kobieta mówi nam, że mężczyźni są lepsi od kobiet, nie sprzeciwiamy się jej, ale zapraszamy ją do wspólnych działań, mając nadzieję, że sama przekona się, że może być inaczej i często tak się dzieje”.
We wnętrzu niewielkiej klasy szkolnej oświetlonej rozproszonym światłem dochodzącym zza zasłoniętych okien, siedzi dwadzieścia kobiet w różnym wieku. Przed nimi, przy tablicy pokrytej arabskimi zdaniami, stoi młoda kobieta z ruchu młodzieżowego prowadząca prelekcję. Na ścianie wiszą zdjęcia męczennic z Manisz, które poległy w walce z ISIS, oraz plakaty z ważnymi postaciami ruchu kobiecego różnego pochodzenia. W centrum znajduje się portret Abdullaha Ocalana. „Nie istnieje wolności bez wolności kobiet” – to słowa lidera PKK, który uczynił je filarem swojej politycznej teorii demokratycznego społeczeństwa. Nieco później kurdyjski ruch kobiecy rozwinął koncepcję jineologi, dosłownie „nauki kobiet”, aby opracować teorię i sposób jej wdrożenia.
Siadamy. Nergiz wyjaśnia uczestniczkom powody mojej obecności. Rozpoczyna się ponad godzinna dyskusja. Kobiety, chcące coś dodać, wstają i wypowiadają się. Na początku jest ich niewiele, ale w miarę upływu czasu prawie wszystkie spontanicznie biorą udział w dyskusji. Za każdym razem Nergiz komentuje dodając jakieś elementy dotyczące ich życia.
Jako pierwsza głos zabiera młoda kobieta w wieku ok.20-30 lat imieniu Thawra, co po arabsku znaczy „rewolucja”. Młoda kobieta studiowała teologię i żyła pod okupacją ISIS.
„Wcześniej nic nie wiedziałem o kobietach. Nie znałam siebie. Byłam traktowana jak przedmiot. Nie mogłam wypowiadać się publicznie. Studiowałam, ale dopiero tutaj zdałam sobie sprawę, jaką byłam ignorantką. Nie wiedziałam, że mogę odgrywać jakąkolwiek istotną rolę w społeczeństwie. Nie zdawałyśmy sobie sprawy, że jesteśmy istotami ludzkimi, a nie maszynami do robienia dzieci. Zrozumiałam, że byłam traktowana jak zasób. Tutaj kobiety z różnych środowisk spotykają się i rozmawiają ze sobą, uczą się od siebie. Bardzo podobały mi się te kursy, a teraz chciałbym, aby odbywały się w innych miejscach, również na wsi”.
Zemzem, lat 24 dodaje, „Pochodzę ze wsi. Uczono mnie, że wieśniacy są ignorantami i że wykształceni są tylko mieszkańcy miast”. Kobieta po pięćdziesiątce kończy ten wątek: ” Wcześniej myślałem, że kobiety wykształcone i niepiśmienne nie mogą być razem. Ale tu zobaczyłam, że to możliwe. Teraz zdaję sobie sprawę, że kobiety z różnych środowisk mogą ze sobą współpracować”.
„Chcę podkreślić”, mówi dwudziestoletnia Suzanne, „że uczyłam się w starym systemie w szkole publicznej, ale był on bardzo konserwatywny. Nie można było się nie zgadzać z nauczycielem.”
Kobieta po czterdziestce przyszła z jedną ze swoich córek. „Dzięki temu, czego się tutaj nauczyłem, chcę teraz lepiej edukować moje dzieci”.
17-letnia Fatma jest współprzewodniczącą komuny [najniższa jednostka administracji lokalnej w Rożawie] w swojej wsi i zajmuje się problematyką przemocy ze względu na płeć. Trochę onieśmielona, opowiada. „Zanim tu przyszłam, niewiele wiedziałem o kobietach. Słyszałem o Akademii i towarzyszce Nergiz i postanowiłem się z nią spotkać. Kiedy tu trafiłam i zobaczyłam wszystkie te kobiety z różnych środowisk razem, aż zaparło mi dech w piersiach. Bardzo trudno jest uczestniczyć w tych zajęciach. Kiedy tu przychodzisz, jesteś na cenzurowanym w społeczności. Ja miałam o tyle lepiej, że mój ojciec znał ruch. Kiedy SDF nas wyzwoliła w 2016 roku, zaczął studiować ich ideologię i podziwiał ich. Kiedy tu przyjechałam, przyprowadziłam ze sobą cztery inne kobiety. Od tego czasu wieś uważa mnie za czarownicę. Kiedy zostałam współprzewodniczącą gminy, myślałam o popełnieniu samobójstwa z powodu presji otoczenia. Otrzymałam nawet groźby śmierci od najemników pracujących dla armii tureckiej. Ale chcę pokazać dziewczynom w moim wieku, że można brać udział w Akademii”.
Fatima.
W regionie Manbidż wpływy plemienne są większe na obszarach wiejskich niż w mieście. Szkolenie w Akademii trwa 20 dni, a ostatni dzień przeznaczony jest na szybkie przeszkolenie wojskowe. Po zakończeniu większość uczestniczek planuje podzielić się tym, czego się dowiedziała o sobie z innymi. Shadia: „Jestem nauczycielką i pracuję w archiwum. Po ukończeniu szkolenia zamierzam przekazać to czego się tu nauczyłam kobietom, które ze mną pracują. Nauczyłem się tutaj trzech rzeczy: etyki, duchu siostrzeństwa i pokory.”
Te kobiety są zdeterminowane, aby bronić wolności, którą wywalczyły. „Zrozumiałam tutaj, że kobiety mają prawdziwą władzę. Byłyśmy uciskane przez system, ale teraz możemy coś zmienić” mówi kobieta po trzydziestce. Ale to trudna i codzienna walka. Malek jest współprzewodniczącą gminy: „Pochodzę z bardzo konserwatywnej wsi, rewolucją jest dla mnie bycie w tym miejscu, ale to bardzo trudne. Mąż codziennie mnie bije. Bije po twarzy, bo działam w komunie i biorę udział w rewolucji. Chcę, żebyś to wiedział. Rewolucja jest trudna”.
W przypadku przemocy domowej kobiety mogą znaleźć wsparcie w Domu Kobiet (Mala Jîn), miejsca stworzonego do walki z przemocą domową i małżeńską oraz obrony praw kobiet.
Shilan, kierowniczka Domu, wyjaśnia: „Naszym zadaniem jest rozwiązywanie problemów kobiet. Dotyczą one głównie kwestii rodziny i małżeństwa. Na przykład: wcześniej mężczyźni mogli mieć do czterech żon, co było źródłem konfliktów. Innym przedmiotem konfliktu jest opieka nad dzieckiem. W przypadku dzieci poniżej 15 roku życia trafią do matki, a starsze do ojca. Wreszcie mamy do czynienia z przemocą domową. Jeśli przychodzi kobieta i mówi, że była maltretowana, szukamy dowodów, w razie potrzeby przeprowadzamy badania lekarskie i doprowadzamy sprawę do wymiaru sprawiedliwości. W jednej sprawie interweniujemy maksymalnie trzy razy. Jeżeli pod trzeciej interwencji nic się nie zmienia, przesyłamy akta sprawy do sądu. Następnie wspieramy kobietę w postępowaniu sądowym. Początkowo miałyśmy do 150 przypadków miesięcznie. Ale ta liczba stopniowo maleje, w tym miesiącu było ich tylko 80. Chcemy prowadzić więcej projektów, otwierać kolejne domy oprócz istniejących trzech, ale potrzebujemy wsparcia finansowego z zewnątrz.”
Ta kobieta chce się rozwieść. Przyjechała z mężem do domu kobiet w poszukiwaniu wsparcia.
Jihan słucha i rozmawia z obiema stronami, próbując znaleźć rozwiązanie.
W razie potrzeby Dom Kobiet może liczyć na pomoc oddziału kobiecego Asayish, czyli sił bezpieczeństwa wewnętrznego. Asayishki wykonują te same zadania, co ich męscy odpowiednicy, ale zajmują się również bardziej szczegółowo problemami kobiet. Spotykamy Fatwę, Hanane, Fadię i Rym w siedzibie Asayish. Wszystkie mają od dwudziestu do trzydziestu lat, część jest Kurdyjkami, a część Arabkami. Ich dowódczyni to kobieta po czterdziestce, o silnych rysach bojowniczki, która spędziła lata w górach wśród partyzantów PKK. Przywołana gdzie indziej przez swoje obowiązki, pozwala nam rozmawiać sam na sam z młodymi kobietami.
Fatwa, Hanane, Fadia, Rym.
„Miałyśmy do czynienia z wieloma problemami małżeńskimi. Pary kłóciły się głównie o dzieci. Raz gdy byłyśmy na patrolu, podeszła do nas zapłakana kobieta, prosząc o pomoc w odzyskaniu dzieci zabranych przez ojca” opowiada Rym.
Fatwa, patrzący prosto przed siebie, stanowczym głosem kontynuuje ten wątek: „Jeśli kobieta ma problemy małżeńskie i chce się rozwieść, mamy dwa rozwiązania. Albo wysyłamy je do sądu, gdzie sędzina zajmuje się ich sprawą, albo wysyłamy je do Domu Kobiet, który organizuje dalszą postępowanie między sądem a Asayish. Kilka dni temu mieliśmy sprawę jednej z moich towarzyszek z Asayish, która chciała się rozwieść. Była w domu, kiedy jej mąż przyszedł zabrać dzieci. Chciał ją uderzyć. Udało jej się skontaktować ze mną mówiąc, że nie może wyjść, bo mąż jej grozi. Szybko interweniowałyśmy. Kiedy ich tu przywieźliśmy, zaczął się wszystkiego wypierać mówiąc, że po prostu chce ich wszystkich razem. Ale jego żona powiedziała, że kłamie, że ją bije i chce ją zmusić do porzucenia naszych szeregów, zgodnie z tradycją w której kobieta zostaje w domu i zajmuję się dziećmi. Ale nasza towarzyszka już znalazła swoje miejsce na ziemi i w społeczeństwie, więc odeszła od męża i na dodatek zachowała swoje dzieci”.
Pogrzeb członków Asayîş, dwóch mężczyzn i kobiety.
Fadia jest w drogówce. Opowiada z lekkim wahaniem: „Na początku ludzie dziwnie na nas patrzyli. Asayishki sprawiły, że inne kobiety chcą je naśladować. Każdego dnia nasza liczba rośnie. Zmienił się sposób, w jaki ludzie na nas patrzą, zwłaszcza ze strony klanów. Zaczęli wysyłać swoje córki, żeby do nas dołączyły. Stało się to dla nich źródłem dumy. “
Hanane dodaje: „W dzisiejszych czasach kobiety odgrywają bardzo ważną rolę w społeczeństwie. Po wielu latach cierpienia możemy wreszcie osiągać swoje cele”. Opowiada historię, którą bezpośrednio przeżyła. „Mieszkałyśmy na prowincji i kobiecie nie wolno było wstępować do żadnych organizacji, a tym bardziej do sił zbrojnych. Miałam przyjaciółkę, która chciała do nas dołączyć, ale jej rodzina była temu przeciwna. Zamknęli ją w domu. Dowiedziałam się o tym, podjęłyśmy interwencje i ona jest z nami dzisiaj. Pogodziła się też z rodziną”.
Młode kobiety, zaciągają się do wojska z różnych powodów, nie tylko ekonomicznych.
„Cierpienie, którego doświadczyłyśmy, gdy ISIS kontrolowało nasze miasto, bardzo mnie zmieniło”. mówi Fatwa, patrząc smutno. „Widok kobiety ukamienowanej na śmierć jest nie do zniesienia, a widziałam to na własne oczy. Wszystko to nastawiło mnie przeciwko ISIS, przeciwko ich niesprawiedliwości. Kiedy przejęli kontrolę nad Manbidż, zaczęli brać dziewczyny. Próbowali je skłonić, aby realizowały ich potrzeby, a te które nie chciały robić tego dobrowolnie były do tego zmuszane. Na przykład mężczyzna w wieku 60 lat brał za żonę dziewczynę w wieku 13- 14 lat. Jeśli został zabity, dziewczyna została sama, bez jakiejkolwiek przyszłości. Wszystko to zachęciło nas do wstąpienia do SDF”
Fadia dodaje: „Moja matka była więźniarką ISIS i kiedy poszliśmy się z nią zobaczyć, zagrozili, że nas też wsadzą do więzienia. Nie mogliśmy nic powiedzieć, nikogo nie szanowali. Powiedzieli rodzicom: nie pozwól swoim córkom wychodzić do miasta ubranym w dżinsy i T-shirty! Kiedy zobaczyłam kobiety Asayish na posterunkach kontrolnych w mundurach, chciałam do nich dołączyć. Moim zdaniem kobiety mogą pracować w każdej branży, czy to we władzach, wojsku czy prasie”.
Dla Hanane „możliwość dołączenia do Asayish, to duże osiągnięcie dla kobiet. Wcześniej to mężczyźni decydowali co robią kobiety i jako jedyni mogli pracowali. Ale tutaj swoją pracą udowadniamy, że kobiety potrafią radzić sobie równie dobrze jak mężczyźni, a nawet lepiej. Jeśli jesteśmy tu dzisiaj, to dlatego, że kochamy nasz kraj”.
ISIS ścięło nawet antyczne posągi.
Rym dodaje: „Kobiety przez długi czas cierpiały z powodu niesprawiedliwości, mogły tylko opiekować się dziećmi. Nie miały prawa głosu i decydowania. Jestem tu aby walczyć z tą niesprawiedliwością”.
Aby umożliwić emancypację, ruch kobiecy tworzy na wszystkich terytoriach kontrolowanych przez Autonomiczną Administracje Północnej i Wschodniej Syrii [Rożawy] dedykowane im równoległe struktury zarządzania odpowiadające na różne potrzeby kobiet.
Oprócz Asayish, Akademii czy Domu Kobiet, Zgromadzenie Kobiet koordynuje również inne projekty realizowane w ramach struktur lokalnej administracji. W Manbidż Zgromadzenie zostało powołane do życia w 2017 roku. „Celem Zgromadzenia Kobiet jest troska o potrzeby kobiet. Aby je poznać, będziemy chodzi od domu do domu”. mówi Hevi. „W zeszłym roku jednym z największych problemów kobiet były kwestie ekonomiczne”.
Kurdyjki, Arabki, Czerkieski, Turkmenki, te kobiety gromadzą się na kobiecym zgromadzeniu.
Nadia jest po pięćdziesiątce i jest Turkmenką. Porozumiewamy się w języku tureckim bez tłumacza. Podsumowuje to, co powiedziały wcześniej zgromadzone w klasie kobiety. „Za czasów ISIS nie wiedziałyśmy, kim była kobieta. Kiedy istniało ISIS, kobiety nie istniały. Kobieta była poniżona i uległa. Kobieta była postrzegana jako narzędzie reprodukcyjne. Ale po nadejściu demokracji wszystkie kobiety pokazały że istnieją. Wszystkie jesteśmy takie same. Nie ma Kurdyjek, Turkmenek czy Arabek. Pracujemy razem, dyskutujemy razem, wszystkie mamy te same problemy. Któraś może mieć problemy z mężem, z rodziną, ale teraz pokazuję, że istnieję i ma swoją podmiotowość. Inaczej niż kiedyś, dziś kobiety znają swoje prawa”.
W skład Zgromadzenia wchodzi dwadzieścia kobiet w różnym wieku, podzielonych na cztery komisje: ekonomii, edukacji, pracy socjalnej… „Gminy są w trakcie tworzenia. Istnieje potrzeba, aby kobiety objęły stanowiska współprzewodniczących [w systemie politycznym Rożawy każde stanowisko zarządcze musi być sprawowane naraz przez kobietę i mężczyznę]. Chcemy dojść do tego, co udało się osiągnąć w kantonie Cizire. Niezbędne jest zarówno zaspokajanie potrzeb kobiet, ale też praca nad samoorganizacją. Zgromadzenia Kobiet działają niezależnie, ale ich praca przyczynia się do powstania szerszego systemu zarządzania. Na przykład komisja ds. edukacji przygotowuje się do odwiedzenia uchodźców z Efrîn, aby zaoferować kobietom udział w zajęciach z jineologi” wyjaśnia Hevî.
Siedziba zgromadzenia gmin zachodniego Manbidż, współkierowanego przez Fatmę i Hassana.
Fatma: „Minęło 20 miesięcy od utworzenia komuny [najmniejszej jednostki administracji terytorialnej] i tam pracuję. Chcę pomagać ludziom, zwłaszcza kobietom. Najpierw ludzie żyli pod reżimem Assada, potem przyszli terroryści. Wszyscy dostrzegamy różnicę. System w Manbidż jest nadal bardzo plemienny. Na razie w gminach liczy się to, kto może wykonać tę pracę”.
Nazifa al Osman, współprzewodnicząca dzielnicy Al Bared, zajmuje się usługami publicznymi (prąd, paliwo).
Komisja do spraw gospodarki ma osobna siedzibę. Jest odpowiedzialna za znalezienie źródeł zatrudnienia dla kobiet, aby mogły się same utrzymywać, niezależnie od męża czy rodziny. Dwa główne sektory gospodarki w Manbidż to rolnictwo i handel.
Kobiety pracują przed wszystkim w rolnictwie, ale są słabo opłacane. Ich obecność w handlu jest natomiast niewielka. „Nawet jeśli studiują biznes, kończą jako nauczycielki”. mówi Ihtissar. Komisja otworzyła małą spółdzielczą restaurację prowadzoną przez kobiety. Teraz planuje założyć fabrykę tekstyliów. Chętnych do pracy tam nie brakuje, w przeciwieństwie do źródeł finansowania. Ruch kobiecy rozwija działalność gospodarczą kobiet w oparciu o projekty spółdzielcze. Z powodu braku zasobów w Manbidż nie są one jeszcze mocno rozwinięte w przeciwieństwie do takich regionów jak Cizire i Kobanê.
Ta restauracja, prowadzona przez kobiety, to projekt kobiecego zgromadzenia.
Manbidż jest interesującym przykładem ekspansji projektu politycznego ruchu kurdyjskiego na wszystkie społeczności w północnej Syrii. Oczywiście zmiany nie przebiegają gładko. Plemiona nie zawsze są zadowolone z utraty swoich wpływów ani ze zmian społecznych, jakie przynoszą samorządy zwłaszcza w kwestii emancypacji kobiet. W styczniu i marcu 2018 r. część plemion z okolic Manbidż zorganizowało demonstracje, domagając się powrotu syryjskiego reżimu, z którym współpracowały przed wojną domową. Inne mają powiązania z protureckimi grupami dżihadystów, których pozycje od miasta są oddalone o zaledwie 20 km. Kilka razy w tygodniu siły bezpieczeństwa są atakowane. Za tymi próbami destabilizacji stoi Turcja, ale niektórzy zwracają też uwagę na zaangażowanie reżimu. Turcja wciąż grozi atakiem na Manbidż. Na chwilę obecną [rok 2019] koalicja francusko-amerykańska, sprzymierzona z SDF, wzmocniła swoją obecność wojskową w okolicy, aby odwieść swojego sojusznika z NATO od wprowadzania w życie gróźb inwazji i zapewnić stabilność Radzie Cywilnej w Manbidż. Ale nie wiadomo jak długoterminowe jest ich zaangażowanie [obecnie tzn. na koniec 2021 sił amerykańskich już tak nie ma, zastąpili je Rosjanie wraz z wojskiem Assada, choć wciąż faktyczną kontrole sprawuję tam SDF].
W obliczu tych zagrożeń autonomiczna administracja Manbidż stara się być jak najbardziej inkluzywna. Na ścianach widnieje głównie portrety z podobizną Abu Layli [lokalny przywódca z mieszanej kurdyjsko-arabskiej rodziny], charyzmatycznego założyciela Rady Wojskowej Manbidż, śmiertelnie rannego w walkach z ISIS wokół miasta w czerwcu 2016 r., podczas gdy wizerunek Abdullaha Öcalana [założyciel PKK, główny ideolog demokratycznego konfederalizmu wprowadzonego w Rożawie], powszechny w innych miejscach, tu jest umieszczany znacznie dyskretniej, choć również można go gdzieniegdzie zobaczyć, w tym w przerobionej w photoshopie wersji w tradycyjnym arabskim stroju.
Obecni tu aktywiści z ruchu kurdyjskiego pochodzą z regionu i mówią płynnie po arabsku. Jeśli nawet, póki co zajmują kluczowe stanowiska, głównie na poziomie regionalnym, stają się coraz mniej widoczni, szczególnie na poziomie lokalnym, gdzie ich obowiązki są powierzane uprzednio przeszkolonym mieszkańcom. Jest to krok w kierunku demokratyzacji, która może w pełni nastąpić tylko w perspektywie długoterminowej i w bardziej pokojowych warunkach. Administracja stara się działać szybko w swoich próbach włączania wszystkich mieszkańców i zakorzenić się w społeczności. Może liczyć w tym na wsparcie kobiet, które przekonał się do nowego projektu politycznego i nie zamierzają zrezygnować z ciężko wywalczonej wolności.
„Teraz wiem, czego chcę” mówi Nadia. „Jakie są moje prawa i moje pragnienia. Mój stosunek do świata. Wcześniej sprowadzało się do: zajmujesz się domem, przygotowujesz jedzenie, rodzisz dzieci. Ja też siedziałam w domu gotując i opiekując się dziećmi oraz mężem. Po nastaniu demokracji to się zmieniło. Teraz wiem, że mam cel”
Rozpoczęcie konferencji kulturalnej organizowanej przez gminę. Zebranie wszystkich społeczności wokół tej inicjatywy zajęło rok.
28 stycznia belgijski Sąd Kasacyjny – najwyższa instancja sądowa Belgii, uznał, że Partia Pracujących Kurdystanu (PKK) nie jest organizacją terrorystyczną. Tym samym podtrzymał decyzję sądu apelacyjnego z 8 marca 2019 roku. Sprawa w której zapadł wyrok ciągnęła się latami i dotyczyła 41 osób. Holenderska dziennikarka Frederike Geerdink zwróciła jednak na twitterze uwagę, że pierwotnie było 42 oskarżonych (w rzeczywistości Frederike napisała o 42 i 43, ale to błąd).[1] Kim była ta 42 osoba? I dlaczego zniknęła z listy oskarżonych?
Fidan Doğan.
Zniknęła bo nie żyje. A nie żyje bo została zamordowana. Brakującą oskarżoną była Fidan Doğan, jedna z trzech działaczek kurdyjskich zamordowanych w nocy z 9 na 10 stycznia 2013 roku w Paryżu. Zazwyczaj przyjmuje się, że głównym celem była Sakine Cansız, jedna z założycielek PKK i ikona kurdyjskiego ruchu kobiecego,[2] a celem było storpedowanie procesu pokojowego pomiędzy PKK, a państwem tureckim, który wtedy trwał, lub przynajmniej osłabienie pozycji negocjacyjnej Kurdów. Eyyup Doru, europejski przedstawiciel prokurdyjskiej partii HDP (Halkların Demokratik Partisi – Ludowa Partia Demokratyczna) uważa, że to nie legendarna „Sara” była głównym celem, ale właśnie Fidan.[3] Ta urodzona w tureckim zaborze Kurdystanu 31-letnia obywatelka Francji miała szerokie kontakty we francuskiej klasie politycznej, z ówczesnym prezydentem Françoisem Hollande włącznie. Celem ataku miałoby być osłabienie kontaktów ruchu kurdyjskiego z władzami francuskimi.
Ktokolwiek byłby głównym celem i jaki nie byłby motyw, wiemy kto był sprawcą. Niejaki Ömer Güney. Ömer niestety zmarł 13 grudnia 2016 roku po operacji guza mózgu. Na pięć tygodni przed planowanym procesem. Nie wiadomo czy jego śmierć była naturalna. Wiadomo, że 12 stycznia 2014 roku do internetu trafiło nagranie, na którym omawia plan zabójstwa z dwoma agentami MIT.[4] 14 stycznia wyciekła wewnętrzna notatka MIT na temat planowanego zabójstwa.[5] Tuż po zabójstwie związki Güneya z MIT potwierdził w rozmowie z dziennikiem Yeni Özgür Politika Murat Şahin, były agent tej agencji mieszkający w Szwajcarii.[6] Ujęła je także w akcie oskarżenia francuska prokuratura.[7] MIT to Millî İstihbarat Teşkilatı – turecka Narodowa Agencja Wywiadowcza. Kto tu jest terrorystą?
Turecki czołg M60 Patton ostrzeliwujący Sirnak, kurdyjskie miasto w Turcji. Maj 2016.
Wspomniany turecko-kurdyjski proces pokojowy został oficjalnie ogłoszony 21 marca 2013 roku podczas obchodów newrozu, kurdyjskiego (i nie tylko, obchodzi go wiele bliskowschodnich nacji, np. Persowie) nowego roku. Wszystko wskazuje na to, że Turcja od początku prowadziła negocjacje w złej wierze. Mimo to 28 lutego 2015 roku ogłoszone zostało „Porozumienie z Dolmabahce”,[8] które miało być „mapą drogową” rozwiązania konfliktu. Parę miesięcy później Erdogan wyparł się porozumienia ogłoszonego publicznie w tureckiej telewizji między innymi przez wicepremiera Yalçına Akdoğana.
Jednocześnie pracowano nad planem „Kolaps”. Jego istnienie ujawniła w grudniu 2015 roku turecka prasa, istniał jednak już co najmniej we wrześniu 2014 roku.[9] Zakładał wydanie wojny kurdyjskim miastom na południowym-wschodzie Turcji i ich cywilnym mieszkańcom. I ten plan został zrealizowany. Bodźcem do wznowienia wojny były wybory parlamentarne 7 czerwca 2015 roku. W wyborach tych rządząca AKP (Adalet ve Kalkınma Partisi – Partia Sprawiedliwości i Rozwoju) straciła bezwzględną większość w parlamencie. Dalej była najliczniejszą partią, ale nie mogła samodzielnie rządzić. Jednocześnie do parlamentu po raz pierwszy w historii weszła partia prokurdyjska, wspomniana już HDP. Do tej pory ruchowi kurdyjskiemu udawało się wprowadzać pojedynczych działaczy, ale wyśrubowany, dziesięcioprocentowy próg wyborczy uniemożliwiał wejście jako zorganizowana siła. Halkların Demokratik Partisi zdobyła 13,12% głosów.
Reakcją rządzącego Turcją prezydenta Erdogana było wznowienie wojny. Chodziło o zmobilizowanie z jednej strony antykurdyjskiego, nacjonalistycznego elektoratu tureckiego, a z drugiej strony zastraszenie wyborców HDP i rozbicie okręgów wyborczych, w których ta partia wygrała. Plan się powiódł, w kolejnych wyborach, które odbyły się 1 listopada 2015 roku AKP odzyskała większość bezwzględną (ale HDP ponownie weszła do parlamentu). Nie zakończyło to jednak kampanii terroru.
Czołgi na ulicach Nusaybin, kurdyjskiego miasta w Turcji. A raczej tego co z niego zostało.
Raport Human Rights Watch[10] z lipca 2016 roku podaje między innymi:
– 22 miasta, lub dzielnice miejskie objęte represjami. – Ponad 355 000 ludzi wygnanych z domów. – Co najmniej 338 cywili zabitych do końca kwietnia (obliczenia Tureckiej Fundacji Praw Człowieka). – Tylko pomiędzy 14 grudnia a 11 lutego 2016 władze tureckie zamordowały 66 mieszkańców Cizre, w tym 11 dzieci. – Partia HDP ocenia liczbę zabitych w Cizre na 251osób, ale identyfikacja ofiar jeszcze trwa. – Potwierdzone strzelanie do cywilów pod biała flagą. – Potwierdzone zabijanie rannych. – Potwierdzone umyślne zabijanie dzieci. – Potwierdzone wykorzystywanie przez armię turecką szpitali do prowadzenia operacji militarnych. – Potwierdzony ostrzał cywilów przez armię turecką z moździerzy. – Potwierdzony ostrzał ludzi pomagających rannym. – Cywile ginęli także w dzielnicach gdzie nie było żadnych walk z kurdyjską samoobroną. – Niszczenie całych dzielnic na rozkaz rządu. – W Cizre zidentyfikowano 95 000 m2 (9,5 hektara) zniszczonych domów. – Brak reakcji rządu tureckiego na żądanie Wysokiego Komisarza ONZ d/s Praw Człowieka wpuszczenia komisji ONZ. – Blokowanie dostępu organizacjom praw człowieka. – Prawo z 23 czerwca zapewniające bezkarność popełniającym zbrodnie żołnierzom i funkcjonariuszom państwowym. – Komisja Wenecka uznała przepisy na podstawie których wprowadzono godzinę policyjną za niezgodne z turecką konstytucją i umowami międzynarodowymi. – Naruszenie godziny policyjnej miało być w teorii karane grzywną 100 lirów, ale w praktyce groziło zastrzelenie, lub więzienie.
Skala zniszczeń w Sur – „starówce” Amed (turecka nazwa: Diyarbakır), kurdyjskiego miasta w Turcji. Zdjęcia wykonano 04.07.2015 r. i 11.07.2017 r.
Opublikowany w marcu raport Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka[11] obejmujący okres od lipca 2015 do grudnia 2016 mówi już o 1200 zabitych, oraz od 355 tysięcy do pół miliona wygnanych z miejsca zamieszkania. W jednym masowym mordzie w trzech piwnicach Cizre tureckie siły rządowe zamordowały do 189 osób (wg raportu ONZ, inne źródła podają inne dane, dokładna liczba jest trudna do ustalenia, bo władze tureckie dokładnie wyczyściły miejsce zbrodni).
Przygotowany w 2019 roku przez Stowarzyszenie Monitorowania Migracji przy wsparciu Unii Europejskiej raport na temat pogwałceń praw człowieka wobec kobiet, które miały miejsce podczas tej operacji[12] mówi o pół milionie wysiedlonych, oraz 1 milionie 809 tysiącach osób dotkniętych represjami.
Kto tu jest terrorystą?
3 miesięczna Miray İnce zabita przez tureckie władze 25 grudnia 2015 w Sur.
3 października 2015 roku 24 letni Haci Birlik został najpierw raniony przez policyjnego snajpera, a kiedy ranny założył sobie opaskę uciskową, dobity z bliska. W jego ciele było 28 kul. Następnie jego ciało wleczono za tureckim samochodem policyjnym. Haci był początkującym aktorem, jedyną jego zbrodnią było posiadanie szwagierki, posłanki z ramienia HDP.[13] Kto tu jest terrorystą?
57 letnia Taybet İnan’ın została zamordowana 19 grudnia 2015 roku na ulicy w Silopi przez siły tureckie. Jej ciało leżało na tej ulicy przez tydzień. Jej szwagier, który usiłował odciągnąć zwłoki także został zabity.[14] Kto tu jest terrorystą?
25 grudnia 2015 roku w Sur członkowie tureckich sił bezpieczeństwa zabili 3 miesięczną Miray İnce i jej 82 letniego pradziadka, Ramazana İnce. Miray została najpierw raniona, a następnie, podczas transportowania do szpitala pod biała flagą osoby niosące ją (dwóch mężczyzn i kobieta) zostały ponownie zaatakowane mimo telefonicznego uzgodnienia z policją transportu rannego dziecka. Dziewczynka ponownie trafiona zmarła, jej dziadek został śmiertelnie ranny i zmarł po kilku godzinach, ranna została też matka.[15] Kto tu jest terrorystą?
11 letnia Büşra Yürü zabita ostrzałem moździeżowym tureckiej armii, wraz z 13 letnim Yusufem Akalınem (10 letnia Dilan Akalın, została ciężko ranna), 14 stycznia 2016 w dzielnicy Dağkapı w Diyarbakır.
14 stycznia 2016 roku w dzielnicy Dağkapı turecka armia ostrzelała z moździerzy bawiące się dzieci. Zginęli Yusuf Akalın, lat 13 i Büşra Yürü, lat 11, Dilan Akalın, lat 10 została ciężko ranna.[16] Kto tu jest terrorystą?
19 kwietnia 2016 roku w Van została śmiertelnie raniona przez turecką policję Remziye Bor. Remziye była w ciąży. Cesarka uratowała dziecko, matka zmarła nie odzyskawszy przytomności.[17] Kto tu jest terrorystą?
Jesienią 2016 roku wypłynęło nagranie, na którym armia turecka zabija dwie wzięte do niewoli partyzantki YJA-Star (Yekîneyên Jinên Azad ên Star – Oddziały Wolnych Kobiet Isztar, kobiece oddziały PKK, męskie to Hêzên Parastina Gel). Schwytanym dziewczętom strzelono w tył głowy.[18] Tak jak NKWD polskim jeńcom w Katyniu. Kto tu jest terrorystą?
Neval, jej matka Remziye Bor, została zabita przez turecką policję kiedy była w ciąży z Neval. Cesarka uratowała dziecko.
To nic nowego. „Na moich oczach wojsko zabiło partyzanta PKK zrzucając go z helikoptera. Widziałem odcinanie uszu partyzantom. Widziałem członka MHP (Milliyetçi Hareket Partisi – turecka partia nacjonalistyczna) z naszyjnikiem zrobionym z uszu partyzantów.” To słowa Yannisa Vasilisa Yaylaliego, snajpera armii tureckiej biorącego udział w operacjach antypartyzanckich w pierwszej połowie lat 90tych. [19] Kto tu jest terrorystą?
Jak wyglądały te operacje? Ponownie oddajmy głos Yannisowi: „Naciskaliśmy na kurdyjskich wieśniaków, aby nie pomagali partyzantom PKK. Nie pozwoliliśmy im zbierać plonów z pól. Zabieraliśmy ich jedzenie, ponieważ mogliby dać nadmiar partyzantom. Chcieliśmy aby mieszkańcy wioski byli głodni. (…)Ludność dwóch wiosek uciekła i wioski zostały spalone przez wojsko. Ale ludzie z innej powiedzieli: „cokolwiek zrobicie, nie odejdziemy.” Wiec biliśmy ich dopóki nie opuścili swoich domów. Druga drużyna przybyła za nami i spaliła wioskę.” Kto tu jest terrorystą?
Luty 2017 r. Wioska Xeraba Bavê (Koruköy). Turecki żołnierz demonstruje gest wilczego łba, pozdrowienie faszystowskich Szarych Wilków i turecki odpowiednik sieg heil, nad ciałem zamordowanego Kurda.
We wrześniu 1994 roku Yannis dostał się do partyzanckiej niewoli. „Zabrali mnie do małego obozu. Partyzanci przygotowywali posiłek nad wodą, korzystając z brzegu rzeki. Mieli ogień, ale ukryty, żeby nie było widać z daleka. Şerif Goyi przyszedł do mnie i powiedział: „Jesteś jeńcem wojennym, a my postępujemy zgodnie z Konwencją Genewską”. W 1994 roku PKK wprowadziło przestrzeganie Konwencji Genewskiej, a rok później oficjalnie do niej przystąpiło. (…) W grudniu 1996 r., po dwóch latach i trzech miesiącach, zostałem zwolniony.”
Tak, kiedy armia turecka morduje jeńców, PKK traktuje ich zgodnie z Konwencją Genewską, do której przystąpienie ogłosiła na początku 1995 roku. Doprawdy, kto tu jest terrorystą?
„1. W konflikcie z tureckimi siłami państwowymi PKK zobowiązuje się przestrzegać konwencji genewskich z 1949 r. i pierwszego protokołu z 1977 r. dotyczących prowadzenia działań wojennych i ochrony ofiar wojny oraz traktować te zobowiązania jako mające moc prawną w ramach swoich sił i na obszarach znajdujące się pod ich kontrolą.
2. Aby rozstrzygnąć wszelkie niejasności, PKK postrzega następujące grupy jako część tureckich sił bezpieczeństwa, a zatem jako uzasadnione cele ataku:
a – członkowie tureckich sił zbrojnych;
b – członkowie tureckich sił antypartyzanckich;
c – członkowie Tureckiego Agencji Wywiadowczej (MIT);
PKK nie traktuje urzędników służby cywilnej jako członków sił bezpieczeństwa, chyba że wchodzą oni w zakres jednej z powyższych kategorii.
3. PKK będzie traktować pojmanych członków tureckich sił bezpieczeństwa jako jeńców wojennych.”
Oświadczenie PKK na konferencji prasowej w Genewie 24 stycznia 1995 r.[21]
Ruiny Bağarası, kurdyjskiej wioski w Turcji zniszczonej przez armię w latach 90-tych.
Nota bene od wznowienia konfliktu PKK wzięła kolejnych kilkunastu jeńców.[22] Są cali, zdrowi i apelują do tureckich władz o zainteresowanie się ich losem. Przy okazji zeszłorocznych wyborów w Turcji PKK udostępniła apele 9 z nich do ich rządu.[23] PKK deklaruje, że jest gotowa przekazać ich państwu tureckiemu. A to milczy.
Jednym z elementów tureckiej wojny przeciwko Kurdom są miny. Jaką rolę pełnią miny przeciwko partyzantce? Otóż Turcja uznawała kurdyjskie wioski za wsparcie dla partyzantów, niszczyła je i przepędzała mieszkańców. Szacuje się, że w latach 80tych i 90tych turecka armia zniszczyła około 3-4 tysięcy wiosek, że wypędzenia objęły 2-3 mln osób (głównie do miast, skąd ponownie wygnano ich po 2015 roku), a w ich trakcie zabito 30 tysięcy osób.[24] Natomiast żeby ich mieszkańcom nie przyszło czasem do głowy wrócić, okolice zniszczonych wiosek zaminowano.[25]
Te miny ciągle tam są. W 2003 roku Turcja podpisała, a w 2004 ratyfikowała Traktat Ottawski zobowiązując się do zniszczenia zapasów min i usunięcia już położonych do 2014 roku. Nie wywiązała się. Poprosiła o wydłużenie terminu o kolejne 10 lat. Dostała 8, do 2022 r. I dalej nie podejmuje żadnych działań. Inna sprawa, że może mieć z tym problem, bo po prostu nie wie gdzie te miny są. Latem 2016 roku turecka jednostka wojskowa budująca mur na granicy z Syrią natknęła się na własne miny (granicę syryjską też minowano), których nie miała na mapach.[26]
Rodzeństwo Güloğlu, ofiary tureckich min.
Wg oficjalnych danych tureckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w latach 1984–2009, 1269 osób straciło życie na minach. Ostatnimi ofiarami byli w lipcu zeszłego roku 4-letnia Nupelda Güloğlu i jej i 10-letnii brat Ayaz. Kto tu jest terrorystą?
W ostatnich latach Państwo Islamskie znane pod skrótem ISIS (lub ISIL), albo obelżywym mianem Daesh przeprowadziło w Turcji kilka zamachów terrorystycznych. Co ciekawe wszystkie one, za wyjątkiem jednego, były wymierzone w społeczność kurdyjską, a ten jeden to sylwestrowy atak na „dekadencki” klub nocny niezbyt lubiany przez tureckie władze. Pozostałe to np. kurdyjskie wesele, czy manifestacje prokurdyjskich organizacji. Przypadek?
Nie, raczej współpraca, a przynajmniej akceptacja ze strony tureckich władz. Przykładowo turecka policja miała wiedzę o planowanym przez Daesh zamachu w Ankarze 10 października 2015 roku, w którym zginęło 109 osób, a ponad 500 osób zostało rannych i nie powstrzymała go.[27] Ba, wg Centrum Wywiadu Unii Europejskiej (EU INTCEN) to właśnie Erdogan i jego partia AKP zlecili ten zamach.[28] Kto tu jest terrorystą?
Serena Shim, dziennikarka zabita po tym jak ujawniła związki Turcji z dżihadystycznymi terrorystami.
Zresztą współpraca Turcji z Daesh jest dobrze znana i udokumentowana.[29] Potwierdza to np. raport holenderskiego wywiadu.[30] Niedawno zabity kalif Daesh, Abu Bakr al-Baghdadi zginął w swojej kryjówce tuż przy tureckiej granicy, na terytorium kontrolowanym przez pro-tureckich dżihadystów. Jego następcą został iracki Turkmen Amir Mohammed Abdul Rahman al-Mawli al-Salbi, którego brat przebywa w Turcji jako przedstawiciel irackiej partii Turkmeński Front Iraku, która jest finansowana i kierowana przez… turecki wywiad MIT.[31] Obaj bracia utrzymywali kontakty do czasu wyboru jednego z nich nowym szefem terrorystów.[32]
Dokumentowanie związków Turcji z Daesh nie jest zajęciem bezpiecznym. 19 października 2014 roku została zamordowana libańsko-amerykańska dziennikarka Serena Shim, która ujawniała te powiązania.[33] Kto tu jest terrorystą?
Mógłbym podać jeszcze dziesiątki przykładów. Takich jak masakra Roboski, o której niedawno pisałem. Jak bombardowanie obozu uchodźców, mordowanie uchodźców na granicy, atakowanie cywilów białym fosforem, czy dostarczanie broni terrorystom Boko Haram w Afryce. I pewnie jeszcze przyjdzie mi o tym pisać. Mógłbym też napisać więcej o działaniach PKK, np. o tym jak rzucili się na ratunek mordowanym przez Daesh Jezydom – o tym trochę już pisałem. Ale teraz pozwolę sobie napisać jak na pytanie o to kto jest terrorystą odpowiada turecka władza.
„
Otóż są nimi np. ogrodnicy sadzący kwiatki. Serio. Nurcan Baysal, dziennikarka uhonorowana odznaczeniem The Front Line Defenders Award, które jej wręczyła zastępczyni Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka Kate Gilmore, opisała jak tureckie władze zniszczyły kwiatki posadzone na klombie, bo były w kolorach kurdyjskich.[34]
Ponad dwa tysiące naukowców podpisało list otwarty przeciwko równaniu z ziemią przez turecką armię kurdyjskich miast na południowym wschodzie Turcji i mordowaniu ich mieszkańców. Ponad 120 z tych terrorystów już usłyszało wyroki. Trwają aresztowania kolejnych.[35] Ratownicy medyczni pomagający mieszkańcom tych miast to też terroryści.[36] Podczas tego równania z ziemią nauczycielka Ayşe Çelik powiedziała publicznie w tureckiej telewizji, że „dzieci nie powinny umierać”. Za tą terrorystyczna frazę usłyszała wyrok 15 miesięcy więzienia.[37]
Członkowie zarządu największej i najstarszej tureckiej organizacji zrzeszającej lekarzy, Türk Tabipleri Birliği wystosowali antywojenny apel podczas agresji na Efrin. Nie wypowiadali się przeciwko tej konkretnej agresji, tylko wojnie jako takiej. Cała jedenastka usłyszała już wyroki. Dziesięć razy po roku i osiem miesięcy więzienia. Jedenasty dostał trzy lata i trzy miesiące.[38] Kiedy zostali aresztowani solidarność z nimi wyraziła polska Naczelna Rada Lekarska.[39]
Nudem Durak, „terrorystka” ucząca dzieci kurdyjskich piosenek.
Dla Turcji każdy przejaw kurdyjskiej kultury to „terroryzm”. Nudem Durak odsiaduje wyrok 19 lat więzienia za śpiewanie po kurdyjsku i nauczanie dzieci kurdyjskich piosenek![40] Arzu Demir dostała „tylko” sześć lat za napisanie książek o ruchu kurdyjskim.[41] Gwizdanie kurdyjskiej piosenki? Terroryzm![42] Granie kurdyjskiej muzyki na weselu? Terroryzm![43] Wiecie co jeszcze jest dla tureckiego reżimu terroryzmem? Np. świętowanie zwycięstwa w wyborach lokalnych przez dwoje współburmistrzów z prokurdyjskiej partii HDP.[44]
Belgijski minister spraw zagranicznych i obrony Philippe Goffin zapowiedział, że rząd nie zamierza respektować wyroku sądu.[45]
Paweł Ziółkowski
(dumny wnuk takiego samego „terrorysty” jak ci z PKK, tyle że z Armii Krajowej)
Wywiad z katalońską anarchistką, ochotniczką walczącą w szeregach kobiecych oddziałów Yekîneyên Parastina Jin (YPJ – Kobiece Jednostki Obrony) przeciw tureckiej agresji na Rożawę. Brała udział w trwającej 12 dni (9-20 października 2019 r.) zaciętej obronie granicznego miasta Serekaniye (arabska nazwa: Ras al-Ayn). Oryginał po katalońsku , wersja anglojęzyczna.
Dlaczego zdecydowałaś się pojechać do Rojavy?
– Myślę, że z powodu roli, którą kobiety odgrywają w rewolucji, ich awangardowej pozycji i całej historii walki, którą prowadziły przez tyle lat. A także z powodu opartego na strukturach poziomych społeczeństwa, które tam jest budowane. W domu słyszymy, czytamy i dyskutujemy o tym, co dzieje się w Rożawie, ale po doświadczeniach kolegów, którzy tu byli zrozumiałam, że muszę przyjechać i zobaczyć to na własne oczy. Chciałam zobaczyć odbudowę kraju doświadczonego przez ucisk reżimów totalitarnych i przekształcanie go w autonomiczny region o systemie demokratycznym. Każdy kto wierzy o walkę o wyzwolenie spod ucisku powinien tu być
Zobaczyłam w tej rewolucji wiele rzeczy, których brakuje nam w Europie. Jak zbudować silny rewolucyjny projekt, który ma ciągłość, jest zakorzeniony w społeczeństwie i obejmuje kobiety, projekt, w którym kobiety są na pierwszym planie? Jak tego wszystkiego bronić? Jak możemy to zrobić w domu? Przyjazd tu i zobaczenie tego było dla mnie logicznym i koniecznym krokiem.
Dziewczęta z YPJ.
Jak to się stało, że skończyłaś uczestnicząc w bitwie o Serekaniye?
– Po pewnym czasie spędzonym na poznawaniu i pracy ze społeczeństwem, zdecydowałam się wstąpić do YPJ. Widziałam cierpienia kobiet i jak przyłączają się do YPJ w celu wyzwolenia, ponieważ dla wielu kobiet jedyną perspektywą społeczną jest poślubienie mężczyzny wybranego przez rodzinę i zamknięcie się w domu.
To było coś, o czym myślałem od dłuższego czasu, a praca ze społecznością kobietami jeszcze mocniej mnie zmotywowała. Chciałam lepiej zrozumieć ideowy i życiowy proces kurdyjskich i arabskich kobiet wychowanych w Rożawie. Kiedy mieszkasz tu przez jakiś czas, przynajmniej z mojego doświadczenia, w jakiś sposób zaczynasz uwielbiać całą historię tej ziemi, w tym historię oporu.
Czułam również, że jako internacjonalistka częścią mojego zaangażowania jest obrona tej ziemi, tych idei, tej historii. Postanowiłem odbyć szkolenie wojskowe w YPJ i dołączyć do obrony Rożawy. Jednym z moich pierwszych zadań była służba w Serekaniye. Wysłano mnie z grupą obrony i dotarliśmy na 2 lub 3 miesiące zanim Turcja zaczęła robić pierwsze groźby przeciwko miastu. Przez cały ten czas przygotowywaliśmy miasto, trzymaliśmy warty i tak dalej.
Serekaniye przed inwazją: uliczny sprzedawca waty cukrowej. Marzec 2019 r. Fot. Arta fm.
Co masz na myśli mówiąc o przygotowywaniu miasta?
– Cóż, z jednej strony przygotuj miasto fizycznie, na poziomie wojskowym, do obrony przed inwazją powietrzną i lądową, wykonaj wszystkie niezbędne budowy. Z drugiej strony przygotuj miasto na poziomie społecznym. A jeszcze z innej wiele z nas nie znało dobrze miasta, więc musiałyśmy poświęcić czas na jego poznanie, a także na poznanie wszystkich innych grup, pomagając im we wszystkim, czego potrzebowali, logistyce, zabezpieczeniu…
Jak społeczeństwo zareagowało na tę sytuację?
Serekaniye przed inwazją: dziewczynki na progu domu. Styczeń 2019 r. Fot. Arta fm.
– Spędzasz z nimi 24 godziny, mieszkasz z nimi w twojej okolicy i ostatecznie poznajesz wszystkich. Serekaniye już doświadczyło wojny w 2012 roku, ludzie wiedzieli czego się spodziewać, więc atmosfera była trochę napięta, dość napięta. Kiedy idziesz rozmawiać z mieszkańcami, musisz być silny, z wysokim morale. I spotkasz reakcje wszelkiego rodzaju. Ale muszę wam powiedzieć, że w czasie przygotowań ludzie byli bardzo zaangażowani. Mówili: „To nasza ziemia, będziemy jej bronić”.
Ludzie otwierali dla ciebie drzwi. Duża część społeczeństwa obywatelskiego była zaangażowana w przygotowanie miasta. W logistyę, wyżywienie … ludzie byli bardzo aktywni , było dużo baweri [wiary], bardzo silna wiara w to, co robili. Wiedzieli, że żadne zadanie nie jest ważniejsze od drugiego, że jeśli jedno nie ugotuje, drugie nie będzie jeść i nie będzie mogło walczyć, a jeśli nie będzie walczyć, nie będzie w stanie tego obronić i nikt nie będzie jadł. Że bez społeczeństwa nie istniałoby YPJ i odwrotnie. I bardzo silne uczucie, które łączyło wszystkich, poczucie więzi z ziemią, chęć jej obrony.
Wszyscy postrzegali Erdogana jako faszystę, wszyscy. Dużo dyskutowano także o roli Stanów Zjednoczonych, wiadomo było, że Ameryka jest wrogiem Rożawy. I możliwość udziału w tych dyskusjach politycznych też była dla mnie ważna.
Mamy… matki cierpią najbardziej, trudna sytuacja ekonomiczna, dużo dzieci, małe szanse na zmiany… Ale widziałam też, że obecność YPJ naprawdę pomaga kobietom. Rozmawiałaś z nimi, a ich reakcja była: „Jak dobrze, że jesteście tutaj”, to było ekstremalne doświadczenie, ta więź, dająca społeczeństwu siłę i moralność. Dla mnie widok tych matek był bardzo mocny, ponieważ, cóż, kiedy ich córki dołączały do YPJ, bały się, jak ktoś komu kradną serca, prawda? Ale wiedzą, że ich córki zbierają się, aby ich bronić, bronić matek i są z nich bardzo dumne. To kierowało moje myśli do mojej matki, Katalonii, moich kolegów…
Mieszkańcy Serekaniye uciekający przed turecka agresją. Fot. Delil Souleiman.
Jak wspominasz 9 października, dzień w którym rozpoczęły się ataki na Serekaniye?
– Dzień wcześniej przeprowadzili ostrzał, ale nie odpowiedzieliśmy ogniem. Potem odbyła się krótka rozmowa między koleżankami z mojej małej grupy. Dyskutowałyśmy „co się stanie?”. Dwa dni wcześniej byłyśmy na ulicy, patrolując w nocy i było zbyt spokojnie. W jakiś sposób twoje ciało to odczuwa, kiedy napięcie wzrasta, ciało to zauważa.
9 października, pamiętam, że było południe, byłyśmy na naszej zwykłej pozycji, usłyszałyśmy pierwsze bombardowania i z naszej pozycji widziałyśmy dym. I całe moje ciało mówiło: „Teraz. Zaczyna się. ” Nie doświadczyłem jeszcze tak silnego uczucia, tak namacalnego…
Zebrałyśmy się na kwaterze, a nasza komendantka powiedziała nam: „wszyscy gotowi, weźcie plecaki, zajmijcie pozycje”. I od tego momentu jakby wszystko zwolniło… Nagle słyszysz wiele dźwięków, których nie rozumiesz … Było dużo dymu, który miał utrudniać obserwację miasta przez drony i poruszanie się pod całym tym dymem wpływa psychicznie na ciebie. A potem te wszystkie samochody pełne rodzin, wyjeżdżając z tym, co udało im się złapać w 10 minut…
13-letni Mohammad z Serekaniye. Ofiara tureckiego ataku zakazanym wobec celów cywilnych białym fosforem. Użycie przez Turcję tej substancji potwierdzili niezależnie: szwajcarskie laboratorium, szwedzko-irański lekarz i ekspert brytyjskiej armii od broni chemicznej
Wyobrażam sobie, że czynnik lotniczy był bardzo ważny, prawda? Jak to było walczyć z armią wspieraną przez lotnictwo bojowe?
– Pierwsze dni były bardzo ciężkie, ponieważ przy pierwszych bombardowaniach pojawili się pierwsi masowo ranni. To, że nie były rany typowe dla walk miejskich, tylko całe grupy, które odnosiły rany od silnych eksplozji. Na przykład transport rannych z Serekaniye do Til Temir był loterią. Ambulanse i konwoje cywilne, które nie stanowiły zagrożenia wojskowego, były bombardowane. Ludzie zostali zbombardowani, a następnie zbombardowani zostali także ludzie, którzy mieli zbierać ciała tych, którzy właśnie zostali zbombardowani. [Turcy] Nie mieli żadnych skrupułów, tylko chęć podboju terytorium.
Kiedy pojawiały się samoloty, przede wszystkim żartowałyśmy z towarzyszkami. Kiedy usłyszałyśmy dźwięk samolotu lub drona, zawsze był ktoś, kto powiedział: „Oho, zaraz coś się stanie!” Ale tak naprawdę to była niepewność, niepewność, czy już cię zauważył wcześniej, czy już zamierza atakować. Niepewność gdzie uderzy. Pierwsze uczucie to chęć rzucenia się do ucieczki, ale oczywiście jeżeli to zrobisz, momentalnie wykryją ruch. Starałyśmy się więc zachować zimną krew, pozostawać w bezruchu i kontrolować strach. Mówiłyśmy sobie, że już to przechodziłyśmy i nie dali rady nas namierzyć.
Mocno polegałam na koleżankach, z którymi dzieliłam pierwsze dni, ponieważ miały doświadczenie [bojowe] w mieście, w górach, ponosiły już straty i były na nie przygotowane. Wiedzą, że przeciw tej machinie wojennej nie mamy wielkiego potencjału do bitwy, ale mamy strategię, odwagę przez te wszystkie lata oporu, że nie powinniśmy obawiać się wsparcia powietrznego, że musimy wiedzieć, że nie możemy walczyć bezpośrednio z taką techniką, ale właśnie dlatego istnieją inne strategie. Umiejętność poruszania się, dzielenia się obawami i wątpliwościami oraz bycia bardzo cierpliwym. To wymaga dużo cierpliwości, czekania i czekania.
Uchodźcy przed turecką agresją.
Czego jeszcze nauczyłeś się od tych bardziej doświadczonych koleżanek?
– Opowieść o Rożawie niesie wiele wartości, ale zaczęłam je rozumieć, kiedy byłam z nimi. Wszyscy się boją, ale nigdy nie widziałam, aby którakolwiek z moich koleżanek zwątpiła. Walka, którą prowadzą, jest w nich głęboko zakorzeniona, wynika z niesprawiedliwości, których doświadczały, z decyzji, którą podjęły, aby dać z siebie wszystko dla walki, dla obrony ziemi. Widziałam to na co dzień.
Widziałam to w tym, jak dbały o siebie nawzajem, kiedy jedna była wyczerpana, reszta troszczyła się o nią. Widziałem koleżanki walczące dalej mimo poważnych ran, młode dziewczęta myślące tylko o towarzyszkach broni. Zawsze na pierwszym miejscu były ranne towarzyszki, a te chciały tylko się „naprawić” i wrócić do walki. Widziałam koleżanki, które nie śpią trzy dni, nie jedzą trzy dni, nie zdejmują butów w ciągu tych dni i dzielą się wszystkim. Brakuje jedzenia, wody, a resztkami, które pozostały dzielą się. Żadna nie została pominięta. I żadna nie została w tyle.
Czułam, że walczymy o to samo. Że to była walka o obronę ziemi, walka z faszyzmem, walka tysiąclecia. Ci ludzie stają wobec próby eksterminacji etnicznej, eksterminacji ich kultury, a także ruchu kierowanego przez kobiety. I widzą, że wszystko, co zbudowali kosztem bólu i wysiłku, organizacja społeczeństwa, kobiet, wszystko co demokratyczne, konfederacyjne, struktury… wszystko to może zostać zniszczone w dwa dni… Więc duch był non stop, nikt nie odpoczywał. Była siła i odwaga. Odwaga, która pochodziła z serca i z poczucia, że „dość!”. Bez tego opór Serekaniye nie byłby taki, jaki był. Jak można było stawić opór machinie wojennej drugiej liczebnie armii NATO? Tylko historia, przekonania ideowe, obrona ziemi, obrona oporu kobiet mogły to umożliwić.
I nie tylko uczyłam się od bardziej doświadczonych koleżanek. Niesamowite było dzielenie się tym razem z 18, 19-letnimi dziewczętami, Kurdyjkami, Arabkami, którzy przyłączyły się do walki, by zbuntować się przeciwko życiu, które skazywało ich na zamknięcie w domach jako męska własność, lub które dołączyły z powodu ideowych przekonań. Chociaż są tak młode, odważyły się przyłączyć do zbrojnego oporu.
Myślałem o hiszpańskiej wojnie domowej, o kobietach z CNT-FAI [milicja anarchistyczna walcząca przeciw faszystom Franco i komunistom – przyp. P.Z.], o Elisie Garcii, która zginęła na froncie w wieku 19 lat … I widziałem, jak kobiety, bojowniczki ruchu otwierają drogę innym kobietom, młodym dziewczętom. To było niesamowite. Jest też wiele rzeczy, których nie potrafię wyjaśnić, ponieważ istnieje wiele uczuć, które przypominają obrazy, które pamiętam, ale których nie mogę wyrazić słowami …
Elisa García Sáez (22 września 1916 r. – 25 sierpnia 1936 r.), sanitariuszka milicji CNT. Śmiertelnie ranna w nalocie faszystowskiego lotnictwa.
Jakie obrazy przychodzą ci na myśl, gdy myślisz o Serekaniye?
[Długa cisza]
– Wiele. Z samego początku pamiętam, kiedy w moim oddziale zostałyśmy podzielone na dwie mniejsze grupy. Widzę obraz, jak towarzyszki z drugiej grupy przejmowały pozycję, a my szłyśmy gdzie indziej. Pomyślałem: „może to ostatni raz, kiedy je widzę” i to utknęło we mnie. Bardzo dobrze pamiętam ten dzień, ulicę, kolumny dymu. I w jaki sposób niosły swoje biksi [nazwa powszechnie używana w odniesieniu do lekkich karabinów maszynowych PKM skonstruowanych w Związku Sowieckim] i plecaki.
A potem mam wspomnienia ze szpitala, który w pewnym momencie stał się linią frontu. To było 5 dni, ale pamiętam to tak, jakby to było 10 godzin. Pamiętam szpital w ciemności, ponieważ kiedy çete [termin oznaczający „gangi” lub „najemnicy” oznaczający grupy dżihadystów biorących udział w ofensywie państwa tureckiego przeciwko Północnej Syrii) zbliżali się nie było prądu. A w środku ciemności światło papierosów, które palili towarzysze. I drzwi, ponieważ światło wpadało przez drzwi. Sprawdzałam rannych, pytając jednego po drugim: „Jak się masz? W porządku? – Tak, tak, wszystko w porządku.” I ranni też walczą. Ponieważ wszyscy wiedzieliśmy, że jesteśmy otoczeni, że zostaniemy uwięzieni w mieści. Dodawaliśmy sobie otuchy, mówiąc: „Nikt tu nie wyjeżdża, bo tutaj bronimy wszystkiego”. I w końcu, kiedy musieliśmy się wycofać, ostatni obraz Serekaniye, miasta płonącego, wszystko w płomieniach…
Byliście otoczeni i ze względu na rozmowy dyplomatyczne z Turcją kazano wam się wycofać. Jak przyjęłaś ten rozkaz? Jak wyglądało wycofanie się po tylu dniach walki bez odpoczynku?
– Rozkaz przychodzi rano i nie wierzymy w to. Na początku w to nie wierzyliśmy. Ale pamiętam, jak szybko pojawia się uczucie dewastacji. Każą nam odejść, aby przygotować ewakuację.
Cały konwój, wszystkie samochody są pełne sił obronnych, wyjeżdżamy powoli i odkrywamy, że wszyscy wrogowie wyszli na ulicę. Wszyscy zeszli z pozycji i wyszli na ulicę, na balkony, aby zrobić dla nas korytarz. I widzisz tureckich żołnierzy i dżihadystów, niektórych w mundurach wojskowych, a innych zakamuflowanych jako cywile, aż do szpitala. Widzimy twarze tych, którzy do niedawna atakowali nas 100 lub 200 metrów od szpitala. I pamiętam, jak jeden z dowódców powiedział nam: „Nie strzelamy, nie strzelamy, ponieważ wojna się nie skończyła”. To było bardzo trudne, nie spodziewaliśmy się tego. I cała adrenalina przez tyle dni, całe to podniecenie zawarte … ale widzisz koleżanki walczące tutaj od 7 lat, a także około 10 lat w górach i czujesz, że nie chcesz być smutna.
Czy czujesz, że nie masz prawa być smutna?
– Mam prawo być smutna, jak wszyscy inni, ponieważ Serekaniye stało się moim domem, ponieważ widziałam, jak umierają moje przyjaciółki, ponieważ broniłyśmy tych ulic, ponieważ poznałam rodziny tu mieszkające. Ale z drugiej strony czuję, że to był trudny, ale piękny opór, że to, co zrobiliśmy, jest częścią historii. A jeśli nie będziesz mieć tego na uwadze, szybko upadniesz, spadnie twoje morale, słowo „porażka” zagości w twoich myślach. Tak, militarnie może to była porażka, ale nie ideowo. Serekaniye stało się punktem odniesienia, również dla ludności. Wiele osób chwyciło za broń, zwłaszcza młodzi chłopcy i dziewczęta.
Broń i walka zbrojna od zawsze stanowiły barierę dla kobiet. Jak to się stało, że miałaś z tym kontakt?
– Myślę, że kobiety zawsze były obecne w walce zbrojnej, ale bardziej niewidoczne. Może w mniejszych ilościach, ale w całej historii mamy odniesienia do kobiet, które brały udział w walce zbrojnej i położyły fundamenty pod ścieżkę, którą wiele z nas uważa za możliwą, ścieżkę, która jest również naszą drogą.
W każdej części świata oraz w dowolnym kontekście społecznym i politycznym, jako kobiety ze względu na specyficzny ucisk narzucany nam, zawsze rozwijałyśmy formy samoobrony, zawsze musiałyśmy korzystać z narzędzi, którymi dysponowałyśmy, aby bronić naszych ciał, naszych myśli, naszego życia, terytorium.
Jako kobiety staramy się pokazywać, że to nie jest nasza rola, ale historia pokazuje coś przeciwnego, pokazuje, że zawsze byłyśmy w stanie szukać rozwiązań, sposobów walki, i tak dzieje się w Rożawie. Kobiety zorganizowały się, aby budować struktury, przestrzenie edukacyjne, wsparcie, mechanizmy do walki i obrony tego wszystkiego. Bo jeżeli tego nie zrobimy, to kto to zrobi? Nie możemy czekać, aż inni zdecydują, jak powinnyśmy walczyć, nie możemy powierzyć naszej przyszłości represyjnym strukturom. Dlatego uważam, że samoobrona jest czymś, co definiuje nas jako rewolucjonistki i ogólnie jako kobiety, zawsze była częścią naszego życia, ponieważ zawsze byłyśmy obiektem ucisku ze strony patriarchatu, państwa, całej zinstytucjonowanego społeczeństwa.
Uważam więc, że w Rożawie broń to jeszcze jedna metoda obrony, kolejny element ochrony przestrzeni, w której dorastamy, oraz sposób na obronę życia zbiorowego i uciśnionych ludzi, których kobiety stanowią awangardę. Niełatwo było mi to z początku zrozumieć, ale to była świetna nauka.
W mojej rodzinie tylko mężczyźni uczestniczyli w tej formie oporu przeciwko Franco, głównie mój dziadek. Ale mam odniesienie do mojej matki, mojej babki, do kobiet z mojej rodziny, które podczas reżimu Franco i po nim były uciskane, i niektóre organizowały się, a inne nie, ale gdyby miały taką możliwość nie odrzuciłyby jej. Wiec jak ja, mając taką możliwość i mając przy sobie inne towarzyszki mogłabym nie uczestniczyć w tej walce??
To był proces, trudna nauka, bardzo trudna. Ponieważ najważniejszą rzeczą nie jest wzięcie broni, ale wiedza, dlaczego ją bierzesz. W pewnym momencie myślisz: „Może tu zginę”, ale czujesz, że: „Walczymy o życie”. To proces uczenia się i wciąż się uczę.
A jak wyglądały relacje z męskimi kolegami? Czy była różnica w traktowaniu?
– Większość bitwy o Serekaniye, podczas której byłam na linii frontu spędziłam głównie wśród kobiet. W naszym oddziale byli też koledzy, ale w większości byłyśmy kobietami. W żadnym momencie nie otrzymywałam rozkazów od mężczyzny, moją przełożoną zawsze była kobieta. Był okres, kiedy odczuwałam nadopiekuńczość, ale myślę, że bardziej chodziło o bycie obcokrajowcem. To było na początku, ale szybko zniknęło z powodu brutalności wojny i dzielenia codziennych trudów.
W otoczeniu kobiet takich jak ja nie było miejsca na różnice płciowe, przynajmniej ja tego nie doświadczyłam. W każdym upolitycznionym środowisku zawsze znajduje się praca, którą wykonują koledzy, i powinni oni robić znacznie więcej, aby dać kobietom miejsce na poziomie, na jaki zasługują, a tutaj nie można powiedzieć, żeby tego nie robili. Nie ma dominacji mężczyzn w stosunku do kobiet, ale widać, że to efekt wielu lat pracy.
Często my same też włączamy się w tę rolę, prawda? Ponieważ mamy to bardzo zinternalizowane. Kobiety tutaj mają postawę nieakceptowania tej roli, mówiąc: „nie będziemy czekać, aż mężczyźni się zmienią, będziemy motorem tej zmiany”. Takie podejście pomogło też mężczyznom w zmianie nastawienia.
Na przykład w szpitalu, gdzie było więcej mężczyzn, zauważyłam większą różnicę, ale nie mieliśmy tam czasu na takie bzdury. Nie mogliśmy. Byliśmy 4 lub 5 osobami opiekującymi się 40 rannymi każdego dnia, nie licząc poległych i liczyła się tylko praca, praca, i jeszcze raz praca, a w „przerwach” czuwanie i walka.
Podczas wojny wszyscy bardzo dobrze wiedzą, kim jest wróg. I tego czasami brakowało mi w domu, u siebie i innych. Mamy tyle otwartych frontów i tylu wrogów, że nie jesteśmy w stanie zbudować czegoś solidnego.
Podczas starć w Serekaniye, w Europie, także w Katalonii, miały miejsce demonstracje, akcje, solidarności z Rożawą … Czy to do ciebie docierało? Jak to odbierałaś?
– W Serekaniye nie mieliśmy zbyt dużego kontaktu ze światem. Przez większość czasu telefony nie działały, internet nie działał, ale w chwilach. kiedy działała łączność sprawdzaliśmy, jak wyglądała sytuacja, co się dzieje i dzieliliśmy się tym. I patrzyliśmy też na to, co działo się w domu, w Europie. Potem oczywiście każda manifestacja, każdy tekst, każda akcja, każde zdjęcie, każda historia … w ciągu 5 minut wszyscy to wiedzieli.
Cokolwiek widzieliśmy, rzucaliśmy się, aby przekazać pozostałym, ponieważ bardzo podnosiło to morale. Na przykład zobaczyć w Katalonii zdjęcia Eastelady [flaga katalońska], czarnych flag [anarchistycznych], flag YPG i YPJ było to dla nas niesamowite. Zobaczyć związek wszystkich tych zmagań … a dla kolegów z ruchu tutaj było to niesamowite. Wiele razy w to nie wierzyli. Pokazywałam im zdjęcia manifestacji w Katalonii, sztandary, flary. Dzielenie się tym było ekscytujące i mogłam powiedzieć: „Patrz! Patrz! Katalonia, moja ziemia!”
To było uczucie, że nie jesteś sama, że ludzie są z tobą… Nigdy nie oczekiwaliśmy niczego od państw, ale na poziomie społeczeństw, na poziomie narodów, odczuwać tę empatię, to było bardzo ważne. Brak mi słów, aby opisać, w jaki sposób ruch kobiet, niezależnie od organizacji, zareagował w całej Europie by wyrazić poparcie dla obrony Serekaniye. Nie mogę powiedzieć wystarczająco dużo o tym, jak kobiety ciężko pracowały, aby zapewnić nam wsparcie i o odpowiedzialności, którą wiele osób w Europie odczuwało wobec Rożawy.
Co powiesz o lekcjach, które należy wyciągnąć stąd dla ruchów i zmagań Katalonii?
– Myślę, że jedną z najważniejszych rzeczy, których się tutaj nauczyłam, jest wartość zaangażowania. Zaangażowanie, aby naprawdę zdecydować się walczyć do końca życia. To nie jest łatwa decyzja. To jest rzucenie całej swojej energii i czasu na budowę podstaw i robienie tego w perspektywie długoterminowej. To jest budowanie rewolucyjnego terytorium, społeczeństwa, ludzi. Nie twierdzę, że w Katalonii brakuje zaangażowania, mówię, że w czasach ucisku nie ma możliwości zatrzymania się w pół drogi. Czasami wydaje nam się, że reagujemy prawidłowo, ale bez zbudowania całego fundamentu na poziomie społecznym, ideologicznym i strukturalnym, reakcja na ataki będzie bardzo krótka. Nie potrwa długo, bo nie będzie za nią stała idea, nie będzie oparta na wspólnych i współdzielonych wartościach.
A potem oczywiście … jak to powiedzieć po katalońsku? Mówi się tutaj wiele o baweri [wierze]. Myslę, że w domu nie wierzymy w nasze własne kroki, w nasze struktury, w nasze zaangażowanie, a także w nasze życie. A jeżeli nie zaczniemy sami walczyć z naszą seksistowską osobowością, konkurencją między sobą i kapitalistyczną mentalnością, którą mamy, jeżeli nie nauczymy się żyć wspólnie, to jak możemy wprowadzić prawdziwe zmiany? Oto, co widziałem tutaj, że życie i walka są tym samym, że musimy zmusić ludzi do ponownego uwierzenia, reorganizacji i nie bania się różnic, ponieważ różnice są tym co tworzy społeczność. Spójrz tutaj, w Serekaniye rodzinami i towarzyszami byli Kurdowie, Arabowie, Ormianie, Turcy, internacjonaliści, czasami nawet nie mówiliśmy tym samym językiem, a wszyscy broniliśmy tego samego.
I tak, tu jest kontekst wojny, ale w domu także jest wojna, społeczeństwo również cierpi z powodu wojny, po prostu w inny sposób: w formie pracy najemnej, eksmisji, patriarchatu… Widać to w Katalonii po referendum, ze wszystkimi represjami. Twierdza Europy stale się powiększa, nadal mamy towarzyszy w więzieniu, eksmisje z projektów historycznych, oblężenie imigrantów, kryminalizację aborcji, prywatyzację zdrowia, światowe szczyty decydujące o przyszłości ludności, kontrola i przemoc policyjna wszystkich odcieni… I Rosja, Hiszpania, Niemcy, Stany Zjednoczone po stronie faszyzmu Erdogana. To jest wojna!
Idee anarchistyczne nauczyły mnie o walkach rewolucjonistów w wojnie domowej, moi koledzy w całej Europie nauczyli mnie siły i potrzeby wzajemnego powiązania walk, internacjonalistycznej solidarności. Towarzysze z Rożawy i Kurdystanu nauczyli mnie, jak ważna jest jedność i zaangażowanie w budowanie ziemi i obronę uciskanych kultur pod morzem ruin. I wszyscy nauczyliście mnie wartości walki o obronę terytorium i wolności matek, sióstr, towarzyszek, a także budowy innego społeczeństwa, wartości rewolucyjnych o silnych fundamentach.
Patrzę na przyszłość w inny sposób… Zniszczenie państwa, obalenie więzień i posterunków policji, izolacja banków i dużych firm, konfrontacja z faszystowską i patriarchalną polityką… to zadania, które zasługują na zaangażowanie, decyzję i odwagę. Wzajemne wsparcie, wspólne podejmowanie decyzji, organizacje sąsiedzkie, struktury obronne, zaangażowanie, decyzje, odwaga… Jesteśmy gotowi, zaczynamy iść…
W kontekście konfliktu bliskowschodniego co jakiś czas przewija się wątek tamtejszej mniejszości chrześcijańskiej. Najczęściej zniekształcony i to na wielu poziomach. W tym artykule postaram się przedstawić tą społeczność, biorącą udział w demokratycznym projekcie w północnej Syrii – Rożawie i broniącą go razem ze swoimi kurdyjskimi, arabskimi, jezydzkimi i pochodzącymi z innych mniejszości sojusznikami.
Który mamy dzisiaj rok?
Jedną z takich zniekształceń jest zagadnienie samej identyfikacji tej mniejszości. Otóż nie można jej sprowadzać tylko do religii. Owszem, jest ona elementem jej tożsamości, ale jej nie wyczerpuje. Jest to bowiem samoidentyfikacja etniczna. Trzeba tu pamiętać, że chrześcijaństwo było religią dominującą na Bliskim Wschodzie przed arabskim podbojem.
Występ syriackiego zespołu folklorystycznego na wiecu wyborczym w Derik. Źródło syriacsnews.com.
Nie mówimy o emigrantach na tereny islamu, czy konwertytach.
To ostatnie było zresztą bardzo utrudnione, a nawet wręcz niemożliwe w krajach
islamskich, choć w ostatnich latach takie zjawisko, w ograniczonej skali, miało
miejsce w Rożawie. Mówimy o rdzennych mieszkańcach regionu, którzy zresztą
swoje antyczne korzenie podkreślają często za pomocą nazw jakimi sami siebie
określają.
Syriacy lub Asyryjczycy, Chaldejczycy, Aramejczycy. Bliskowschodni
chrześcijanie używają różnych samoidentyfikacji (w Libanie dodatkowo fenickiej). Uczestnicy rewolucji
Rożawy to przede wszystkim Syriacy, ale w ramach Syryjskich Sił Demokratycznych
działają też grupy określające się mianem Asyryjczyków.
Syriacki zespół na festiwalu w Kamiszlo, wrzesień 2018 r.
Co ciekawe brak w tej autoidentyfikacji odwołań do
faktycznego chrześcijańskiego imperium sprzed arabskiego podboju – Cesarstwa
Wschodniorzymskiego. Być może dlatego, że Bizancjum, a właściwie Rzym (nazwę
Bizancjum ukuliśmy na Zachodzie, dla samych zainteresowanych to było po prostu
Cesarstwo Rzymskie, w czasach arabskiej ekspansji już jedyne istniejące) to w
narracji islamu wróg. Narracji do której, dodajmy, wracają współcześni
dżihadyści.
Przejawem takiego odwoływania sie do dziedzictwa
starożytności jest kalendarz. Wydawało
by się, że jak chrześcijanie to powinni stosować nasz, zachodni, zaczynający
się przecież od narodzin Jezusa Chrystusa (inna sprawa, że błędnie
wyliczonych). Tymczasem nie. Dla Syriaków/Asyryjczyków mamy rok 6769. Nie, nie
jest on liczony od „początku świata”, czy jakiegoś biblijnego wydarzenia. Jest
to data umowna, przyjęta w latach 50-tych, kiedy budziła się syiacko-asyryjska
świadomość narodowa jako spadkobierców starożytnych cywilizacji Mezopotamii i
ma odnosić się do powstania pierwszej świątyni w Aszur, jako początku
cywilizacji. Świątyni boga Aszura.
Tegoroczne Akitu w Tirbespî.
Kalendarz ten ma znaczenie przede wszystkim kulturowe i nie
jest raczej stosowany na co dzień, tym niemniej Akitu, czyli nowy rok,
przypadający 1 kwietnia stanowi ważne święto.
Sojusznicy
Mniejszość chrześcijańska była pod rządami muzułmańskimi
obiektem dyskryminacji. Szczytowym ich okresem była fala ludobójstw dokonana
przez osmańską, a potem republikańską Turcję w okresie poprzedzającym pierwszą
wojnę światową, podczas jej trwania i po zakończeniu.
Zbrodnie te funkcjonują w powszechnej świadomości jako
ludobójstwo Ormian, ale ich ofiarami byli nie tylko Ormianie, ale także Grecy,[1]
oraz właśnie Syriacy/Asyryjczycy. Ci ostatni określają je mianem Sejfo (Seyfo).
Ocenia się, że pochłonęło 300 do 500 tysięcy istnień z tej społeczności.[2]
Upamiętnienie rocznicy Sejfo w Rożawie.
Podobnie jak Niemcy w swoim ludobójstwie Żydów znaleźli wspólników wśród innych narodów Europy, tak samo i Turcy mieli swoich pomocników. Znaleźli się wśród nich Kurdowie, głównie służący w oddziałach nieregularnej kawalerii Imperium Osmańskiego – Hamidiye Hafif Süvari Alayları, ale także cywilni ochotnicy. Kurdowie tego współudziału się nie wypierają, wielokrotnie za udział niektórych z nich przepraszali.[3] Kurdyjskie samorządy zrobiły też wiele dla przywrócenia w Turcji ormiańskiego i syriacko-asyryjskiego dziedzictwa kulturowego, zwłaszcza w latach 2012-15. Kiedy rząd AKP rozpoczął w 2015 roku wojnę z mieszkańcami kurdyjskich miast, zniszczył także efekty tych wysiłków.[4]
Jednocześnie wielu Kurdów pomagało prześladowanym. W artykule o Jezydach pisałem o pięknej karcie tej społeczności, jaką było ocalenie 20 tysięcy syriackich uchodźców. Pisałem też, że część Jezydów identyfikuje się tylko jako Jezydzi, zaś część jako Kurdowie wyznania jezydzkiego. Podobnie masowo ratowali Ormian Kurdowie wyznania alewickiego[5] z prowincji Dersim. Oni sami stali się potem, w latach 1937-38 ofiarami jednego z kolejnych ludobójstw przeprowadzonych przez Turcję.[6]
Syriacki oddział partyzancki.
W latach drugiej wojny światowej poborowi wyznania
chrześcijańskiego i judaistycznego w armii tureckiej byli kierowani do
batalionów roboczych używanych do najcięższych, wyniszczających prac i
poddawani prześladowaniom ze strony tureckiej kadry.[7]
Kolejne prześladowania miały miejsce po wojnie. Np. w nocy z
6 na 7 września 1955 roku z inspiracji tureckich władz dokonano w Stambule
pogromu Greków (oraz innych niemuzułmańskich mniejszości). Zamordowano 30 osób,
setki były ranne, wiele kobiet zgwałcono, a mężczyzn okaleczono (obrzeżano).[8]
Pochód w Kamiszlo z okazji zwycięstwa koalicji z udziałem SUP w wyborach. Widoczne flagi SUP. Źródło syriacsnews.com.
W latach 80-tych XX wieku Syriacy zamieszkujący region Tur
Abdin na terenie Turcji stali się celami ataków niejako przy okazji wojny
Turcji z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Rząd turecki wspierał i tolerował
różne organizacje o charakterze nacjonalistycznym, bądź islamistycznym (np.
Kurdyjski Hezbollah, który był grupą sunnickich ekstremistów zwalczających PKK
i co najmniej tolerowanych przez władze Turcji). Dla grup tych mniejszość
religijna i etniczna była naturalnym celem.
Mnożyły się zabójstwa w wykonaniu „nieznanych sprawców”, pozornie pozbawione
motywów, które łączyło jedno – przynależność ofiar do chrześcijańskiej
mniejszości.
Młodzi Syriacy zdecydowali, że nie będą czekać na powtórkę
ludobójstwa tylko zaczną się organizować i bronić. A skoro stali się celem
razem z Kurdami z PKK to i razem będą się bronić. [9]
Nazwali się Tukoso Dawronoyo Mothonoyo d’Bethnahrin, czyli Patriotyczna
Rewolucyjna Organizacja Bethnahrin. Bethnahrin to po syriacku Kraj Dwóch Rzek,
Mezopotamia. Ruch ten z czasem przyjmował różne nazwy, ale zwykło się ich
nazywać po prostu Dawronoyo, rewolucjoniści.
Festiwal syriacki w Kamiszlo, maj 2019 r. Źródło: Suroyo TV
Dawronoyo szkoliło partyzantów we współpracy z PKK, zbierało
fundusze, głównie w europejskiej diasporze i starało się budować poczucie
wspólnoty wśród społeczności bliskowschodnich chrześcijan używających różnych
nazw. Na przełomie XX i XXI wzięli udział w wojnie domowej w Basur
(południowym, „irackim” Kurdystanie) przeciwko siłom KDP Barzaniego po stronie
PKK. Bezpośrednią przyczyna zaangażowania było porwanie i gwałt na Syriaczce w
wykonaniu prominentnego członka KDP w maju 1999 roku.[10]
Partyzanci Dawronoyo w ataku odwetowym zabili 39 Peszmergów KDP.[11]
24 lipca 2000 roku, w rocznicę podpisania traktatu w
Lozannie około stu aktywistów ruchu zajęło budynek rządowy w szwajcarskiej Lozannie, w którym podpisano ów
akt. Protestowali przeciwko dyskryminacji w Turcji, będącej efektem tegoż
traktatu.[12]
Na froncie syryjskiej
wojny domowej
1 października 2005 roku powstała syryjska odnoga ruchu Dawronoyo
– Gabo d’Ḥuyodo Suryoyo, czyli Partia Unii Syriackiej, znana pod skrótem
angielskiej nazwy SUP (Syriac Union Party). Sytuacja Syriaków w Syrii była
trochę lepsza niż Kurdów. Wprawdzie np. także odmawiano im nauki we własnym
języku, ale mogli go używać w kościołach.
Z drugiej strony nie byli wolni od represji, które po części wynikały z
faktu, że uważają się nie za mniejszość religijną, tylko narodową, zaś w Syrii
obowiązywał arabski nacjonalizm. Często, podobnie jak przedstawiciele innych
mniejszości byli przymusowo rejestrowani jako arabscy muzułmanie,[13]
co z kolei przekładało się na objęcie takimi, a nie innymi przepisami.
Nisha Gewriye.
„W czasach Bashara al-Assada, wolność wyznania nie istniała. Na przykład ksiądz mógł być represjonowany za swoje kazanie. Wszystko było monitorowane, a ludzie zastraszeni. To dotyczyło większości religii.” – mówi komendantka Nisha Gewriye, HSNB.[14]
Gdy wybuchły w Syrii protesty, które następnie przerodziły
się w syryjska wojnę domową SUP zajęła stanowisko antyreżimowe, lecz wyrażała
je pokojowo. Tym niemniej część Syriaków na własną rękę zaangażowała się w
działania zbrojne.[15]
Matay Hanna (pierwszy z prawej). Zdjęcie z facebooka Macera Gifforda (pierwszy z lewej), brytyjskiego ochotnika walczącego w szeregach najpierw YPG, a następnie MFS
Wraz ze wzrostem fanatyzmu religijnego w szeregach
rebeliantów, oraz represji ze strony reżimu (między innymi aresztowania członka
Komitetu Wykonawczego SUP, Rubela Gabriela Bahho i wiceprzewodniczącego SUP,
Saida Malkiego Cosara) SUP z jednej strony zacieśniła więzi z zawsze bliskim
ruchem kurdyjskiego demokratycznego konfederalizmu reprezentowanym w Syrii
przez PYD (Partiya Yekîtiya Demokrat – Partia Unii Demokratycznej), a z drugiej
Syriacy zaczęli tworzyć własne siły samoobrony.
„Kiedy żyjesz bez wolności, bez wykształcenia, kiedy nie możesz chodzić do szkoły i uzyskać zawodu, jeśli nie masz praw, kiedy nie masz praw, wtedy nie możesz mieć nadziei na przyszłość. Więc jesteś nikim, a wtedy życie to gówno! Nie mogę tak żyć, w takim życiu nie mogę nic osiągnąć jako człowiek. Nie chcę być prezydentem, brać ropę i bogacić się, chcę tylko być człowiekiem, mieć prawa i bezpieczeństwo! Więc musimy walczyć i dać naszą krew następnym pokoleniom, aby je dla nich zdobyć, dla naszych małych kuzynów, braci i sióstr, które są dzisiaj dziećmi.” Matay Hanna, dowódca oddziału MFS biorącego udział w operacji wyzwolenia Rakki.[16]
Bojowniczka HSNB. Naszywka na ramieniu upamiętnia poległego towarzysza broni.
Jako pierwsza powstała w 2012 roku Sutoro, której celem była
ochrona społeczności chrześcijańskiej i pełnienie funkcji policyjnych.[17]
Sutoro jest autonomiczną częścią ogólnej formacji policyjnej Demokratycznej
Federacji Północnej Syrii – Asayîşa. Kilka miesięcy później Syriacka Rada
Wojskowa (Mawtbo Fulḥoyo Suryoyo – MFS, znana też pod angielską nazwą Syriac
Military Council), formacja już stricte militarna. W organizacji obydwu brał
udział syn uprowadzonego Saida Malkiego Cosara, Johan Cosar, który powrócił z
emigracji w Europie. Johan, obywatel szwajcarski miał za sobą pięcioletnią
służbę w armii nowej ojczyzny i w nowym zadaniu korzystał z doświadczeń
zdobytych jako sierżant armii szwajcarskiej.[18]
W październiku 2015 roku powstały Syryjskie Siły Demokratyczne, znane pod skrótem angielskiej nazwy Syrian Democratic Forces – SDF, koalicja sił walczących o demokratyczną, świecką i tolerancyjną Syrię, zbudowana wokół kurdyjskich oddziałów YPG i YPJ (Yekîneyên Parastina Gel – Powszechne Jednostki Obrony, Yekîneyên Parastina Jin – Kobiece Jednostki Obrony). MFS była jednym z założycieli tej koalicji,[19] a obecnym rzecznikiem prasowym SDF jest Kino Gabriel z MFS.
Patrol MFS/HSNB w Rakce.
Tuż przed zawiązaniem się SDF rozpoczęło się formowanie
wzorowanej na YPJ formacji kobiecej – HSNB (Ḥaylawotho d’Sutoro d’Neshe d’Beth
Nahrin – Siły Obrony Kobiet Mezopotamii).[20]
W pierwszej grupie przeszkolone zostało 50 bojowniczek.
Także inne stronnictwo chrześcijańskie, początkowo
wspierające reżim, Gabā Aṯurāyā Demoqraṭāyā (Asyryjska Partia Demokratyczna,
ADP -Assyrian Democratic Party) współpracuje obecnie z PYD, a powiązane z nią
oddziały zbrojne Mawtḇā d-Nāṭorē d-Ḥābor (Strażnicy Chaburu) i Naṭore d’Tel
Tamer Ashoraye (Strażnicy Ludu Assyrii) brały udział w operacji SDF w rejonie
Deir ez Zor.[21] Ta
druga to formacja bardziej o charakterze policyjnym.
Bojowniczki HSNB z flagą formacji.
Grupa ta samoidentykuje się jako Asyryjczycy i jak
wspomniałem początkowo była bliższa reżimowi.
Strażnicy Chaburu współdziałali zresztą już wcześniej z MFS i YPG, ale
doszło do nieporozumień na tle podległości
– YPG naciskało na podporządkowanie się MFS. Ostatecznie na początku
2017 roku wstąpili do SDF jako osobny uczestnik. Mimo to już wcześniej część
Strażników walczyła w szeregach Syryjskich Sił Demokratycznych. Jednym z nich był Basil Talya poległy 28
sierpniu 2016 roku.[22]
Po jego śmierci w szeregi Strażników wstąpiła jego żona.[23]
W formacji tej służy niewielka grupa kobiet, brak jednak potwierdzonych
informacji o ich udziale w walkach. Podobnie jak w Sutoro nie mają one
wyodrębnionej osobnej formacji.
Istnienie niezależnych formacji etnicznych (identyfikacja
religijna i etniczna przenika się tutaj, choć niekoniecznie jest tożsama, nie
każdy Syriak/Asyryjczyk jest chrześcijaninem, nie każdy chrześcijanin
Syriakiem) nie ogranicza ich składu etnicznego. Zdarzają się Asyryjczycy w
szeregach YPG,[24] a w
kontyngencie HSNB walczącym o wyzwolenie Rakki była muzułmańska Arabka z Deir
ez Zor.[25]
Oświadczenie MFS i Strażników Chaburu o połączeniu sił.
6 lipca 2019 roku MFS i Strażnicy Chaburu ogłosiły powołanie
jednolitej Syriacko-Asyryjskiej Rady Wojskowej.
Syriacki renesans w
Rożawie
„Jesteśmy pewni, że idea demokracji, wolności i pokoju między różnymi grupami odniesie sukces i dlatego jest to dla nas priorytet. (…) Teraz, wraz z powstaniem kurdyjskiego Samorządu Demokratycznego, wolność religii i wolność jako taka w ogóle istnieją we wszystkich dziedzinach.” Nisha Gewriye.[26]
Grupa syriackich dziewcząt na pikniku. Sierpień 2017. Źródło syriacsnews.com .
„W północno-wschodniej Syrii, w Kamiszlo, Hasace i innych
miastach, oraz otaczajacych je wioskach trwa renesans oblężonej społeczności
chrześcijańskich Syriaków, która po dziesięcioleciach zaniedbań i represji
próbuje ożywić swój język i kulturę” pisze Sam Sweeney a artykule zatytułowanym
„Renesans syriackich chrzescijan”.[27]
To chyba najlepsze określenie. Renesans.
W Rożawie wszystkie grupy etniczne, etniczno-religijne i
religijne mają zagwarantowany udział w samorządzie. Syriacy są obecni na jego
różnych szczeblach. I tak np. Elizabeth Gawrie jest współprzewodniczącą regionu
Dżazira. Syriacy zasiadają w Syryjskiej Radzie Demokratycznej i Radzie
Wykonawczej Federacji. W ostatnich wyborach koalicja wyborcza z ich udziałem
zdobyła najwięcej głosów.[28]
Lekcja syriackiego w szkole w Tirbespiye, październik 2014. Źródło theregion.org.
Tak samo grupy te mają zagwarantowane prawo do edukacji we
własnym języku. Przez pierwsze trzy lata dzieci uczą się w języku ojczystym. Od
czwartej klasy poznają inne języki używane w kantonie, w którym mieszkają, w
piątej dochodzi język obcy.[29]
Dotyczy to także nauczania w języku syriackim.[30]
Jest to odmiana języka aramejskiego, także alfabet syriacki jest pochodną
alfabetu aramejskiego. Pisze się w nim, podobnie jak w piśmie arabskim, lub
hebrajskim od prawej strony na lewą.
Nie odbywa się bez zgrzytów. Nie tak dawno temu prorosyjska
propaganda rozpowszechniała w Polsce wieści jakoby Kurdowie prześladowali
chrześcijan, zamykali ich szkoły i chcieli kurdyfikować. Faktycznie pojawił się
konflikt, ale nie sposób by go było przedstawić w bardziej wypaczony sposób,
niż w tej propagandzie.
Otwarcie centrum kultury syriackiej w Kamiszlo, maj 2019 r.
Sprawa dotyczyła szkół prywatnych prowadzonych przez
instytucje kościelne. Szkoły te prowadziły nauczanie wg. starego, reżimowego
programu i nie chciały go zmienić. To znaczy, że właśnie nie chciały nauczać w
języku chrześcijańskiej mniejszości i nauczać dzieci ich kultury, tylko
kontynuować arabizację. Dlaczego?
Pomijając kwestie współpracy z reżimem części hierarchów religijnych, kluczowym był tutaj brak międzynarodowego uznania Rożawy i jej szkolnictwa. Rodzice obawiali się, że świadectwa ich dzieci nie będą honorowane nigdzie poza Rożawą, inaczej niż państwowe świadectwa wystawiane przez reżim w szkołach uczących wg. jego programu. I to niestety prawda. Zindoktrynowany uczeń reżimowej szkoły zostanie bez problemu przyjęty np. na uniwersytet w Unii Europejskiej (w tym Polsce), oczywiście o ile się nań dostanie, natomiast jego kolega wykształcony w programie nauczającym o równości płci, prawach człowieka, wolności religijnej i demokracji, już niekoniecznie.
Boże Narodzenie 2018 w Derik.
Tego typu nieporozumienia w niewielkim stopniu wpływają na
sytuację chrześcijańskiej mniejszości, która po raz pierwszy od bardzo dawna ma
możliwość rozwijania swojej kultury i kultywowania religii.
Funkcjonują kościoły różnych wyznań. Odbudowywane są te,
które zniszczyli dźihadysci. I tak np. w
grudniu 2017 roku powtórnie otwarto kościół w Ghardukah w regionie Dżazira,
zniszczony we wrześniu 2013 roku.[31]
Z kolei 20 lipca tegoż roku otwarto ponownie kościół w Amuda po… 40 latach
przerwy.[32]
Odbywają się msze,[33]
imprezy dla dzieci[34],
festiwale,[35]
obchodzone są święta.[36]
W grudniu można spotkać Mikołajów.[37]
Kościoły ochrania Sutoro.[38]
To konieczność ze względu na wojnę z religijnymi fanatykami. Społeczność
syriacka organizuje też imprezy o bardziej świeckim charakterze.[39]
13 czerwca 2017 roku w Hesece odsłonięto pomnik upamiętniający ofiary
tureckiego ludobójstwa „Sejfo”.[40]
Małe Syriaczki. Dêrik 23 grudnia 2018 r. Źródło: Arta FM.
Dodam, że w sąsiedniej Turcji Syriacy/Asyryjczycy od lat
starają się o otwarcie choć jednej własnej szkoły. Bezskutecznie. Ostatnia
została zamknięta w 1928 roku.[41]
Zresztą w ogóle sytuacja mniejszości chrześcijańskich jest w Turcji zła. W
sierpniu 2017 roku Sztokholmskie Centrum Wolności, organizacja monitorująca
sytuację praw człowieka w Turcji opublikowało raport o antychrześcijańskiej
mowie nienawiści w Turcji, w tym i w wykonaniu samego Erdogana.[42]
Ten ostatni stwierdził podczas tureckiej agresji na kanton Efrin, że w
sąsiedztwie Turcji trwają „postmodernistyczne chrześcijańskie krucjaty”,[43]
zaś rządowa telewizja mówiła w kontekście tej agresji o „wojnie półksiężyca z
krzyżem”.[44] Celem
ataków są np. obchody bożego narodzenia.[45]
Pod koniec 2016 roku na fali odwołań i uwięzień kurdyjskich burmistrzów,
zwolniona została i zastąpiona rządowym komisarzem Februniye Akyo,
współburmistrz (samorządy miast z kurdyjską większością w Turcji też stosowały
system współprzewodnictwa kobiety i mężczyzny) Mardin. Februniye, która naprawdę nazywa się Fabronia Benno, ale Turcja
wymusza na mniejszościach używanie tureckich nazwisk, była pierwszą w historii
Turcji chrześcijanką na czele miasta.[46]
Erdogan chce
dokończyć ludobójstwo
Nie powinno zatem dziwić, że turecka agresja na kanton Efrin,
nawet pomijając udział w niej dżihadystów Daesh (ISIS, czyli Państwa
Islamskiego), al Nusry (al Kaidy) i innych organizacji fanatyków, zmusiła
tamtejszych chrześcijan do ucieczki. Zwłaszcza, że akurat tam wielu było
konwertytami z islamu (wg. Johannesa de Jonga, dyrektora europejskiego
chrześcijańskiego think tanku Sallux, pracującego z syryjskimi chrześcijanami
od 2014 roku, 95% z nich ma pochodzenie muzułmańskie).[47]
Zmiana religii nie jest niczym niezwykłym w Rożawie, np.[48]
w Kobani cała wspólnota chrześcijańska to byli muzułmanie. Ale fanatycy mogą
„odstępców” zabić.
Matka i syn, uchodźcy z Efrin. Oboje są chrześcijanami, konwertytami z islamu. Źródło raport „Ethnic Cleansing and the Persecution of Yezidis and Christians in Afrin, Northwestern Syria”, freeburmarangers.org.
W obronie Efrin walczył kontyngent MFS.[49]
Z kolei celem ataków Turcji i dżihadystów na jej żołdzie były między innymi
chrześcijańskie świątynie (ale także jezydzkie, oraz meczety). Tureckie
lotnictwo i artyleria zniszczyły jeden z najstarszych kościołów
chrześcijańskich na świecie, pochodzący z IV wieku kościół św. Julianosa w Brad
(Barad), oraz grobowiec św. Marona.[50] Po zajęciu kantonu Efrin, dwie frakcje
dżihadystów, Ahrar al-Sharqiya i Brygada Sułtana Murada stoczyły walkę o
kościół „Dobrego Pasterza” w mieście Efrin (Efrin, arabskie Afrin to nazwa
regionu, jednego z dwóch wchodzących w jego skład kantonów, oraz głównego
miasta). Ostatecznie świątynia i plebania zostały podzielone pomiędzy obydwie
frakcje.[51]
Przed turecką agresja było w kantonie Efrin ok. 3 tysięcy
chrześcijan. Prawie wszyscy uciekli, pozostały trzy rodziny.
Erdogan prezentuje na forum ONZ plan czystek etnicznych w północnej Syrii. Tak, oficjalnie i nikt palcem nie kiwnął.
W tej chwili Turcja przygotowuje agresję na pozostałą część
Rożawy. USA zdradziły sojusznika i wydały go na żer agresora. Atak jest
spodziewany w każdej chwili. Oznacza, że wszyscy mieszkańcy żyją w ciągłym
strachu. W okupowanym Efrin Turcja i dżihadyści na jej żołdzie dopuszczają się
licznych zbrodni: czystek etnicznych, mordów, gwałtów, porwań, rabunków.
Potwierdza to wiele źródeł, łącznie z raportami ONZ.[52]
Tego samego mogą spodziewać się w Rożawie. Nie tylko
Kurdowie. Wszyscy. „Uważamy, że to zagrożenie nie tylko dla Kurdów. To groźba
wobec tego demokratycznego projektu, i wszystkich ludzi którzy mieszkają na
wschód od Eufratu, w tym chrześcijan” mówi Sanharib Barsoum, wiceprzewodniczący
SUP.[53]
Dla chrześcijańskich
mniejszości oznacza to kontynuację ludobójstwa. „Turcja chce nas zabić i
zniszczyć, by dokończyć ludobójstwo na naszym narodzie” nazywają wprost co ich
czeka.[54]
Efekt ostrzału celów cywilnych w Kamiszlo. 9 października 2019 r.
„Amerykańska decyzja wycofania się otwiera bramy piekieł dla mieszkańców północnej Syrii” powiedział Emanuel Youkhana, archimandryta Asyryjskiego Kościóła Wschodu w rozmowie z Catholic News Service.[55]
„Zobaczymy totalną rzeź tysiącletnich wspólnot chrześcijańskich, bombardowania kościołów, wypędzenie ludności, gwałcenie kobiet” – de Jong.[56]
Idzie po nich Recep Tayyip Erdoğan, człowiek który publicznie przyznał, że jego idolem jest Adolf Hitler. [57]
Uptade: Gdy skończyłem ten artykuł, wszedłem do internetu i zobaczyłem, że właśnie się zaczęło. Wśród pierwszych ofiar cywilnych tureckiej agresji jest dwoje Syriaków. Hitler znad Bosforu przyszedł.
„Nie wiem jak skończy się moja droga, ale będę z przyjaciółmi. Albo tymi żywymi, albo martwymi.” Matay Hanna.[58]
Jezydzi. Tajemnicza grupa etniczno-religijna wywodząca się z
Iraku, która pięć lat temu stała się obiektem ludobójstwa popełnionego przez Daesh
(obraźliwa nazwa Państwa Islamskiego vel ISIS powszechnie stosowana na Bliskim
Wschodzie). W zeszłym roku Jezydka Nadia Murad została laureatką Pokojowej
Nagrody Nobla. Nadia, była niewolnica Daesh walczy na arenie międzynarodowej o
prawa ofiar.
Festiwal kultury jezydzkiej w Efrin w Rożawie 16 lutego 2017 roku.
Jezydzi, czasem zapisywani w Polsce jako Jazydzi to wciąż ludzie o których stosunkowo mało wiadomo. Wyznają religię znaną jako jezydyzm, ale niekoniecznie są tylko mniejszością religijną. Wielu członków ich społeczności samookreśla się jako Jezydzi także w sensie etnicznym (dlatego zdecydowałem się tutaj na pisanie „Jezydzi” z dużej litery). Jako ciekawostkę można podać, że w Gruzji, gdzie żyje jezydzka diaspora (pozostałe ośrodki emigracyjne to między innymi Armenia i Niemcy), podczas spisu powszechnego w 2014 roku, 12,2 tys. osób zadeklarowało jezydzką narodowość, ale już tylko 8,6 tys. jezydyzm jako wyznawaną religię.[1] Oczywiście daleki jestem do przekładania sytuacji społeczności emigracyjnej, żyjącej od kilku pokoleń w innych warunkach na realia Bliskiego Wschodu. Podaję ten przykład tylko dla zobrazowania niejednoznaczności zagadnienia.
Alternatywne podejście uznaje Jezydów za Kurdów. Faktem
jest, że ich kolebka leży na pograniczu kurdyjsko-arabskim, a oni sami używają
języka kurdyjskiego. Co ciekawe jest to dialekt kurmandżi (kurmanji) używany
głównie w Bakur (północny, „turecki” Kurdystan) i Rożawie ( Rojava, zachodni,
„syryjski”), a nie sorani dominujący w Basur, czyli południowym, „irackim”
Kurdystanie), gdzie mieści się kolebka, oraz główna świątynia i święta góra jezydyzmu,
oraz gdzie zamieszkuje większość Jezydów.
Świątynia w Lalisz.
Religia Jezydów była przez wieki przekazywana ustnie, przy czym jej szczegółowa znajomość pozostawała w obrębie kast pirów i szejchów (społeczność jezydzka jest podzielona na kasty, aczkolwiek podział ten określa sie mianem „poziomego”, odmiennie niż w przypadku hierarchicznych kast np. indyjskich.). Powoduje to, że krąży wiele sprzecznych teorii na temat ich wierzeń. Sąsiedzi Jezydów często zarzucali im… szatanizm. Miało się to wiązać z przypisywaniem w ich religii kluczowej roli jednemu z aniołów, zwanemu Tawusi Melek (czasem można spotkać sie z odwrotnym zapisem – Melek Tawus) – Anioł Paw. Wg. popularnej interpretacji anioł ten miał zbuntować się przeciw woli boga i zostać przezeń zesłanym do piekieł. Brzmi znajomo? Dodajmy, że przyczyną tego buntu miał być boski nakaz pokłonienia się człowiekowi i że ta sama przyczyna buntu występuje w islamie. Tawusi Melek inaczej jednak niż chrześcijański i islamski Szatan miał żałować swego czynu, ugasić ogień piekielny swymi łzami, zyskać przebaczenie i rolę „zarządcy” świata. Niezrozumienie tego odkupienia miałoby być przyczyną uznawania Jezydów za wyznawców Szatana.
Tyle tylko, że wszysto wskazuje na to, że ta historia rzekomego
buntu wcale nie jest elementem jezydyzmu. W 16 numerze czasopisma Fritillaria
Kurdica publikowanego przez Instytut Orientalistyki Uniwersytetu
Jagiellońskiego znajduje się rozmowa z Dimitrijem Pirbarim, religijnym liderem
jezydzkiej diaspory w Gruzji. Zapytany przez przeprowadzającego rozmowę Artura
Rodziewicza o konflikt Tawusi Meleka z bogiem odpowiada: „Czegoś takiego nie ma
w jezydzkich kełlach. Nie ma tego w jezydzkiej tradycji. To domysły tych,
którzy nie życzą dobrze Jezydom, domysły, które niestety rozwinęły się i
rozpowszechniły pośród różnych narodów.”[2]
Potwierdza to także Rodziewicz, prawdopodobnie najlepszy w Polsce znawca
tematyki jezydzkiej. Tak samo Nadia Murad w swojej książce „Ostatnia
dziewczyna” odrzuca ten mit.[3]
Obchody „Czerwonej Środy” – jezydzkiego nowego roku.
Jezydzi uważają swoje wierzenia za najstarszą religię
monoteistyczną świata. Historycznie potwierdzona jest od XII wieku naszej ery i
wiąże się z osobą szejcha Adiego ibn Mustafy. Nie jest jednak do końca jasne
czy był on twórcą, czy tylko reformatorem tej religii. Jezydzi uważają, że już
w IX wieku jedno z ich plemion stawiało zacięty opór kalifatowi Abbasydów.[4]
Wspólnota jezydzka jest wspólnotą zamkniętą, nie można
przejść na jezydyzm, trzeba się urodzić Jezydą. Z obojga jezydzkich rodziców.
Jest to dość częste w przypadku licznych bliskowschodnich wyznań, chociażby
tureckich alewitów, syryjskich alawitów, czy irackich mandaistów.[5]
Jezydzkie dziewczynki w tradycyjnych strojach.
Główna świątynia jezydyzmu mieści się w świętym mieście (no,
miasteczku) Lalisz. Jest to też jedyna pełnowymiarowa jezydzka świątynia na
Bliskim Wschodzie (jezydzkie diaspory w Gruzji i Armenii zdecydowały się na
postawienie własnych). Pozostałe z powodu niewielkich rozmiarów zasługują
raczej na miano kaplic. Budowane są wg jednego wzoru z charakterystycznymi
stożkowatymi kopulami. Ich konstrukcja jest oparta na jezydzkiej symbolice
religijnej.[6]
Ojczyzną Jezydów jest Szengal/Sindżar. Nazwa tego rejonu
bywa wymawiana i zapisywana na kilka sposobów, co wynika z różnych języków
okolicznej ludności, oraz różnych form zapisu i transliteracji. Sengal,
Shengal, Shingal, Sinjar. W Polsce najczęściej można spotkać zapis nazwy
arabskiej Sindżar (Sinjar). Tak też podaje ją Komisja Standaryzacji Nazw
Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej przy Głównym Geodecie
Kraju.[7]
Ja jednak wolę stosować formę używaną przez mieszkańców.
Region Szengal. Zaznaczone Koczo.
Są to tereny u podnóża masywu górskiego Szengal, uważanego
przez Jezydów za świętą górę, obejmujące między innymi miasto, także o nazwie Szengal.
Miasto to jest siedzibą powstałego w 1934 roku Dystryktu Sindżar (tym razem
piszę tak, bo to oficjalna nazwa w oficjalnym języku). Dystrykt ten z kolei
należy obecnie do Gubernatorstwa (Prowincji) Niniwy. Nie jest więc częścią
Kurdyjskiego Regionu Autonomicznego. Stanowi natomiast jedno z tzw. terytoriów
spornych pomiędzy rządem irackim, a kurdyjskim rządem regionalnym (KRG – Kurdistan
Regional Government, w sorani: Hikûmetî Herêmî Kurdistan).
Sami Jezydzi są w tym sporze raczej przedmiotem niż
podmiotem. Wspomniane już identyfikowanie ich na poziomie etnicznym z Kurdami
jest używane jako argument na rzecz „kurdyjskości” tych terenów. Początkowo Jezydzi
wiązali nawet z autonomią kurdyjską nadzieję na polepszenie swego położenia,
ale z czasem i rosnącymi wpływami rządzącej
w regionie KDP (Partiya Demokrat a Kurdistanê – Demokratyczna Partia Kurdystanu,
najczęściej używany skrót KDP pochodzi z tłumaczenia na angielski: Kurdistan
Democratic Party), nastawienie do kurdyjskiego rządu regionalnego zmieniło się.
Jezydzkie dzieci.
Tu mała dygresja. Kurdowie często postrzegani są na
zachodzie jako monolit. Tymczasem występuje u nich szereg podziałów bazujących
zarówno na ideach politycznych, jak i, w niektórych regionach, na tradycyjnych związkach
klanowych. Główną siłę w Basur stanowi właśnie KDP będąca reprezentacją klanu
Barzanich. Jej lider Masoud Barzani był przez wiele lat, w tym w okresie
ludobójstwa na Jezydach prezydentem rządu regionalnego. Przy czym trzeba
zwrócić uwagę, że sprawował tą funkcję znaczniej dłużej niż powinien. Częściowo
jego prezydencka kadencja została wydłużona przez parlament z powodu działań
wojennych, ale pozostawał u władzy także po upływie terminu tego wydłużenia. Dopiero
niedawno doszło to zmiany na tym stanowisku, z tym, że po pierwsze przejął je
kolejny Barzani, po drugie wiele wskazuje na to, że w dalszym ciągu faktyczna
władza spoczywa w rękach Masouda.[8]
Oficjalnym prezydentem jest teraz dotychczasowy wiceprezydent i premier Nechirvan
Barzani, jednocześnie bratanek (jego ojciec był przyrodnim bratem Masouda) i zięć
dotychczasowego prezydenta. Syn Masouda, Masrour, który do niedawna stal na czele
Rady Bezpieczeństwa, jest aktualnie premierem. Drugi syn – Manrour dowodzi
siłami specjalnymi.
Drugą pod względem znaczenia jest partia PUK (Yekêtiy
Niştîmaniy Kurdistan – Patriotyczna Unia Kurdystanu, ang. Patriotic Union of Kurdistan) powiązana z
klanem Talabanich. Funkcjonuje więcej ugrupowań, min Ruch Gorran będący
największą siłą opozycyjną, czy ugrupowania islamistyczne, jednak to te dwa
sprawują władzę i posiadają własne siły zbrojne – Peszmergę.
Część oddziału Jangira Aghi.
W sorani Pêşmerge oznacza „tego, który staje naprzeciw
śmierci” i jest tradycyjnym określeniem kurdyjskich bojowników na terenach, na
których ten dialekt jest w użyciu. W Basur Peszmerga jest oficjalną siłą
zbrojną autonomii (i jako taka częścią armii irackiej). W teorii jest jedna, w
praktyce Peszmergowie są związani albo z KDP, albo z PUK. Kiedy wiosną 2014
roku armia iracka opuściła Szengal wkroczyła tu Peszmerga KDP. Peszmergowie
zapowiedzieli, że obronią Jezydów, przy okazji konfiskując im broń, którą
wcześniej porzuciły wycofujące się oddziały rządu centralnego. Siły Peszmergi w
Szengal i najbliższej okolicy liczyły 18 000 żołnierzy.[9]
Nie obronili. Kiedy 3 sierpnia 2014 roku Daesh najechało Szengal, Peszmerga KDP
wycofała się bez walki.[10]
Jezydzi z racji swej obcości i skrytości wielokrotnie byli ofiarami prześladowań. Najstarsze znane z zapisów miało mieć miejsce w 1246 roku za sprawą Bedreddina Lülü, ówczesnego gubernatora Mosulu. Tylko w XIX wieku muzułmańscy sąsiedzi zgotowali Jezydom dziewięć masakr.[11] Piszę „muzułmańscy”, gdyż zbrodnie na Jezydach miały swoje źródło w fanatyzmie religijnym, a nie etniczności sprawców.[12]
Ucieczka przed Daesh.
Ebussuud al-Imadi, wielki mufti sułtana Sulejmana I Wspaniałego,
a potem jego syna, Selima II wydał fatwę w której pisał:
„Ktokolwiek ich zabije jest bohaterem, każdy zabity przez nich staje się męczennikiem (więc pójdzie bezpośrednio do raju). Walka z nimi to dżihad. Największy dżihad jest przeciwko nim (…), ponieważ oni są bardziej niewierni niż najbardziej niewierni. (…)Macie prawo zabijać tych ludzi, zniewolić żony i córki oraz sprzedawać je na bazarach muzułmańskich jako niewierzących niewolników. Poza tym macie również prawo zabrać córki i żony dla siebie.”[13]
Ta sama ideologia religijnego fanatyzmu stoi za najnowszym
ludobójstwem. Często pisze się, że było ono 73 lub 74 w historii. Sam tak
pisałem w poprzedniej wersji tego artykułu. Okazało się to jednak błędem. W
jezydyzmie liczba 72 oznacza całość, wszystko. Termin „72 Ferman” stosowany
przez Jezydów oznacza całokształt prześladowań, a nie jest ich wyliczeniem.[14]
Osoby nie zorientowane w tym zagadnieniu potraktowały je dosłownie i po prostu
dodały najnowsze ludobójstwo jako 73, a czasami jako 74, licząc także zamach
terrorystyczny z 14 sierpnia 2007 roku w którym zginęło 500 Jezydów, a 1 500
zostało rannych.
Ucieczka przed Daesh.
Jezydzi nie byli jednak tylko bezbronnymi ofiarami. Kiedy w
1613 roku Wielki Wezyr Nasuh Pasza wysłał armię by mordowała Jezydów,
kosztowało go to 7 tysięcy żołnierzy.[15]
W 1785 roku gubernator Mosulu Abd al-Baqi Pasza stracił życie podczas innej
próby.[16]
Jedna z najchwalebniejszych kart w historii Jezydów była ich
postawa podczas innego ludobójstwa, którego celem był kto inny. Podczas
pierwszej wojny światowej Turcja dokonała ludobójstwa na chrześcijańskich
mniejszościach. Znane jest ono na Zachodzie jako ludobójstwo Ormian, ale
dotyczyło nie tylko ich samych, ale bliskowschodnich chrześcijan nazywających
siebie Syriakami, lub Asyryjczykami, oraz Greków.
20 tysięcy syriackich/asyryjskich uchodźców, głównie kobiet
i dzieci znalazło schronienie na świętej jezydzkiej górze Szengal, która od
stuleci służyła Jezydom za schronienie przed prześladowaniami. Tym razem
posłużyła innej mniejszości. Armia turecka próbowała dosięgnąć uciekinierów,
ale warunki terenowe masywu i opór jezydzkich oddziałów partyzanckich
uniemożliwił to.[17]
Ucieczka przed Daesh.
Jezydzi walczyli także po stronie Ormian podczas tej wojny,
oraz tzw. wojny domowej w sowieckiej Rosji.
W maju 1918 roku jezydzki oddział dowodzony przez Jangira (Cangira) Aghę
brał udział u boku ochotniczych formacji ormiańskich w bitwie pod Basz Abaranem.
Bitwa ta ocaliła liczną ormiańską populację przed tureckim ludobójstwem. Jangir
ma w Armenii status bohatera narodowego i ulicę swojego imienia w stolicy
Armenii, Erewaniu.[18]
Zmarł w 1943 roku w stalinowskim więzieniu.
W 2014 roku dystrykt Sindżar zamieszkiwało wg. szacunków
rządowych 308 315 osób, głównie Jezydów.[19]
W rzeczywistości mieszkańców mogło być więcej, ONZ ocenia liczbę uchodźców na
360 tysięcy.[20] Dane
jezydzkie mówią o 340 000 z Szengal i 60 000 z innych regionów.[21]
Około 12 tysiącom nie udało się uciec.[22]
Miedzy sześć i pół a siedem tysięcy zostało schwytanych. Pozostali zostali zamordowani,
lub zmarli z wycieńczenia podczas ucieczki. Dane, które podałem są szacunkowe,
cały czas odkrywane są kolejne masowe groby. Część schwytanych udało sie
odzyskać, ale ocenia się, że nadal około 3 tysiące Jezydów, głównie kobiet
pozostaje w niewoli.[23]
14-letnia Runak Bapir Gherib osłaniającą rodzinę (matkę i siostrę – na drugim planie) podczas ucieczki przed Daesh. Zdjęcie wykonano 12 sierpnia 2014 roku.
Odzyskać, czyli albo odbić,[24]
albo udało im się uciec (dodam, że także przy pomocy muzułmanów – tak uciekła
Nadia Murad), albo rodzinom udało się wykupić przez podstawionych ludzi
(sprzedaż poza Daesh jest zabroniona) z rąk „właścicieli”. Za ciężkie
pieniądze. Mirza Dinnayi, organizujący pomoc dla Jezydów podaje przykład
takiego wykupu w 2016 roku. Brat na wykup siostry zapożyczył się w całym obozie
uchodźców. Zapłacił 22 tysiące dolarów, 12 dla terrorysty Daesh, 3 dla „słupa” i 7 dla przemytnika za
przerzucenie jej.[25]
W marcu 2016 r. delegacja Jezydów spotkała się w Londynie z członkami parlamentu brytyjskiego. Była Amy L. Beam, działaczka pomagająca Jezydom, Salwa Khalaf Rasho, osiemnastolatka gwałcona i katowana przez osiem miesięcy w niewoli Daesh, Haider Shesho, dowódca jednej z jezydzkich milicji. Poprosili miedzy innymi o 15 milionów dolarów na wykup z niewoli 2000 osób.
Miasto Szengal. Stan obecny.
Odpowiedzi udzielił wiceminister spraw zagranicznych Tobias
Ellwood:
„Płacenie okupu terrorystom jest niezgodne z prawem brytyjskim i międzynarodowym, ponieważ finansuje terroryzm. To dotyczy wszelkich płatności, w przypadku których istnieją uzasadnione powody, by podejrzewać, że pieniądze lub inna własność mogą zostać użyte w celach terrorystycznych. Płatność okupu do pośrednika mogłaby spowodować, że co najmniej część funduszy zostanie wykorzystana na cele terroryzmu. Wreszcie wspieranie przemytu ludzi, w jakimkolwiek przypadku, nawet tak tragicznym byłoby niezgodne z naszą polityką.”[26]
W tym samym czasie Wielka Brytania bezpośrednio finansowała
takich samych dżihadystycznych terrorystów, tylko spod innego szyldu. I
finansuje ich nadal, mimo, że sprawę nagłośniła telewizja BBC.[27]
Kobiety, w tym małe dziewczynki były ofiarami wielokrotnych
gwałtów. „Następnego dnia znów usłyszymy że mamy nową pacjentkę wykupioną z
niewoli u ISIS, albo 9 letnią dziewczynkę, gwałconą tak brutalnie, że trzeba
jej pomóc w chodzeniu.” – Pisze Michalina Kupper, która pracowała jako
wolontariuszka w obozie jezydzkich uchodźców.[28]
Ucieczka przed Daesh.
Nie będę tu rozpisywał się nad tym co robiło Daesh. Seth Frantzman, izraelski publicysta uważa, że epatowanie okrucieństwem oprawców może dehumanizować ofiary. „Czy zbliżamy się do ofiar, słysząc niekończące się historie o gwałtach?” pyta i odpowiada: „Ale co, jeśli nie? Co, jeśli opowiadanie historii o gwałcie nie czyni ofiary bardziej podobną do nas, ale za każdym razem mówimy o czymś, co tak naprawdę nas dystansuje, ponieważ wiemy, że to nie może przydarzyć się nam. Jest coś podstępnego jeśli chodzi o określenie jezydzkie niewolnice seksualne, jak gdyby niewolnictwo i seks były jedynymi skojarzeniami z Jezydami”. Coś w tym jest, a pogoń za sensacyjnymi szczegółami zaciera obraz całości. „Jeden z magazynów zapytał mnie, czy mógłbym znaleźć ofiary gwałtu ISIS, które stały się snajperami i walczyły. Niestety nie mogłem znaleźć jednostki snajperów-ofiary gwałtu, więc inni dziennikarze znaleźli taką fikcyjną jednostkę[29] i stworzyli historię. Z jakiegoś powodu, kiedy powstał film dokumentalny o amerykańskich żołnierkach zgwałconych w armii amerykańskiej pod tytułem Niewidzialna Wojna, dziennikarze nie wymagali, aby kobiety stały się snajperami i ścigały swoich gwałcicieli, aby ich przeżycia były warte opublikowania. Być może dlatego, że kobiety w USA, takie jak my, są humanizowane, podczas gdy cierpienie kobiety z Iraku, jakoś łatwiej zlekceważyć i potrzebujemy opowieści o jedzeniu dzieci lub snajperach ofiarach gwałtu”.[30] Jeżeli jednak interesują Was te historie, znajdziecie ich wiele w necie, możecie też sięgnąć po książkę Nadii Murad „Ostatnia dziewczyna. O mojej niewoli i walce z Państwem Islamskim”.
Bracia Amjad iAsa’ad Elias Ma’ajo mieli 11 i 12 lat, kiedy wpadli w ręce Daesh. Po dwóch i pół roku prania mózgów zostali wysłani w ataku samobójczym.
Polecam tą książkę, choć nie jest to lektura „łatwa i
przyjemna”. Mnie osobiście najbardziej poruszył nie opis niewoli, ale
poprzedzające ją dni w opanowanej przez Daesh wiosce Nadii. Nadia pochodzi z
Koczo, najbardziej na południe zajętej jezydzkiej miejscowości. Daesh zajęło ją
3 sierpnia, po czym pozostawiło sobie jej mieszkańców niejako „na deser”
okupując ją przez dwanaście dni po czym wymordowało mężczyzn (przy czym pod tym
terminem kryją się też chłopcy powyżej 12 roku życia[31])
i starsze kobiety, a młodsze i dzieci uprowadziło.
Te dwanaście dni to opis ludzi, którzy wiedzą co dzieje się
z ich pobratymcami, mamy wszak XXI wiek i mimo żądań terrorystów wydania
wszystkich telefonów, kilka udało się ukryć, ale mimo to łudzą się, że będzie
inaczej, że tylko ich obrabują i przegnają. Charakterystyczna jest scena w
której młody ojciec rozpacza, że nie wziął mleka w proszku dla dziecka, kiedy
są prowadzeni do segregacji, kogo zabić, a z kogo uczynić niewolników, a on
ciągle się łudzi, że to tylko wygnanie.
Jezydzkie dzieci w obozie uchodźców.
Amy L. Beam w swojej
książce „The Last Yezidi Genocide”[32]
przytacza relację zarządcy wioski, który w momencie ataku znalazł się poza
Koczo (na miejscu zastępował go brat). Przez te dwanaście dni kołatał wszędzie,
do władz irackich, do władz kurdyjskiej autonomii, do lidera irackich szyitów,
do USA i Unii Europejskiej. Nikt nie pomógł. A jedyna siła, która wyruszyła na
ratunek Jezydom (o czym za chwilę) była zbyt daleko i zbyt słaba.
Nayef Jaso Qassim, bo tak nazywa się ów zarządca, do końca był w kontakcie z mieszkańcami wioski. Kiedy jego dwudziestoletni syn poinformował go w ostatniej rozmowie, że Daesh rozpoczęło mordowanie, błagał o użycie operujących nad wioską samolotów do ataku. Ponownie mu odmówiono.
Oprócz kobiet i dziewczynek porywano też chłopców, którzy często
trafiali na szkolenia militarne, gdzie prano im mózgi i planowano wykorzystać jako
samobójców.[33] I
niektórych wykorzystano. Np. na początku 2017 roku Daesh opublikowało wideo z
samobójczego ataku w wykonaniu dwóch z nich.[34]
Innym udało się uciec.[35]
Ci z nich, których udało się odzyskać pilnie potrzebują terapii. Wg. Jana
Kizilhana, kurdyjsko-niemieckiego psychologa, żeby mieć szansę na normalne
życie – co najmniej dwuletniej.[36]
Nie trzeba chyba wspominać, że terapii potrzebują kobiety –
uwolnione niewolnice seksualne. I otrzymują jej zbyt mało. Wspomniany Mirza
Dinnayi zorganizował w Niemczech terapię dla ponad tysiąca osób. Główny ciężar
pomocy wziął na siebie land Badenia-Wirtembergia, który przyjął tysiąc
ofiar, setka kolejnych trafiła do Dolnej Saksonii i Szlezwiku-Holsztynu.[37] Program zaczął sie w 2015
roku i trwał dwa lata. W 2017 roku pojawiła się informacja o niemieckiej pomocy
dla kolejnych pięciuset osób.[38] Fundacja Jîyan na rzecz
Praw Człowieka otworzyła w listopadzie 2015 roku klinikę w Basur, która zajmuje
się 80 osobami. Fundacja AMAR chce otworzyć 10 ośrodków terapeutycznych.[39]
Większość potrzebujących
pozostaje jednak bez pomocy, lub z minimalną. Instytut Psychoterapii i
Psychotraumatologii na Uniwersytecie Dohuk we współpracy z niemieckim
Uniwersytetem w Tybindze rozpoczął programie szkolenia terapeutów na miejscu.
Tyle tylko, że cykl szkoleniowy terapeuty ma trwać 3 lata.[40] A tych ran czas nie goi.
Wręcz przeciwnie. Im dłużej ofiary niewolnictwa pozostają bez pomocy, tym
bardziej ich stan się pogarsza. Wielu spośród terapeutów pracujących z
Jezydkami, które były niewolnicami Daesh twierdzi, że nigdy wcześniej nie
spotkali się z takim poziomem traumy.
Partyzanci PKK ratują Jezydów.
„Jeśli populacja stanie w
obliczu traumy, takiej jak ludobójstwo, 50 procent dozna traumy, a co najmniej
30 procent będzie potrzebować pomocy klinicznej” mówi dr. Kizilhan. Od
początku kwietnia tego roku, kiedy Lekarze Bez Granic zaczęli prowadzić
statystyki, odnotowano samobójstwo 20 młodych Jezydów mieszkających w pobliżu
góry Szengal. Najmłodszą ofiarą była 13-letnia dziewczynka, najstarszą
30-letnia kobieta.[41]
Jak już pisałem jezydyzm jest
religią zamkniętą. Nie można się stać Jezydą, trzeba się nim urodzić. I to z
obojga jezydzkich rodziców. Związek z niejezydą oznacza wykluczenie ze
wspólnoty. Podobnie było w przypadku przymusowej zmiany wyznania. Powrót
jeńców, czasami z dziećmi spłodzonymi przez terrorystów Daesh wymógł zmianę
podejścia. Baba Szejk, duchowy przywódca Jezydów, wraz z Najwyższą Radą Duchową
orzekli, że byli jeńcy przejdą ponowny chrzest w świętym miejscu Jezydów Lalisz.
To też był akt o znaczeniu terapeutycznym.[42]
Z powrotami wiąże się jeden problem. Dzieci urodzone z gwałtów. O ile uprowadzone kobiety i dzieci zostały z powrotem przyjęte do społeczności, o tyle sytuacja dzieci poczętych z gwałtów terrorystów jest inna. Wynika to z dwóch czynników. Po pierwsze odrzucenia przez część społeczności, nie całą, ale wystarczającą, aby wspomniana Najwyższa Rada Duchowna nie zaakceptowała tych dzieci, choć początkowo wydawała się ku temu skłaniać. Trzeba jednak pamiętać, że nawet gdyby Rada je zaakceptowała, to na przeszkodzie stoi drugi czynnik – irackie prawo. Dziecko, którego ojcem jest muzułmanin jest wg niego też muzułmaninem. Koniec, kropka. A konwersja jest możliwa, ale na islam, a nie w drugą stronę. W tej sytuacji kobiety, które znalazły się w takiej sytuacji mają do wyboru, albo powrót na łono społeczności, albo dzieci.[43]
Partyzanci PKK ratują Jezydów.
Problem jest też z dziećmi,
które zostały uprowadzone wraz z matkami. Terytorialny kalifat upadł pod
ciosami Syryjskich Sił Demokratycznych, ale jak pisałem ciągle brakuje prawie
trzech tysięcy uprowadzonych. Wiele z nich to dzieci, które w momencie porwania
były bardzo małe. Dziś prawdopodobnie same nie pamiętają kim są, a na
przeprowadzenie testów DNA zwyczajnie brakuje funduszy. Prawdopodobnie wiele z
tych dzieci jest ukrytych wśród rodzin dżihadystów Daesh, ale nie sposób ich
zidentyfikować.[44]
Piszę tutaj „rodzin”, ale
trzeba pamiętać, że żony terrorystów to w znacznej mierze takie same członkinie
terrorystycznej organizacji jak ich mężowie. Po upadku ostatniego bastionu
terytorium kalifatu Daesh (piszę „terytorium”, gdyż Daesh jako organizacja
terrorystyczna jest dalej aktywne) w Baghouz wiele z nich zostało zgromadzonych
w obozie al Hol (al Hawl), gdzie jawnie głoszą fanatyczne opinie,[45] a także wprowadzają je w
życie, jak Azerka, która zamordowała swoją 14-letnią wnuczkę, bo ta nie chciała
założyć nikabu.[46]
Dzień Kobiet 2019. Przy zbiorowym grobie ofiar ludobójstwa.
Skoro tak traktują swoje własne
dzieci, nic dziwnego, że żony terrorystów brały aktywny udział w gwałtach[47] i mordach na Jezydach.
Niedawno w Niemczech ruszył proces jednej z nich, która brała udział w
doprowadzeniu 5-letniej jezydzkiej dziewczynki do śmierci z pragnienia.[48] Dodam, że ruszył za
sprawą osób prywatnych i aktywistów, a nie państwa niemieckiego. To, podobnie
jak wiele innych krajów Unii Europejskiej nie jest skłonne ani do pomocy
ofiarom ludobójstwa, ani do ścigania jego sprawców.
W sierpniu zeszłego roku
młoda Jezydka o imieniu Ashwaq spotkała w Niemczech, gdzie trafiła na terapię
(organizowaną i finansowaną przez poszczególne landy, zwłaszcza
Badenię-Wirtembergię, a nie władze federalne) swojego oprawcę. Zgłosiła to na
policję, a tam usłyszała, że nic nie mogą zrobić, bo on jest „takim samym
uchodźca jak ona”. Co oczywiście nie było prawdą, bo jak najbardziej policja mogła
i powinna podjąć działania przeciwko sprawcy. A raczej sprawcom, bo wiele
jezydzkich dziewcząt spotykało w Niemczech swoich oprawców. Ashwaq zdecydowała
się wrócić do Iraku.[49] Podobna sytuacja miała
też miejsce w Kanadzie.[50] Wlk. Brytania, mająca
najwyższy wskaźnik powrotów dzihadystów Daesh[51] jednocześnie odmawia
przyznawania azylu Jezydom.[52] Podobnie Holandia.[53] Za to Francja
zadeklarowała niedawno gotowość przyjęcia stu Jezydek.[54]
Bojownicy YBS. Na pierwszym planie flaga YBS.
Portugalia chciała przyjąć z
Grecji 700 Jezydów, którzy przybyli tam jako uchodźcy. Grecja odmówiła. Grecki
minister ds. migracji Yannis Mouzalas stwierdził, że to byłaby…
dyskryminacja.[55]
Zamykanie ofiar ludobójstwa z jego sprawcami w jednym obozie uchodźców już dla
greckich władz dyskryminacją nie jest. Taka sytuacja ma miejsce w obozie w Malakasa
gdzie Jezydzi przebywają razem z sympatykami (co najmniej), albo i członkami
Daesh.[56] Że jest to realne
zagrożenie świadczą wypadki w innym obozie, Moria, gdzie pod koniec maja zeszłego
roku fanatycy religijni zaatakowali kurdyjskich uchodźców z powodu
nieprzestrzegana przez nich ramadanu. Ponad tysiąc osób uciekło przed nimi z
obozu.[57]
Kiedy Daesh, wspierane zresztą przez część arabskich sąsiadów Jezydów, mordowało mężczyzn i stare kobiety, oraz uprowadzało młode i dzieci, na ratunek opuszczonym przez Peszmergę Barzaniego Jezydom ruszyły inne kurdyjskie siły.[58] Z górskich baz na pograniczu turecko-irackim oddziały HPG i YJA-STAR (Hêzên Parastina Gel – Ludowe Jednostki Obrony i Yekîneyên Jinên Azad ên Star – Siły Wolnych Kobiet, męskie i kobiece oddziały PKK, Partiya Karkerên Kurdistanê – Partii Pracujących Kurdystanu). Z terytorium Rożawy przez syryjską granicę YPG i YPJ (Yekîneyên Parastina Gel – Powszechne Jednostki Obrony i Yekîneyên Parastina Jin – Kobiece Jednostki Obrony, męskie i kobiece oddziały PYD, Partiya Yekîtiya Demokrat – Partii Unii Demokratycznej). Siły te łączy wyznawana przez nie ideologia – demokratyczny konfederalizm. Jest to koncept polityczny stworzony przez Abdullaha Ocalana, więzionego w Turcji lidera PKK, po tym jak odrzucił on wyznawany wcześniej marksizm. Opiera się na samorządzie i demokracji bezpośredniej, oraz zakłada budowę społeczeństwa obywatelskiego w ramach istniejących struktur państwowych, zamiast walki o niezależne państwo kurdyjskie.
Jezydki z YJS.
Kurdyjskie siły demokratycznego konfederalizmu utworzyły korytarz łączący masyw Szengal, w których schronili się Jezydzi, z terytorium Rożawy. Korytarzem tym ewakuowano jezydzkich uchodźców.[59] Wg ONZ ocalono w ten sposób 55 tysięcy osób.[60] 4 sierpnia jezydzki portal informacyjny Ezidiprees cytował słowa jednego z uchodźców: „Gdyby nie YPG wszyscy bylibyśmy martwi”[61]. Wsparcia z powietrza dostarczyło lotnictwo koalicji i Iraku zrzucając zaopatrzenie dla uciekinierów i atakując terrorystów Daesh (od 8 sierpnia).
Fréderike Geerdink, holenderska dziennikarka, która
odwiedziła Szengal w 2017 roku i rozmawiała z ciągle jeszcze obecnymi w
regionie bojownikami PPK, pisze, że paradoksalnie to oni, którzy ocalili
Jezydów mają poczucie winy. „To, co wydarzyło się w 2014 roku jest naszą winą.
Przyjechaliśmy za późno” mówi jeden z nich.[62]
Dziewczęta z YJS opatrują rannego psa.
Od razu ocalaniści przystąpili też do szkolenia sił
samoobrony Jezydów. Rozbudowane zostały już istniejace Yekîneyên Berxwedana
Şengalê – Oddziały Oporu Szengal, powstały Yekîneyên Jinên Şengalê – Kobiece
Oddziały Szengal, początkowo występujące jako YPJ- Şengalê. Następnie, już wspólnie z Peszmergą wyzwolono
większą część regionu. Niestety nie cały, południowy skrawek Szengal pozostał w
rękach Daesh do 2017 roku. Wynikało to z polityki Barzaniego, zaś same siły
ocalanistyczne w Iraku były zbyt słabe.
Wytworzyła się sytuacja w której część Szengal kontrolowały siły jezydzkie (aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że są w nich też przedstawiciele miejscowej ludności arabskiej[63]) wspierane przez PKK i Rożawę (głównie w roli instruktorów), a część Peszmerga Barzaniego. Dodatkowo funkcjonowała też milicja Hêza Parastina Êzîdxanê (Siły Obrony Jezidanu, kraju Jezydów) dowodzona przez Haydara Shesho, która początkowo współdziałała z YBS/YJS, a następnie Peszmergą. Sam Haydar to Jezyda z Niemiec, który powrócił do rodzinnego kraju po ataku Daesh.
Dziewczęta z kontyngentu YJS w Rakce świętują wyzwolenie miasta.
Na terenach kontrolowanych przez YBS/YJS zawiązało się 14
stycznia 2015 roku Zgromadzenie Konstytucyjne Szengal. 30 maja 2017 roku
Zgromadzenie przekształciło się w Demokratyczne Zgromadzenie Autonomiczne
Szengal, które liczy 101 osób.[64]
W sierpniu tegoż roku Zgromadzenie ogłosiło autonomię Szengal w ramach Iraku,
oraz przedstawiło „mapę drogową” jej realizacji.[65]
Jezydzki samorząd i wpływy idei Ocalana (nawet ograniczone
przez dość konserwatywny charakter jezydzkiej społeczności) nie były po myśli
rządzącej w Kurdyjskim Regionie Autonomicznym oligarchii klanowej. Reakcją była
blokada gospodarcza,[66]
oraz utrudnianie funkcjonowania jezydzkich organizacji humanitarnych takich jak
Yazda, największa organizacja pomagająca Jezydom.[67]
Co ciekawe, Matthew Barber, były dyrektor wykonawczy Yazdy, który jest
prawdopodobnie osobą najlepiej na Zachodzie zorientowaną w tym co się dzieje w Szengal,
informował, że represje objęły też mieszkańców części Szengal kontrolowanej
przez kurdyjski rząd regionalny, czy znajdujących się na jego terenie obozów
uchodźców.[68]
Ojciec i córka w szeregach YBS i YJS.
Sytuacja eskalowała 3 marca 2017 roku, kiedy to o godzinie
6.30 czasu miejscowego siły podległe Barzaniemu zaatakowały posterunek YBS/YJS
w miejscowości Khanesor (Xanasor) na północ od gór Szengal. W ataku użyte
zostały oddziały tzw. Roj Peszmergi, oraz Zêrevan (żandarmeria). Roj Peszmerga
(Peszmerga Rożawy) to formacja podporządkowana ENKS ( Encûmena Niştimanî ya
Kurdî li Sûriyê), koalicji kanapowych partyjek z Rożawy przeciwnych zachodzącej
tam rewolucji społecznej i utrzymywanych przez Barzaniego. Atak nastąpił tuż po
wizycie Barzaniego w Turcji w dniach 26-27 lutego. Nic dziwnego więc, że
przypisano go tureckiej inspiracji. Barzani, mimo antykurdyjskiej polityki
Turcji utrzymuje z tym krajem tak bliskie stosunki, że bywa oskarżany o bycie
marionetką Ankary. Opisywany atak z turecką inspiracją powiązała także turecka
telewizja.[69]
Atak został odparty, obie strony poniosły straty. Raniona
została dziennikarka Nûjiyan Erhan. Według Yekîtiya Ragihandina Demokratik
(Unia Prasy Demokratycznej) siły KDP strzelały do niej celowo, chcąc pozbyć się
niezależnego świadka.[70]
Pozbyli się. Nûjiyan zmarła z ran 22 marca. W międzyczasie, 14 marca, także w
rejonie Khanesor, siły Barzaniego otworzyły ogień do pokojowej manifestacji
jezydzkich cywili protestujących przeciwko ich obecności. Jedna osoba została
zabita, a kilkanaście ranionych.[71]
Pogrzeb 13-latka zabitego przez tureckie lotnictwo.
Napięta sytuacja utrzymywała się aż do wyparcia Peszmergi z
Szengal przez siły irackie. Między innymi 17 marca Roj Peszmerga aresztowała
Saliha Adee Khateeba. Salih reprezentuje organizację o nazwie „Dom Jezydów”,
która promuje samoidentyfikację Jezydów jako właśnie Jezydów, a nie Kurdów
wyznania jezydzkiego. Nie ma natomiast żadnych powiązań, nawet ideowych z PKK,
podczas gdy propaganda KDP starała się konflikt w regionie przedstawi właśnie jako
konflikt z PKK, a nie próbę wzięcia „za twarz” mniejszości.[72]
Swoje „3 grosze” dołożyła też Turcja. W nocy z 24 na 25
kwietnia jej lotnictwo dokonało nalotów na Szengal i Rożawę. W Szengal celem
były wioski Amud i Qesrê. Zniszczono między innymi siedzibę stacji radiowej
ÇIRA FM[73]
i cywilną klinikę.[74]
Wśród ofiar był 13-letni Sufian Jassem. Jego matka została uprowadzona przez
Daesh. Jego ojciec i starszy brat od sierpnia 2014 bronili jezydzkiej
społeczności w szeregach YBS.[75]
W Rożawie celem było między innymi chrześcijańskie miasto Derik.[76]
Data, którą wybrano na nalot jest bardzo wymowna. Noc z 24 na 25 kwietnia 1915
roku uznaje się za początek tureckiego ludobójstwa Ormian, 24 kwietnia jest
międzynarodowym dniem pamięci o tej zbrodni.
Mam Zeki.
Turcja kontynuowała ataki. Między innymi 2 sierpnia 2018 roku
turecka armia zabiła 12-letniego Jezydę Mahira Eli w wiosce Girezerel.[77]
15 tego samego miesiąca tureckie lotnictwo zaatakowało konwój powracający z
uroczystości upamiętnienia rocznicy zbrodni w Koczo. Zabity został Mam Zekî
Şengalî, koordynator pomocy humanitarnej PKK dla Jezydów, jeden z najbardziej
zasłużonych dla ich ratowania ludzi, sam Jezyda, oraz dwie inne osoby.[78]
4 czerwca bierzącego roku Amin Saleh Omar (Emin Salih Omar), który jako
nastolatek uciekł przed Daesh i zamieszkał w obozie uchodźców w Zakho pracował
przy zbiorze owoców, kiedy podjechał samochód tureckiej armii, żołnierze
wysiedli i otworzyli ogień. Amin został trafiony. Zmarł w szpitalu. W momencie
śmierci miał 21 lat.[79]
Armia turecka jest obecna w Basur od dawna. Stacjonują tam za
zgodą Barzaniego, a ich celem jest zwalczanie przejawów demokratycznego
konfederalizmu i rozszerzanie tureckiego imperializmu (Erdogan mówi wprost: „ci, którzy myśleli, że zapomnieliśmy
o wszystkich tych ziemiach z których wycofaliśmy się we łzach wiek temu, lepiej
niech zrozumieją, że mylili się co do Turcji” – wystąpienie z 8 lutego
2018,[80]
opowiada też jak to wszyscy na ziemiach niegdyś podbitych przez Imperium
Osmańskie czekają na powrót Turków – wystąpienie z 16 grudnia 2018[81]
).
Byli także podczas ludobójstwa Jezydów, ale palcem nie kiwnęli. Co zresztą nie
dziwi, Turcja była głównym sojusznikiem Daesh.[82]
W grudniu 2018 roku Nadia Murad, już wtedy noblistka, udała się do Turcji by prosić o zaprzestanie bombardowania Shengal (o czym napisała na swoim twitterze). Turecki minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu wykorzystał jej wizytę do szerzenia (także na twitterze) kłamstw na temat ludzi, którzy ocalili Jezydów.
Porównanie twittów Nadii i Cavusoglu.
W maju 2017 roku w regionie pojawił się nowy gracz. Hashd
al-Sha’bi, znane też pod skrótem angielskiej nazwy Popular Mobilization Units –
PMU. Są to irackie, głównie szyickie (szkolone przez irańską Gwardię Strażników
Rewolucji Islamskiej), ale także sunnickie, chrześcijańskie i jezydzkie[83]
milicje. Przystąpiły one do odbijania z rak Daesh linii jezydzkich miasteczek
na południe od miasta Szengal.
Jak już wspomniałem ten teren nie został wyzwolony podczas
poprzednich operacji. Jezydzkie YBS/YJS nie miało dość sił na samodzielną akcję,
a Barzani prawdopodobnie obawiał się przejęcia ich części przez siły
ocalanowskie, więc wolał nic nie robić.
Sytuacja w Szengal we wrześniu 2017 r.
Wraz z wyzwoleniem Mosulu dostęp do tych terenów zyskały
oddziały Hashdu. 12 maja Hashd, w tym wchodzący w jego skład jezydzki batalion
Lalisz rozpoczął operację ich wyzwolenia. Do końca maja udało im się oczyścić
cały obszar. W operacji wzięły też udział oddziały YBS/YJS, aczkolwiek
współpraca z Hashdem nie układała się najlepiej. Hashd zablokował wejście
YBS/YJS do miejscowości Siba, gdzie toczono wspólne walki. Jak się okazało
szyickie dowództwo miało problem z kobiecymi oddziałami YJS. „Szariat zabrania”.[84]
Gorzej wyglądały stosunki z Peszmergą. W jej szeregach
służyli też Jezydzi. Niekoniecznie z miłości do kurdyjskiego rządu
regionalnego, ale dlatego, że, wskutek jego działań, było to jedno z
nielicznych zajęć przynoszących dochód. Fakt, że do operacji przeciwko
ocalanistom KDP użyła sił zewnętrznych wymownie świadczy jak niska była
lojalność jezydzkich peszmergów wobec władz autonomii. Kiedy Hashd zaczął
wypierać Daesh z jezydzkich osad południowego Szengalu, Jezydzi służący w
Peszmerdze zaczęli się domagać zgody na wzięcie udziału w walce. Nie dostali
jej, wiec zaczęli dezerterować. 15 maja cały jezydzki oddział pod dowództwem
Naifa Jasso przeszedł do Hashdu.[85]
Na jego podstawie stworzono drugi jezydzki batalion – batalion Koczo. Nafif,
podobnie jak wielu jego podkomendnych pochodził z tej wioski. Miejscowość ta
została wyzwolona 25 maja. KDP odpowiedziała represjami wobec rodzin
dezerterów.[86]
Xemê Berkat Xwedêda (Khama Berkat) spędziła trzy lata w niewoli Daesh nim została odbita przez oddziały YBS/YJS. 20 października 1918 r.na II zjeździe PADE (Jazydzka Partia Wolnosci i Demokratycji – polityczne skrzydło YBS/YJS) została wybrana do Rady Wykonawczej.
22 września doszło do jedynego starcia między YBS/YBJ a Hashdem. Napastnikami byli szyici z „Brygady Imama Alego”, którzy usiłowali zająć węzeł drogowy pod kontrolą sił jezydzkich. Zostali odparci, trzech bojowników Hashdu i jeden YBS nie żyją. Przy czym poległy bojownik YBS nie był Jezydą, ale Arabem. Prawdopodobnie z plemienia Szammar. Hashd ogłosił, że starcie było nieporozumieniem. Do dalszych konfliktów nie doszło.[87]
Trzy dni później odbyło się referendum niepodległościowe w
„irackim” Kurdystanie. Demokratyczne Zgromadzenie Autonomiczne Szengal wezwało
Jezydów do bojkotu uzasadniając go licznymi przypadkami konfiskaty przez władze
dokumentów tożsamości Jezydów w celu oddawania głosów za nich.[88]
W konsekwencji referendum tereny sporne, w tym Szengal zostały przejęte przez
Hashd wspierany przez regularna armię iracką. Peszmerga wycofała się bez walki.
Dla mieszkańców większości z przejętych terenów była to autentyczna tragedia. Zwłaszcza,
że w niektórych miejscach dochodziło do aktów przemocy ze strony Hashdu. W
Szengal wyglądało to inaczej. Nie dlatego żeby Jezydzi byli jakimiś wielkimi
irackimi lojalistami, ale na skutek polityki władz autonomii ze szczególnym
uwzględnieniem partii KDP. Polityki, której ofiarami byli nie tylko Jezydzi,
ale także inne mniejszości.[89]
Oddziały YBS/YJS utrzymały swoje pozycje, a nawet w niektórych miejscach powiększyły stan
posiadania kosztem wycofujących się peszmergów.
Niektóre z Jezydek wstępując do YJS obcinają swoje warkocze i pozostawiają je na grobach bliskich zamordowanych podczas ludobójstwa.
Nie
oznacza to jednak, że władze Iraku są pozytywnie nastawione do Jezydów. Wręcz
przeciwnie. Wspominana już Amy L. Beam, która zajmuje się pomocą Jezydom w
Iraku wielokrotnie upubliczniała przypadki rzucania ofiarom ludobójstwa kłód
pod nogi, takich jak chociażby problemy z dokumentami tożsamości.[90]
W marcu tego roku dwukrotnie doszło do wymiany ognia między jezydzkim YBS/YJS a
armią iracką. Padli zabici i ranni.[91]
Nie
ma żadnych planów odbudowy Szengal.[92]
Jezydźcy uchodźcy w dalszym ciągu koczują w obozach. Pięć lat w namiotach
przeznaczonych do wykorzystywania przez rok. Złe warunki bytowe często prowadzą
do tragedii. Często na przykład dochodzi do pożarów. W maju zeszlego roku w
takim pożarze zginęła 17-letnia dziewczyna.[93]
W styczniu tego Kherhat, 3-letni jezydzki chłopczyk spalił się w tym samym
namiocie, w tym samym obozie uchodźców, w którym się urodził.[94]
Bojowniczki YJS.
W
czerwcu 2017 roku 22 jezydzkich nastolatków (obojga płci) pracujących przy
uprawie ziemniaków w okolicy Bardarash w Basur zostało zaatakowanych przez
mieszkańców pobliskiej muzułmańskiej wioski.[95]
Jezydzi z obozów dla uchodźców pracują za grosze dla okolicznych gospodarstw w
bardzo ciężkich warunkach.
Pisałem
juz o samobójstwach. To nie tylko wynik traumatycznych przeżyć, ale i poczucia
beznadziei. W lutym samobójstwo popełniła 20-letnia dziewczyna po 4,5 roku
wegetacji w obozie.[96]
Tego
roku w Syrii, podobnie jak w Rożawie dochodziło do masowych podpaleń pól
uprawnych.[97] Jest to robota tzw.
„uśpionych komórek” Daesh zainspirowanych magazynem Daesh „Al Naba”.[98]
Pożary te również pociągnęły za sobą ofiary śmiertelne.[99]
Jezydka z kontyngentu YJS walczącego w Rakce.
Szengal
to nie jedyne miejsce gdzie Jezydzi są ofiarami prześladowań. Przed wybuchem
syryjskiej wojny domowej mieszkało w tym kraju 45-50 tysięcy Jezydów, z czego
25 tysięcy w kantonie Efrin (arabska nazwa: Afrin),[100]
który w zeszłym roku stal się celem agresji ze strony Turcji i pozostających na
jej żołdzie formacji dżihadystycznych. Po dwóch miesiącach walk kanton padł, a
większość jego mieszkańców uciekła do sąsiedniego kantonu Szehba. Ci, którzy
zostali są ofiarami prześladowań i czystek etnicznych.
Już w czerwcu 2017 roku dżihadyści na tureckim żołdzie,
działający w Syrii w ramach tureckiej operacji „Tarcza Eufratu”, wypędzili z
wioski Elî Qîno kilkuset Jezydów. Mieszkańcy otrzymali godzinę na opuszczenie
domów, a ich majątek zrabowali utrzymywani przez Turcję dżihadyści, czyli tzw.
„umiarkowani rebelianci”. Co ciekawe o sprawie poinformował ENKS, który sam
jest utrzymywany przez Turcję i Barzaniego i uznawany za ich agendę.[101]
Sprawę potwierdziła na swoim twitterze Nadia Murad.[102]
Pożegnanie ostatnich partyzantów PKK opuszczających Szengal.
W Efrin było 21 wiosek Jezydów,[103]
w tym Basufan (Basofan), największa osada jezydzka w Syrii (3,5 tysiąca
mieszkańców), która nota bene była ostrzeliwana przez siły Tureckie w okresie
poprzedzającym inwazję.[104]
Feleknas Uca, jezydzka parlamentarzystka z ramienia prokurdyjskie partii HDP
(Halkların Demokratik Partisi – Ludowa Partia Demokratyczna) ostrzegała, że
celem dżihadystów na tureckim żołdzie biorących udział w napaści na Efrin jest
między innymi kontynuowanie ludobójstwa Daesh na Jezydach.[105]
Te obawy się
potwierdziły po zajęciu jezydzkich wiosek.
W Qibar, gdzie część jezydzkich mieszkańców zdołało uciec, dżihadyści
przepytywali pozostałych mieszkańców, muzułmanów o to gdzie są Jezydzi,
uprzednio odpytując ich z zasad islamu, żeby sprawdzić, czy sami nimi nie są.
Ci, którzy odmawiali współpracy byli bici.[106] W
efekcie 16 Jezydów, którzy nie opuścili miejscowości zostało uprowadzonych.[107]
Podobne doniesienia są z wioski Qastel Jando.[108]
Niszczone są jezydzkie cmentarze i kaplice.[109]
Pożegnanie ostatnich partyzantów PKK opuszczających Szengal.
Jezydzi,
którzy pozostali stali się ofiarami zabójstw,[110]
porwań[111]
i zmuszania do zmiany religii.[112] „W
naszej wiosce zmuszali 50-letniego Jezydę do pocałowania Koranu i powiedzieli,
że jest muzułmaninem, ale odmówił, ponieważ nie chciał zdradzić swojego boga,
więc go zabili” – opowiada Michael Barekat, Jezyda, który z całą rodziną uciekł
z Efrin do Szehby, gdzie obecnie przebywa około 6 tysięcy Jezydów.[113]
W Basufan okupanci otworzyli „szkoły” koraniczne i indoktrynują dzieci Jezydów,
którzy nie zdołali uciec, rodzice, którzy odmawiali posłania dzieci zostali
uwięzieni.[114]
W tym samym czasie kiedy Turcja i jej dżihadysci rozpoczęli
atak na Efrin, turecki MSZ nakłaniał Irak do zgody na atak na Szengal, pod
pozorem ataku na PKK.[115]
Recep Erdogan, prezydent (de facto dyktator) Turcji kilkakrotnie od tego czasu
powtarzał groźby pod adresem Szengal.[116]
Łzy w oczach jezydzkiej nastolatki podczas pożegnania partyzantów PKK, którzy ocalili Jezydów.
W tych okolicznościach PKK postanowiło wycofać 500 swoich
bojowników pozostających w Szengal jako wsparcie sił YBS/YJS.[117]
Jezydzi żegnali swoich obrońców ze łzami w oczach (nie, to nie przenośnia). Turcji
nie chodzi jednak o rzeczywistą obecność PKK. To tylko pretekst dla atakowania
ruchu demokratycznego konfederalizmu.
W
samej Turcji jezydzcy uchodźcy są ofiarami licznych szykan. Jezydzi byli
początkowo wspierani przez regionalne samorządy powiązane z prokurdyjską partią
DBP (Demokratik Bölgeler Partisi – Partia Demokratycznych Regionów). Na
przełomie 2016 i 2017 roku zostali przymusowo przeniesieni do rządowych obozów
dla uchodźców , gdzie są ofiarami prześladowań ze strony administracji, a
warunki pobytu określają jako „więzienne”.[118]
Odmawia się im też prawa do opieki zdrowotnej.[119]
W Turcji miał też miejsce handel uprowadzonymi Jezydkami.[120]
Pożegnanie partyzantów PKK.
Na koniec dodam, że jeżeli ktoś chcialby pomóc ofiarom, to wśród organizacji charytatywnych zajmujących się pomocą Jezydom w Szengal jest jedna polska. Nazywa się Orla Straż.
Mandaizm to z kolei protochrześcijańskie wyznanie
wywodzące się od Jana Chrzciciela. Jego wyznawcy bywają nazywani
„chrześcijanami Jana Chrzciciela”, co jest o tyle mylące, że wg. Mandaistów
Jezus był fałszywym prorokiem, który zdradził swojego (i ich) mistrza – Jana
Chrzciciela. Inne określenie to „ostatni gnostycy”. Charakterystyczną cecha tej
religii jest wielokrotny chrzest stosowany jako rytuał religijny, ale także
jako oczyszczenie z popełnianych grzechów (https://www.dunyadinleri.com/dunya-dinleri/sabiilik-mandeanizm/oku_sabiiler-sabiilik-mandeanizm
).
„Na Bliskim Wschodzie demokracji nie da się narzucić imperialnymi siłami systemu kapitalistycznego. Mogą one jedynie zniszczyć demokrację. Podstawową potrzebą jest krzewienie demokracji oddolnej. Tylko takie podejście pozwala radzić sobie ze zróżnicowaniem grup etnicznych, religii i klas społecznych. Pasuje też ono do tradycyjnej konfederacyjnej struktury społeczeństwa.” Abdullah Ocalan.[1]
Demokratyczny konfederalizm, ocalanizm, lub apoizm. Te dwa ostatnie określenia odwołują się do ideowego ojca demokratycznego konfederalizmu, Abdullaha Ocalana zwanego „Apo”, czyli „Wujek”. Sympatyczny przydomek, aczkolwiek jego właściciel nie zawsze był sympatyczną postacią. W artykule o tureckiej wojnie z Kurdami pisałem, że założona przez Ocalana Partiya Karkerên Kurdistanê, Partia Pracujących Kurdystanu faktycznie była na początku organizacją terrorystyczną. Z kolei jej twórca i lider był bezwzględnym wodzem narzucającym swoją wolę i prawdopodobnie nie cofającym się przed fizyczną likwidacją oponentów wewnątrz organizacji. To się zmieniło. Ewoluowały i PKK i jej przywódca. Paradoksalnie silna wodzowska pozycja Ocalana ułatwiła demokratyczne zmiany w organizacji, mimo, że przeobrażenia ideowe nastąpiły już gdy był więźniem państwa Tureckiego.
Ocalan. Imienia kota nie znam, ale istnieje teoria, że to inkarnacja Bakunina. 😉 A na pewno anarchista. Jak wszystkie koty.
PKK u swoich początków była typową formacją
lewicowo-narodowowyzwoleńczą trzeciego świata. Ideowo marksistowską, aczkolwiek
trzeba pamiętać, że takie wybory ideologiczne były efektem dwubiegunowości
zimnej wojny, jeżeli dany reżim był wspierany przez USA, opozycja szukała
wsparcia w ZSRS. I vice versa. Gdy zakończyła się zimna wojna i upadł ZSRS,
zaczął się dla Ocalana i PKK okres redefinicji ideowej, który zaprowadził ich
do demokracji. Początkowo typowej demokracji przedstawicielskiej, z czasem
demokracji bezpośredniej. Pamiętając o marksistowskich korzeniach PKK można
powiedzieć, że Ocalan przeszedł ze strony Marksa, na stronę jego największego
antagonisty w łonie I Międzynarodówki – anarchisty Bakunina. Bakunin zarzucał
Marksowi, że jego wizja doprowadzi do jeszcze większego ucisku, do stworzenia
dyktatury scentralizowanej władzy partyjnej.[2]
Historia udowodniła, że miał rację.
„Żadne państwo, nawet o najbardziej demokratycznych formach, choćby to była najbardziej czerwona republika polityczna, republika ludowa, a właściwie pseudoludowa, gdyż tylko taka forma jest możliwa pod fałszywym szyldem przedstawicielstwa ludu, nie będzie w stanie dać ludowi tego, co mu potrzebne, tj. możliwości swobodnego organizowania się od dołu ku górze w imię własnych interesów. Każde bowiem państwo, najbardziej nawet republikańskie i demokratyczne, nawet pseudoludowe państwo wymyślone przez pana Marksa, w istocie swej jest niczym innym jak tylko aparatem kierującym masami odgórnie, przy pomocy inteligenckiej, a więc uprzywilejowanej mniejszości, która lepiej jakoby rozumie rzeczywiste interesy ludu aniżeli sam lud.” Michał Bakunin.[3]
Bakunin.
„Zastąpienie jednej władzy państwowej inną nie jest rozwiązaniem. Samo państwo jest środkiem wyzysku. Nie może przynieść demokracji, nie tworzy wolności ani równości. W końcu zawsze zamienia się w ucisk i wyzysk. Państwo pozostaje państwem, bez względu na to, w czyich jest rękach. Wracamy z powrotem do punktu wyjścia. Dlatego ten paradygmat nie jest rozwiązaniem. (..) Realny socjalizm to udowodnił.” Duran Kalkan.[4]
Wpływ na ewolucję poglądów Ocalana miał przede wszystkim
inny teoretyk anarchizmu, Murray Bookchin.[5]
Bookchin, który też zaczynał jako marksista, by następnie odrzucić doktrynę
marksistowską, stworzył wolnościowy municypalizm opierający się na budowie
samorządów lokalnych w miastach, oraz kładący bardzo silny nacisk na ekologię,
jako tzw. „ekologię społeczną”.[6]
Chociaż nigdy nie spotkali się osobiście Ocalan uważa się za ucznia Bookchina.
Podobnie jak on przyjął za kluczowe dla przemian społecznych budowanie oddolnej
demokracji poprzez rozwijanie lokalnych samorządów mieszkańców. Zaznaczam, że mówimy o prawdziwych
samorządach, a nie lokalnej administracji na którą mieszkańcy nie mają wpływu,
a która na zachodzie, w tym i Polsce, określa się tym mianem.
„Projekt rewolucyjny musi wyjść od wolnościowej zasady: każda osoba jest kompetentna , żeby zajmować się sprawami społecznymi, czy ściślej rzecz biorąc sprawami społeczności do której należy. (…)
Wynika z niego, że
bez zgromadzeń, na których ludzie zbieraliby się, by bezpośrednio ustalać
społeczną politykę, prawdziwa demokracja nie istnieje, a żadne koncepcje
samorządu nie mają sensu. W rezultacie polityka nie ma demokratycznej
legitymizacji, jeżeli nie jest proponowana, dyskutowana i ustalana bezpośrednio
przez samo społeczeństwo – a nie przez jego reprezentantów, czy inne namiastki.
Jej wprowadzanie w życie, administrowanie można pozostawić radom, komisjom, czy kolektywom wykwalifikowanych, nawet wybranych osób, które pod ścisłą kontrolą publiczną i w pełni odpowiedzialne przed formułującymi politykę zgromadzeniami mogą realizować pełnomocnictwo społeczne.” Murray Bookchin.[7]
Te lokalne formy demokracji bezpośredniej tworzą w zamyśle
Bookchina i Ocalana sieć wzajemnie powiązanych bytów, demokrację wyższego
szczebla.
Bookchin.
Drugi element inspiracji Bookchinem to ekologia.
Demokratyczny konfederalizm przywiązuje do niej wielką wagę. Aczkolwiek, jak
już pisałem, z powodu warunków wojennych ten element pozostaje w Rożawie
głównie w sferze teorii.
Opisuję tutaj anarchistyczne inspiracje Ocalana, ale trzeba
zaznaczyć, że on sam nigdy się za anarchistę nie uważał i przy całym negatywnym
podejściu do państwa nie zakłada jego zniesienia. Ocalan jest realistą. Nie
widzi szans na obalenie państwa i nie planuje walki z wiatrakami. Rozwój
struktur demokracji bezpośredniej ma budować przeciwwagę dla władzy państwowej,
a nie ją zastąpić. „Chodzi o zmniejszenie roli państwa i
rozszerzenia społeczeństwa demokratycznego”[8]
mówi cytowany już Duran Kalkan, członek rady wykonawczej Koma Civakên Kurdistan
(KCK – Unia Wspólnot Kurdystanu to organizacja zrzeszająca formacje demokratycznego
konfederalizmu we wszystkich czterech zaborach i na emigracji).
„Budowanie demokratycznego konfederalizmu lub demokratycznej autonomii, w realiach, w których żyjemy, dla wszystkich, kobiet, młodzieży i pracowników, jest realizacją demokratycznej i socjalistycznej rewolucji. Nie tworzenie nowego państwa, ale tworzenie społeczeństwa demokratycznego; nie niszczenie obecnego stanu, ale organizowanie demokratycznego społeczeństwa jako przeciwwagi, która ogranicza państwo – taki jest cel.” Duran Kalkan.[9]
Kalkan.
Z wyżej wymienionych powodów demokratyczny konfederalizm rezygnuje z
budowy osobnego państwa kurdyjskiego. Podkreślam ten fakt, bo ciągle można
słyszeć zarzuty separatyzmu wobec Rożawy, czy PKK w Turcji. Nie, projekty
społeczne o których mówi idea Ocalana, nie mają być realizowane w ramach
jakiegoś hipotetycznego państwa kurdyjskiego, ale w ramach już istniejących
państw.
Podobnie oddolne podejście prezentuje ocalanizm
na gruncie gospodarczym. Ocalan krytycznie ocenia kapitalizm, zarówno ten
„prywatny” (piszę to w cudzysłowie, gdyż współczesne wielkie korporacje ciężko
uznać za prywatne w tradycyjnym rozumieniu[10]),
jak i państwowy, jak słusznie definiuje gospodarki komunistyczne. Alternatywą
ma być gospodarka społeczna, spółdzielcza. I tutaj osobiście widzę spore
podobieństwo do innego, tym razem polskiego teoretyka anarchizmu, a zarazem
teoretyka i praktyka kooperatywizmu, Edwarda Abramowskiego.[11]
Ponownie jednak przypomnę to co pisałem
jednej z poprzednich części tego cyklu. Promowanie spółdzielczości nie oznacza
represjonowania innych form gospodarki. Umowa społeczna Rożawy chroni własność
prywatną.[12]
Bardzo ważną rolę w demokratycznym
konfederalizmie odgrywa kwestia wyzwolenia kobiet. Aczkolwiek trzeba zaznaczyć,
że kobiety odgrywały dużą rolę w PKK na długo przed przedefiniowaniem jej
ideologii przez Ocalana. Dr. Necka
Acik-Toprak z Uniwersytetu w
Manchesterze uważa, że to właśnie kobiety najmocniej wspierały zmiany ideowe wprowadzane
przez Ocalana.[13]
To zresztą właśnie on od początku mocno forsował kwestię wyzwolenia kobiet.
Przy czym to „na początku” było w mocno autorytarnym stylu, ale jak już pisałem
uległo to zmianie.
Sakine Cansiz. Ikona kurdyjskiego ruchu kobiecego. Zamordowana w 2013 roku w Paryżu. Najprawdopodobniej przez tureckie służby specjalne.
Ocalan opisuje patriarchalną dominację
mężczyzny nad kobietą jako pierwsze zniewolenie w historii.[14]
Odwrócenie tego procesu uważa za kluczowe dla budowy wolnego społeczeństwa. To
on w 2002 roku utworzył termin dzineologia (kurdyjskie jineoloji, po angielsku
jineology). Jin czyli po kurdyjsku kobieta, logos to znane z greckie słowo oznaczające
naukę, obecne w określeniu wielu dziedzin naukowych. Tutaj także chodzi o
naukę, kobiecą naukę.
„Wiele feministek nie dostrzega związków między elementami trójkąta, jaki tworzą patriarchat, kapitalizm i państwo narodowe. Rozdzielając ten trójkąt, widzimy tylko część wroga. W efekcie niektórzy mężczyźni walczą przeciwko kapitalizmowi i państwu narodowemu, ale nie postrzegają patriarchatu jako części problemu. Albo niektóre feministki postrzegają patriarchat jako problem, ale nie widzą, w jaki sposób ta mentalność jest powiązana z państwem i kapitalizmem.” Necîbe Qeredaxî.[15]
O roli kobiet w rewolucji mam zresztą
zamiar napisać osobny tekst. Początkowo planowałem go nazwać „Dzineologia –
kurdyjski feminizm”, ale np. Necîbe Qeredaxî, założycielka centrum badawczego
dzineologii w Brukseli, twierdzi, że to nie jest po prostu kurdyjski feminizm.[16]
Więc chyba nazwę go inaczej. Jak – tego
jeszcze nie wiem, może „Rewolucja kobiet”?
Pewnie zauważyliście, że użyłem w tym
artykule wielu cytatów. Pisząc o ideach wolę oddawać głos ich autorom i
realizatorom, a sobie pozostawiać rolę łącznika między ich wypowiedziami.
Zainteresowanych tematem odsyłam do polskiego tłumaczenia jednego z tekstów
Ocalana:
„Państwo narodowe wymaga jednorodności obywateli posługujących się jednym językiem i mających te same korzenie etniczne… Trzymanie się tej wiary nie jest patriotyzmem, ale raczej szowinistycznym nacjonalizmem i bigoterią. Państwo narodowe potępia różnice społeczne, kładzie nacisk na jednorodność, podobnie jak ideologia faszystowska. Dla kontrastu naród demokratyczny jest wielojęzyczny, wieloreligijny, wieloetniczny, wielokulturowy i włącza grupy, oraz osoby o różnych interesach… Odrzuca tożsamość państwa i narodu, widząc każde z nich jako inną formację.” Abdullah Ocalan.[17]
-Jak możemy rozumieć demokratyczną autonomię, czy też demokratyczny konfederalizm? Czy jest to system specyficzny dla regionu, dedykowany tylko dla ludności kurdyjskiej?
Wyjaśnię to przez odwołanie do historii.
Poprzednia idea społeczeństwa niepaństwowego wyewoluowała w społeczeństwo
obywatelskie, które jest uznawane za osiągnięcie demokratyczne. Niektóre grupy
społeczne uzyskały pewne ekonomiczne i demokratyczne prawa w formie
samoorganizacji. Przykładem mogą być związki zawodowe, jakiś czas temu bardzo
silne w Europie Zachodniej, które zdołały zapewnić poprawę jakości życia swoim
członkom.
Demokratyczna autonomia oznacza
wzmocnienie struktur tego rodzaju i rozszerzenie ich na inne obszary życia
społecznego. Oznacza to przekształcenie demokratycznych osiągnięć w
niepaństwową organizację demokratycznego społeczeństwa. Już nie tylko walka
klas, gdzie robotnicy ze swoimi związkami zawodowymi i partiami, próbują zdobyć
i skonsolidować swoje prawa poprzez strajki i porozumienia płacowe, ale rozszerzenie
tego na wszystkie segmenty społeczeństwa. Nie tylko robotnicy i ich organizacje
związkowe, ale także młodzież, kobiety, wszystkie grupy społeczne mogą
organizować się w podobny sposób, planować własne życie demokratyczne i
gospodarcze i wdrażać je na co dzień. Możemy to zrobić bez rozbicia państwa,
ale także bez rezygnacji z naszych praw na jego rzecz. W ten sposób jest to
nowa umowa z państwem, nowa umowa społeczna.
Demokratyczna autonomia lub demokratyczny
konfederalizm stawia sobie takie porozumienie za cel. W tym sensie
demokratyczna autonomia nie jest systemem przeznaczonym wyłącznie dla Kurdów. Wszystkie
uciskane i wyzyskiwane grupy społeczne mogą zeń korzystać, aby osiągnąć swoje
własne kulturalne, polityczne i ekonomiczne prawa w odniesieniu do swojej
sytuacji i w swoich regionach świata. Na tej podstawie można tak samo rozwiązać
kwestię nierówności płci, jak i problemów pracowniczych, samorządu młodzieży,
czy zagrożeń ekologicznych. Kiedy ludzie z różnych części społeczeństwa
organizują się, mogą lepiej rozwiązywać swoje problemy.
Obecne państwo tworzy scentralizowany
system państwowy ciążący ku faszyzmowi. Chce wszystko kontrolować. Jednakże
rozwój samoorganizacji opartej o autonomię demokratyczną może stworzyć podstawę
do samorządu. Przykładowo na poziomie wioski, dzielnicy lub miasta. Sensem tej
formuły jest „państwo a demokracja”, [1]
chodzi o zmniejszenie roli państwa i rozszerzenia społeczeństwa
demokratycznego.
Początkowo był to model rozwiązania
kwestii kurdyjskiej. W ten sposób można rozwiązać problemy narodowościowe. Tak
samo religijne. Zwłaszcza, kiedy gdy grupy identyfikujące się wg. klucza
religijnego i etnicznego żyją razem. Ale co ważniejsze, tak samo można
rozwiązać problemy ekonomiczne. Można zwalczać ucisk i wyzysk poprzez
decentralizację gospodarki i dostosowanie jej do potrzeb ludzi w terenie. Taki
jest cel demokratycznego konfederalizmu. Dla grup społeczeństwa, które cierpią
z powodu braku demokracji, ten system jest perspektywą, i tak jak powiedziałem,
tak jest również w przypadku wyzwolenia kobiet.
Dlatego, moim zdaniem, system ten
przedstawia koncepcję, która jest rozwiązaniem dla kapitalistycznej metropolii
na Zachodzie i dla mniej skapitalizowanych regionów Wschodu. Jeśli spojrzymy na
Europę, już mamy początki takiej organizacji. Mówiłem o uzwiązkowieniu
pracowników. W niektórych obszarach mieszkańcy organizowali się samodzielnie.
Taka forma organizacji istnieje w tradycji Komuny Paryskiej. Demokratyczna
autonomia jest organizacją skierowaną przeciwko celom hegemonii
kapitalistycznej nowoczesności i jej dążeniom do objęcia społeczeństwa pełną
kontrolą. Gospodarka, zdrowie, edukacja, kultura i inne obszary mogą być zorganizowane
w tym systemie. Kapitalistyczny wyzysk może być otoczony i ograniczony. Pozwala
to również na ograniczenie stojącego za nim systemu państwowego, oraz
wzmocnienie organizacji społeczeństwa demokratycznego. Komuna Paryska i
rewolucje socjalistyczno-demokratyczne są tu dziedzictwem. Na tej podstawie
trzeba organizować wszystkie składowe społeczeństwa w dążeniu do demokratycznej
autonomii. To jest możliwe. W taką walkę można zaangażować znaczną część społeczeństwa.
Ta walka ma wyalienować system rządzący – i jest w stanie to zrobić.
Ta koncepcja różni się od koncepcji
Rewolucji Październikowej, która zniosła rządzący rząd i zbudowała w jego
miejsce nowy mający ponoć rozwiązać wszystkie problemy społeczeństwa. Czemu?
Po pierwsze, takie podejście się nie
sprawdziło. Zastąpienie jednej władzy państwowej inną nie jest rozwiązaniem.
Samo państwo jest środkiem wyzysku. Nie może przynieść demokracji, nie tworzy wolności
ani równości. W końcu zawsze zamienia się w ucisk i wyzysk. Państwo pozostaje
państwem, bez względu na to w czyich jest rękach. Wracamy z powrotem do punktu
wyjścia. Dlatego ten paradygmat nie jest rozwiązaniem.
Po drugie, nie jest możliwe zrealizowanie
takiego pomysłu w obecnych warunkach – nawet gdyby było to pożądane. Po prostu
nierealistyczne jest przypuszczenie, że rządzący system państwowy może zostać
zmiażdżony, aby można było zbudować demokrację, socjalizm. Ale powiedzmy, że
rewolucja zakończy się sukcesem – nadal takie podejście nie doprowadzi do
trwałego rozwiązania. „Realny socjalizm” to udowodnił.
Budowanie demokratycznego konfederalizmu
lub demokratycznej autonomii w realiach, w których żyjemy, dla wszystkich,
kobiet, młodzieży i pracowników, jest realizacją demokratycznej i socjalistycznej
rewolucji. Nie tworzenie nowego państwa, ale tworzenie społeczeństwa
demokratycznego; nie niszczenie obecnego stanu, ale organizowanie
demokratycznego społeczeństwa jako przeciwwagi, która ogranicza państwo – taki
jest cel.
W ten sposób ludzie tworzą to, co
nazywamy formułą „Państwo a demokracja”. Tak więc w konfederalizmie
demokratycznym kompetencje, które były związane tylko z państwem, są mu
odbierane i przenoszone na społeczeństwo, które z nich korzysta w ramach swojej
demokratycznej organizacji. Tak właśnie rozumiemy demokratyczny konfederalizm.
Tego rozwiązania nie ogranicza geografia.
Jest to także sposób na rozwiązanie wszystkich problemów społecznych, nie tylko
etnicznych, lub religijnych. Wszystkie kwestie wolności i demokracji można rozwiązać
za pomocą tego systemu. Jeśli każda grupa społeczna zorganizuje się we własnym
interesie, wówczas będzie także w stanie znaleźć rozwiązania problemów jakich
doświadcza w systemie kapitalistycznym.
Jest to system, który może zaoferować
rozwiązania problemów narodowych, religijnych i etnicznych, szczególnie na Wschodzie.
Ale można go wprowadzić także w centrach kapitalizmu. Ponieważ także tam istnieje
problem centralizmu. Także tam duże grupy społeczne są wykluczone z systemu lub
brutalnie wykorzystywane i stłumione przez niego. Tam też system coraz bardziej
zagraża umysłom, sercom, całemu życiu ludzi. System próbuje kierować ludźmi dla
swoich celów. Dlatego istnieje poważna sprzeczność między tymi częściami
społeczeństwa a państwem stworzonym przez kapitalistyczną nowoczesność. Wolność
i równość od wyzysku i ucisku można stworzyć w oparciu o demokratyczne
rozwiązania autonomiczne. Gdy idee demokratycznej autonomii i demokratycznego konfederalizmu
rozprzestrzeniają się, wierzymy, że nawet w kapitalistycznej nowoczesności
odkrywane są nowe strategie i formy organizacji aby przezwyciężyć problemy.
-Czy ten system jest także współczesną odpowiedzią na internacjonalizm proletariacki?
Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że
demokratyczny konfederalizm jest modelem rozwiązania problemów społecznych,
które kapitalistyczna nowoczesność stworzyła w epoce imperialistycznego
globalnego kapitału finansowego. Problemy te występują zarówno w krajach, które
kapitalizm nazywa rozwiniętymi, jak i w krajach przezeń eksploatowanych. To
powszechne problemy. Obejmują one tematy od bezrobocia po problemy etniczne i
kulturowe. Jeszcze większym problemem jest wyobcowanie mentalne społeczeństwa,
brak rozumienia rzeczywistości w której się żyje. Kolejny problem to
militaryzm. To problem państwowy, perspektywa III wojny światowej. To problemy,
które dotyczą całej ludzkości. Mogą występować w różnym natężeniu w danym
miejscu, ale są globalne dla całej ludzkości. Ich przyczyną jest trwający pięć
tysięcy lat system państwowy. Obecnej są one podniesione do niespotykanego wcześniej
poziomu; wydają się praktycznie nie do pokonania. Za to odpowiada nowoczesność
kapitalistyczna – 500 lat kapitalizmu.
Demokratyczny konfederalizm jest drogą do
rozwiązania tych problemów. Dotyczy to wszystkich grup społecznych. Bez względu
na to, w jakim obszarze te problemy wystąpią, bez względu na to jak są duże,
można je przezwyciężyć za pomocą modelu demokratycznej nowoczesności.
W obecnych warunkach rządzące siły, burżuazja,
przedstawiciele kapitalistycznej nowoczesności, ustanowiły organizację, która
narzuca reszcie społeczeństwa życie zgodnie z ich ideami, ideami władców. Oni
narzucają swój system społeczeństwu. Natomiast system demokratycznej autonomii
mówi: „Nie, nie musicie być tacy, jak oni chcą. Jesteście częścią
społeczeństwa. Macie własną kulturę, własne rozumienie moralności i własne
życie. Możecie sami rozwiązać własne problemy. Dlatego musicie rozwijać i
realizować własną nowoczesność, własną organizację i własne zrozumienie życia.”
Przewodniczący Apo[2]
nazwał to demokratyczną nowoczesnością i w swoich mowach obronnych[3]
apelował do grup społecznych na świecie: Organizujcie swoją własną
demokratyczną nowoczesność. Nie musicie żyć kapitalizmem. Możecie żyć
demokracją. Możecie stworzyć system wolności oparty na pluralizmie, sprawiedliwości
i solidarności. Możecie wszyscy organizować się niezależnie, budować razem
swoje życie poza państwem. I dzięki temu przezwyciężyć problemy ucisku i wyzysku
stworzone przez kapitalizm.
Jeśli ludzie są gotowi zaakceptować to rozwiązanie,
może zostać wdrożone w dowolnym miejscu na świecie. Początkowo socjalizm
upatrywał rewolucji w Europie. Potem pojawiła się koncepcja, że nie, nie w
Europie, ale w Azji. Lub inna, że najpierw w koloniach lub krajach rozwijających
się. Demokratyczna nowoczesność odrzuca takie założenia. Jest formą restytucji
demokratycznego socjalizmu. Tak sformułował to Ocalan. Na całym świecie
pojawiają się pilne problemy. Jednocześnie na całym świecie można prowadzić
rewolucyjny ruch oporu, stworzyć rewolucyjną organizację demokratyczną i
przezwyciężać problemy społeczne. Od Ameryki do Europy, od Azji po Afrykę. Ale
wszyscy w nawiązaniu do swoich problemów.
W tym kontekście internacjonalizm nabiera
nowego znaczenia. Była kiedyś siła, która ustanowiła państwo i przejęła wiodącą
rolę internacjonalizmu. Przekształciło się to w formę hegemonii. Związek Sowiecki
był za to krytykowany przez innych socjalistów, dla których to nie był internacjonalizm,
ale nowa forma hegemonii w imię socjalizmu.
Ale wraz ze zrozumieniem demokratycznej
nowoczesności ponownie otwiera się droga do internacjonalizmu. Wszędzie tam,
gdzie rozwinął się system demokratycznej autonomii, gdzie demokratyczne
organizacje społeczne organizują się przeciwko państwu, pomiędzy wszystkimi
tymi organizacjami na całym świecie można ustanowić związki solidarności. W ten
sposób rozwija się solidarność internacjonalistyczna. Dla wolnego,
pluralistycznego i sprawiedliwego życie dla wszystkich uciskanych, wszystkich
robotników, a właściwie wszystkich kręgów społeczeństwa, żyjących z własnej
pracy, te środowiska muszą wchodzić w interakcje, aby uskuteczniać wzajemną
solidarność. To oczywiście prowadzi nas do nowej formy internacjonalizmu,
której celem nie jest uzależnianie innych, ani rozwijanie swojej hegemonii, ale
międzynarodowa solidarność w prawdziwym tego słowa znaczeniu, ponieważ sam
system jest demokratyczny, oparty na wzajemnej solidarności. I dlatego nie ma
znaczenia, w którym miejscu na świecie się znajdujemy, ta solidarność opiera
się na wartościach wolności i sprawiedliwości. Nikt nie otrzyma szansy, aby
sprowadzić innych pod swoje wpływy, aby ich kontrolować lub asymilować.
Stary, państwowy paradygmat socjalizmu, a
raczej próby socjalizmu, nie zdołał zbudować internacjonalizmu. Zamiast tego
wyhodował nową hegemonię. Natomiast nowoczesność demokratyczna i demokratyczny
konfederalizm uniemożliwiają tworzenie nowych hegemonii. Tylko związki, sojusze
i solidarność oparte na sprawiedliwości i wolności powinny powstać w tym
systemie. I to jest nowa forma internacjonalizmu.
Duran Kalkan jest członkiem rady wykonawczej Koma Civakên Kurdistan (KCK – Unia Wspólnot Kurdystanu to organizacja zrzeszająca formacje demokratycznego konfederalizmu we wszystkich czterech zaborach i na emigracji). Niniejszy wywiad ukazał się w numerze styczniowo-lutowym Kurdistan Reportw 2014 roku, w języku niemieckim. Jego angielskie tłumaczenie opublikował w listopadzie 2017 roku portal Internationalist Commune of Rojava. Tłumaczyłem z tego ostatniego, posiłkując się elektronicznym przekładem wersji niemieckiej.
P.Z.
[1]
Mam tu małą zagwozdkę. W wersji niemieckiej jest „państwo plus demokracja”, w
angielskiej „państwo kontra demokracja”. Zdecydowałem zastosować bardziej
neutralne „państwo a demokracja”.
[3]
Uwięziony przez Turcję i skazany przez nią na śmierć (zamienioną potem na
dożywotnie więzienie) Ocalan wykorzystał wystąpienia procesowe to przekazania
opinii publicznej swoich koncepcji.